Słupki PiS jeszcze sobie pewnie poprawi, lecz rany już nie zagoi
Ministrowie, posłowie, senatorowie PiS myśleli, że stanowią, niechby zdyscyplinowaną, lecz przecież gwardię wodza – nagle widzą, że się znaleźli w kompanii karnej. Prezes w panice zrobił ruch samobójczy i już nie pilnuje aby pretorianom niczego nie brakowało.
Obsuwę sondażową po 27:1 można uznać za wypadek przy pracy, błąd, który udało się nadrobić. Wpadki z nagrodami już nie. Sądy takie czy inne, holocaust, Marzec 68, integracja europejska, spółki skarbu państwa? To dla wielu ludzi abstrakcja. Kilkadziesiąt tysięcy złotych to zrozumiały konkret. Pierwsza reakcja Beaty Szydło i Jarosława Kaczyńskiego; należało się i odczepcie! – była prosta i zrozumiała. Chamstwo, bezwzględność i siła.
Po czymś takim trudno o miłość, ale zostaje strach. W ten sposób też można rządzić, choć Wielki Brat lubi by go także kochali. Ale trudno, damy se radę. Lecz histeryczna rejterada męża, który miał być opatrznościowy, kompromituje go. Nagle się okazuje, że to mały, pod każdym względem, człowieczek, przestraszony i zagubiony, którego nie ma za co poważać i którego nie trzeba się bać. Trudno określić podmiot, który teraz pokazał swoje nieosłonięte podbrzusze, ale wiadomo o co chodzi. Taka sytuacja to początek końca dla dyktatora, czy choćby aspirującego do takiej roli.
I w panice zrobił ruch samobójczy. Naruszył elementarną zasadę niedemokratycznej władzy. Nawet jeśli nie ma ona dla poddanych chleba, to uatrakcyjnia widowiska i pilnuje aby pretorianom niczego nie brakowało. A ten, waląc po wszystkich w jak najszerzej rozumianej władzy, walnął i w swoich, by się przypodobać narodowi. Po prostu, dla osobnika żyjącego w kokonie: bez rodziny, konta, zakupów, normalnych kontaktów, wyjść na miasto, wyjazdów etc. abstrakcją są dwa tysiące złotych. Ale dla jego ludzi, dla dziesiątków tysięcy ludzi w najszerzej pojmowanej władzy już nie. A już najgorzej wychodzą ci, pożal się Boże, współdecydenci. Ministrowie, posłowie, senatorowie, zagrożeni wilczym biletem, jeśli sami nie wypną tyłka i nie pocałują ręki, która ich wychłostała. Myśleli, że stanowią, niechby zdyscyplinowaną, lecz przecież gwardię wodza – nagle widzą, że się znaleźli w kompanii karnej.
Zabawne; poseł PiS i poseł PO dostają po dupie z tej samej ręki. Zarysowują się wreszcie realne przesłanki wyświechtanego „porozumienia nad podziałami”. Szansa dla prawdziwych polityków opozycji. Prawdziwych – mówię!
Wydarzenia ostatnich tygodni kazałyby się też zastanowić nad trwałością tzw. żelaznej gwardii PIS, a właściwie to Kaczyńskiego. Ludzie, uciekający od wolności, odnajdują spokój i poczucie własnej wartości w – zależy od oceny – stadzie/zespole. Koniecznie z nieustraszonym, silnym i nieomylnym – niczego nie skreślać – wodzem. A tu wódz ustępuje pola przed Brukselą, Żydami i teraz te pieniądze… Łatwej i prościej było trwać przy nim, kiedy latami przegrywał, lecz był integralną osobowością, bez strachu i wahania.
Tę większość wyborców, która i tak nie zagłosowałaby na PIS, ostatnie wydarzenia tylko utwierdzają w jej przekonaniach. Te druzgocące – chwilowo? – dwanaście procent straty w sondażach, to owo centrum, które każdorazowo decyduje o wyniku wyborów. Jeśli ono wytrwa w zbudzonych ostatnio uczuciach, to Kaczyński by miał przechlapane.
Tryb warunkowy jest tu bardzo istotny. W dającej się przewidzieć sytuacji PIS – nawet osłabiony – pozostaje siłą polityczną większą od każdej innej. Jeśli te inne siły zechcą, zwłaszcza w obliczu słabnięcia PIS, załatwiać swoje interesy i nie stworzą koalicji, to nawet mając w sumie więcej głosów niż Kaczyński, pomogą mu utrzymać tę coraz marniejsza władzę.