Sławomir Sierakowski: Dlaczego hipernacjonalizm obraża PiS?
Lewakiem nie jest tylko Jarosław Kaczyński, ojciec Rydzyk i sama posłanka Pawłowicz, a dalej rozciąga się już ocean lewactwa, po którym pływa jeszcze oblężona tratwa obrońców normalności z Prawa i Sprawiedliwości, którzy lewakami nie są tylko warunkowo. Jeden fałszywy ruch i także oni mogą zostać rozjechani przez posłankę Pawłowicz - pisze Sławomir Sierakowski dla WP.
Bono ostrzegał w Kongresie USA przed "hipernacjonalizmem" w Polsce, a Reporterzy bez Granic ogłosili spadek Polski w Światowym Indeksie Wolności Prasy z 18 na 47 miejsce. To już 187 sygnał z Zachodu, że demokracja liberalna w Polsce jest zagrożona. Ciekawe, ile jeszcze potrzeba, żeby obóz władzy poczuł, że "dobra zmiana" nie jest żadną dobrą zmianą, tylko dużym krokiem wstecz w doganianiu Zachodu, o którym marzyły pokolenia Polaków. Wszystkie sygnały dotąd zbywane były przez polityków Prawa i Sprawiedliwości stwierdzeniami o "donosach opozycji", "wątpliwych źródłach", na których opierają się dzienniki, telewizje, politycy, agencje ratingowe, Komisja Wenecka, Komisja Europejska, Parlament Europejski, Rada Europy itp. itd.
Na nieoficjalną rzeczniczkę rządzących i partnera do dyskusji z Bono i Zachodem wyrosła posłanka Krystyna Pawłowicz, która podobno mówi to, co inni w Prawie i Sprawiedliwości myślą, ale nie mówią tego wprost albo przynajmniej nie za każdym razem.
"Odnogi lewackiego układu"
Myliłby się ten, kto by sądził, że posłanka Pawłowicz potrafi dogodzić tylko prawicy. To raczej koledzy i koleżanki z partii posłanki Pawłowicz chodzą zatroskani jej aktywnością. Niezwykle popularna jest za to na lewicy. Nic dziwnego, skoro wystarczy zbliżyć do posłanki mikrofon, żeby dowiedzieć się, ilu jest lewaków w Polsce i jak daleko sięgają lewackie wpływy. Lewakiem nie jest tylko Jarosław Kaczyński, ojciec Rydzyk i sama posłanka Pawłowicz, a dalej rozciąga się już ocean lewactwa, po którym pływa jeszcze oblężona tratwa obrońców normalności z Prawa i Sprawiedliwości, którzy lewakami nie są tylko warunkowo. Jeden fałszywy ruch i także oni mogą zostać rozjechani przez posłankę Pawłowicz. Gdy tylko Ziobro wypadł z łask szefa PiS, posłanka uznała, że to Ziobro perfidnie wykorzystał Kaczyńskiego.
Nic więc dziwnego, że w poczcie lewaków są i Donald Tusk ("lewak ostentacyjny"), posłanki i posłowie Platformy i .Nowoczesnej ("wylewający w Sejmie swoje lewackie frustracje"). W ogóle tylko ktoś naiwny może utrzymywać, że zabrakło lewicy w tym parlamencie. "Lewaccy posłowie" codziennie wojują z otoczoną z każdej strony posłanką. To oni stoją za wszystkim, co nie podoba się posłance. W tym także za 187 sygnałami z Zachodu, że źle się dzieje w naszym państwie. Wszystko bierze się z tego, że lewacy donoszą światu na Prawo i Sprawiedliwość, a prasa od Zachodu po Japonię to drukuje. Tym posłanka Pawłowicz tłumaczy obniżenie Polsce raitingu przez Agencję S&P. Nawet Komisja Wenecka "jest odnogą lewackiego układu, którzy rządzi teraz Europą. Nigdy więcej! Precz!".
Polska gramatyka też jest lewacka
I niesprawiedliwy jest zarzut, że dla Prawa i Sprawiedliwości najważniejsze są kadry. Posłanka Pawłowicz dostrzega też mechanizmy. Te są również lewackie. Lewacka jest na przykład polska gramatyka, lewackie są skróty, a lewakami ci, co mówią "spoko". Dowiedzieliśmy się o tym, gdy posłance małostkowo - piszę to na poważnie - wytknięto, że nie pisze się "wziąść". Profesor Pawłowicz odrzuciła te przypuszczenia, zgodnie z żelazną zasadą: "Mam taki potencjał, że rozjeżdżam wszystkich, w studiu musi być walka. Badania pokazały, że to mnie telewidzowie oglądają chętniej niż prezesa Kaczyńskiego". Dlatego też zareagowała oburzeniem: "Mnie w szkole w latach 60-tych ub. wieku uczono tak, jak napisałam: WZIĄŚĆ. I tego będę się trzymała. Wy, dzisiaj wszystko skracacie i stosowanie niechlujnych, często prymitywnych skrótów jest Waszą, lewactwa cechą, przejętą zresztą po komunistach psujących język. Np. spoko, zara itp. Pouczacie też innych, bo nie znacie języka polskiego, a jedynie jego pojedyńcze wersje słownikowe,
wymyślane i dołączane póżniej" [pisownia oryginalna].
Jeśli ktoś jeszcze nie wierzy w absolutne rządy lewactwa na świecie, niech sam sprawdzi, wpisując dwa słowa "lewacy" i "Pawłowicz" razem w Google, to zobaczy 62 700 dowodów. A jeśli dalej nie wierzy, to sam jest lewakiem i tyle.
Zachód inspirowany jest donosami opozycji
Zastanówmy się nad argumentem, że za reakcjami Zachodu stoją donosy opozycji i wątpliwe źródła. Tak na przykład skomentowała rezolucję "Parlamentu Europejskiego" premier Beata Szydło: "Jest ona, niestety, pewnym aktem desperacji politycznej polskiej opozycji, która na arenie międzynarodowej zrobiła zamieszanie i postawiła Polskę w złym świetle". Odsuńmy na chwilę te oczywiste okoliczności, że Zachód, instytucje europejskie, prasa i politycy, sami potrafią dowiedzieć się, co się dzieje w Polsce. Zagraniczne media mają tu korespondentów, państwa i Unia Europejska mają swoje ambasady, są międzynarodowe instytucje, które posiadają swoje przedstawicielstwa w Polsce, działają agencje prasowe, międzynarodowe organizacje pozarządowe, watchdogi itd. Trudno uwierzyć także, że politycy obozu władzy nie zauważyli globalizacji, integracji europejskiej, zniesienia granic, powstania internetu, itd. Ale załóżmy, że naprawdę wierzą, że to od opozycji Zachód dowiedział się, co się dzieje z Trybynałem Konstytucyjnym w Polsce,
ustawami o mediach publicznych, służbie cywilnej, prokuraturze, "ustawie inwigilacyjnej".
Ale co to w istocie znaczy? Albo, że Prawo i Sprawiedliwość, mimo że ma całą machinę dyplomacji, swoich eurodeputowanych i w ogóle pełnię władzy w Polsce, nie potrafi dotrzeć do Zachodu ze swoją wersją wydarzeń, albo dociera, ale dla żadnej zagranicznej instytucji lub gazety ta wersja nie brzmi przekonująco. Żadnej, poza partiami skrajnej prawicy współpracującymi z Kremlem, bo tylko one oklaskiwały premier Szydło w Europarlamencie.
Bo że Prawo i Sprawiedliwość skarżyć się na rządzących w Polsce potrafi, dowiodło wielokrotnie. Eurodeputowany Ziobro informował Parlament Europejski o wyprowadzanych w kajdankach dziennikarzach, Zdzisław Krasnodębski mówił o "zagrożeniu demokracji w Polsce", informując o sfałszowaniu wyborów samorządowych. W styczniu PiS rozkolportował ulotkę w PE o podsłuchiwanych dziennikarzach.
Dlaczego hipernacjonalizm obraża PiS?
Oczywiście można też uznać, że dla Zachodu opozycja i Prawo i Sprawiedliwość nie są równie wiarygodne i nie są traktowane tak samo. Tak rzeczywiście może być. Prawdopodobnie Prawo i Sprawiedliwość przez główny nurt polityki europejskiej postrzegane jest jako partia bardzo prawicowa - "hipernacjonalistyczna" jak to powiedział Bono - i z tego powodu mniej wiarygodna niż bardziej proeuropejskie, bardziej otwarte na integrację europejską i kulturę zachodnią partie opozycji. Ale to jest przecież wybór Prawa i Sprawiedliwości. Nikt nie zmuszał PiS do wybrania marginalnej frakcji w PE, w której jedyną poważną siłą są Torysi z Wielkiej Brytanii, tyle że akurat oni są za opuszczeniem Unii Europejskiej.
Dlaczego właściwie zarzut, że są nacjonalistami obraża polityków PiS? Czy to nie oni bez przerwy odwołują się do kategorii narodu? Przecież wszystko ma być teraz narodowe - kultura, ziemia, nawet media publiczne. Nie wystarczy, żeby były publiczne, one muszą się nazywać narodowe. Nie chcemy imigrantów, zakazujemy sprzedaży ziemi, żeby jej nie wykupili cudzoziemcy. Naród ponad prawem - tak próbowano wyjaśnić wyższość decyzji parlamentu nad decyzjami Trybunału Konstytucji w zakresie zgodności z konstytucją (co jest wyłączną kompetencją TK).
Protesty dowodzą, że nie mamy problemów z demokracją
To jest mój ulubiony argument. Zacytujmy znowu samą premier z sejmowego wystąpienia: "Demokracja w Polsce ma się dobrze. Dowodem na to protesty na ulicach". Czy podążając za tą logiką pani premier uznaje demokrację ludową sprzed 1989 roku za jeszcze lepszy ustrój, skoro protesty wtedy były jeszcze większe? A może naprawdę... najlepiej zapytać posłankę Pawłowicz.
Sławomir Sierakowski dla Wirtualnej Polski