Skazany na śmierć, uciekł przed PRL-owskim sądem
Sam o sobie mówił, że służył przede wszystkim Polsce. PRL-owskie sądy dla szpiegów nie miały jednak litości. Płk Ryszard Kukliński, który od lat 70. przekazywał Amerykanom tajne dokumenty bloku wschodniego, dokładnie 30 lat temu został zaocznie skazany na karę śmierci.
Grzegorz Majchrzak, historyk z Instytutu Pamięci Narodowej przypomina, że wyrok nie został wykonany, bo Kukliński uciekł z kraju na miesiąc przed wprowadzeniem stanu wojennego w 1981 roku.W ewakuacji pomógł mu amerykański wywiad. Służby PRL dopiero po paru dniach zorientowały się, że zniknął. Rozpoczęło się gorączkowe śledztwo, zakończone skazaniem go na karę śmierci 23 maja 1983 roku. Wyrok wydał sąd wojskowy w Warszawie.
W 1995 roku Sąd Najwyższy uchylił wyrok, a Kukliński w pełni zrehabilitowany został dwa lata później. Był to jeden z warunków zgody Amerykanów na członkostwo Polski w NATO. Grzegorz Majchrzak podkreśla, że był to trudny i długi proces, a Kukliński zyskał w nim nieoczekiwanych "sojuszników". Paradoksalnie, większe zasługi w jego rehabilitacji ma Leszek Miller niż na przykład Lech Wałęsa, który - jak przypomina historyk - nazwał go "zdrajcą".
Ryszard Kukliński był wysokim rangą oficerem ówczesnego Ludowego Wojska Polskiego. Kontakt z amerykańskimi służbami nawiązał podczas rejsów swoim jachtem, kiedy miał wykonywać zadania dla polskiego wywiadu. Przekazał Amerykanom między innymi plany ataku wojsk Układu Warszawskiego na Europę Zachodnią. Zagrożony dekonspiracją, uciekł z Polski do Stanów Zjednoczonych, gdzie mieszkał do końca życia. Zmarł 11 lutego 2004 roku w Tampie na Florydzie. Pochowano go na Cmentarzu Wojskowym na warszawskich Powązkach.