Rekonstrukcja rządu. Kataryna: "Ideologiczna jazda bez trzymanki dopiero się zaczyna" [OPINIA]
Nominacja Przemysława Czarnka na ministra edukacji to dowód na ubezwłasnowolnienie premiera Mateusza Morawieckiego. Jeśli komuś takiemu prezes Jarosław Kaczyński postanowił oddać dzieci i młodzież, to znaczy, że ideologiczna jazda bez trzymanki w Polsce dopiero się zaczyna.
Pozwólcie, że zacznę od słów Joachima Brudzińskiego: "Dzisiaj można powiedzieć z pełną odpowiedzialnością i bez 'nadymania się' - a to określenie pasuje bardzo do posłów mniejszych partii koalicyjnych, którzy po raz pierwszy zasiadają w polskim parlamencie, a nabrali przekonania, że będą mogli ustawiać największą partię, dzięki której mają mandaty i czasami na wyrost bardzo wysokie stanowiska państwowe. Jeśli nie nastąpi opanowanie i pewnego rodzaju refleksja, to jedyne co im zostanie to miłe wspomnienia".
Tak było niespełna dwa tygodnie temu, kiedy nie tylko Brudziński używał sobie na koalicjantach, całkiem otwarcie zapowiadając pozbawienie ich stołków, które nieraz przerastały ich kompetencje.
W dyscyplinowaniu Zbigniewa Ziobry - bo przecież o jego bunt chodziło - wzięli udział więksi i mniejsi politycy PiS, a próbowano chyba każdego "argumentu", włącznie z pomysłami rządu mniejszościowego, przyspieszonych wyborów czy wręcz wymuszenia dymisji samego Ziobry jako warunku utrzymania ziobrystów na stołkach, a ich rodzin w spółkach Skarbu Państwa. Tydzień temu poważna gazeta cytowała nawet polityka PiS, który opowiadał o ultimatum, jakie Ziobrze postawił Kaczyński. Jednym z warunków miało być powstrzymanie się ziobrystów od szarż światopoglądowych, głównie oczywiście wymierzonych w środowisko LGBT.
I co? I tydzień później wielodniowy, zmasowany atak PiS na Zbigniewa Ziobrę kończy się rekonstrukcją, która wygląda na jego duże zwycięstwo. Zachował stan posiadania i nie wygląda, aby odbyło się to jakimś dużym kosztem. Nawet powstrzymania się od szarż światopoglądowych PiS już nie wyegzekwuje, bo na czele ministerstwa edukacji postawił właśnie człowieka, który się nie nadaje do żadnej pracy związanej z edukacją i zdaje się nie mieć tu specjalnych ambicji, jeśli nie liczyć wojny ideologicznej.
Zobacz też: Przemysław Czarnek nowym szefem MEN. "To granie na emocjach"
Przemysław Czarnek: "Brońmy rodziny przed tego rodzaju zepsuciem, deprawacją, absolutnie niemoralnym postępowaniem. Brońmy nas przed ideologią LGBT i skończmy słuchać tych idiotyzmów o prawach człowieka czy jakiejś równości. Ci ludzie nie są równi ludziom normalnym i skończmy wreszcie z tą dyskusją".
Nowy minister edukacji Przemysław Czarnek to jeden z tych polityków, którego wypowiedziami można wypełnić spory rozdział podręcznika o tym, czego nie mówić, gdy ma się aspiracje do bycia ministrem w cywilizowanym kraju. Jeśli więc komuś takiemu prezes Jarosław Kaczyński postanowił oddać dzieci i młodzież, to znaczy, że ideologiczna jazda bez trzymanki dopiero się zaczyna.
Mogłabym oczywiście zakładać, że oddał, bo nie było lepszych - ale to akurat nieprawda, gdyż lepszy byłby każdy, a chętni też by się znaleźli. Awans Czarnka traktuję zatem jako odwołanie dopiero co zapowiedzianego zakończenia wojny kulturowej i przeniesienie jej na dobre do szkół. Czyli najgorzej. Bezduszna decyzja, akurat zbiegająca się w czasie z informacją o kolejnym samobójstwie zaszczutego w szkole dziecka.
Dlaczego tyle akurat o nim? Bo choć bardzo chciałabym się mylić, uważam tę nominację za pewien symbol obecnej rekonstrukcji rządu, wskazujący ideowy kierunek zmian. Bardzo złych zmian, bo akurat eskalacja ideologicznych sporów to najgorsze, co można teraz zrobić - a, z całym szacunkiem, pan Czarnek nie wykazał się do tej pory kompetencjami pozwalającymi sądzić, że jego ambicje wykraczają poza przeniesienie tych sporów do szkół.
Mogę się mylić, ale odnoszę wrażenie, że nominacja Przemysława Czarnka to także dowód na dalsze ubezwłasnowolnienie Mateusza Morawieckiego. Trudno mi sobie wyobrazić, że to była jego decyzja, bo jest wystarczająco inteligentny, żeby zrozumieć, jakim obciążeniem dla jego rządu będzie ten nowy minister.
Pozostaje pytanie, czy premier jeszcze w ogóle podejmuje jakieś decyzje w odniesieniu do swojego rządu, zwłaszcza po wejściu do niego wicepremiera Jarosława Kaczyńskiego. A także, jak będzie w praktyce wyglądać zarządzanie Ziobrą. Czy wicepremier Kaczyński sam będzie wchodził w spory z nim, czy pozwoli, żeby Morawiecki wreszcie zaczął wygrywać swoje bitwy - jeśli faktycznie ma to być rozgrywka decydującą o przywództwie na prawicy po nieuchronnym odejściu Kaczyńskiego?
Osobiście skłaniam się ku temu, co od kilkunastu dni mówili politycy PiS: faktycznej koalicji już nie ma, nawet jeśli chwilowo skleja ją doraźny interes. Jest zatem kwestią czasu, kiedy Ziobro zawalczy o jeszcze większą podmiotowość - nie bardzo ma przecież wyjście inne, niż zmarginalizowanie Morawieckiego. A upokorzeń doznanych tak niedawno od Kaczyńskiego i jego żołnierzy na pewno im nie zapomni. Dawno Ziobro nie był tak silny.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl