Zamach samobójczy
Wśród bojowców PPS-u tylko jeden odważył się na zamach samobójczy - był nim młody inżynier Tadeusz Dzierzbicki. Po śmierci młodszego brata w manifestacji postanowił zabić generała - gubernatora Maksimowicza. Zamach się udał, jednak zginęły bądź poważnie ucierpiały niewinne osoby.
"Datę wykonania wyroku zaplanowano na 18 maja. Nestor warszawskiego dziennikarstwa Kazimierz Pollak, który był świadkiem zdarzenia opisuje to tak: 'O godzinie 11 przybył na werandę cukierni Vincentiego przy ul. Miodowej 4 jakiś człowiek z niewielkim zawiniątkiem w ręku. Usiadł przy stoliku koło wejścia i zażądał kawy. Wkrótce po nim do cukierni weszło dwóch ludzi - jak się później okazało, agentów policji, stanowiących obstawę trasy, którą miał przejeżdżać dostojnik carski. Zwrócili uwagę na nieznajomego z zawiniątkiem i zbliżyli się do jego stolika. wtedy dał się słyszeć głuchy odgłos strąconej ze stolika paczki, a następnie wstrząsnął powietrzem straszliwy huk - kłęby dymu objęły werandę cukierni i część ulicy. Gdy dym zaczął się rozsnuwać, ludzie ujrzeli wśród poszarpanego żelastwa i odłamków szkła trzy trupy z porozrywanymi brzuchami. Były to strzępy zwłok zamachowca i dwóch śledzących go agentów. Na ulicy zasypanej odłamkami szkła leżały zwłoki czwartego mężczyzny, a kilkanaście ciężko rannych osób
jęczało na chodniku'.
Dzierzbicki był jedynym zamachowcem, który się zdecydował na samoofiarę. Przypadkowych przechodniów 'jęczących na chodniku' nikt o zdanie w tej kwestii jednak nie spytał" - stwierdza autor książki.
Na zdjęciu: miejsce zamachu Dzierzbickiego, cukiernia Trojanowskiego przy ul. Miodowej po wybuchu bomby. 19 maja 1905 r.