Na kilka dni przed ślubem aresztowano jej narzeczonego
"Wanda Krahelska była córką zamożnego ziemianina, a do Warszawy przyjechała, by podjąć studia w Szkole Sztuk Pięknych. W buzującej podziemną konspiracją stolicy niemal natychmiast wstąpiła do PPS, gdzie wkrótce poznała Mieczysława Roubę. Wcześniej w rodzinnym majątku prowadziła z siostrą tajną szkółkę polską, tam też ulokowano drukarnię, z której korzystali białoruscy socjaliści. Względy prywatne również musiały jednak odgrywać tu jakąś rolę, młodzi bowiem zamierzali wkrótce się pobrać. I tu własnie pojawia się wątek tragiczny - na kilka dni przed ślubem.
Rouba został aresztowany. Śledztwo, choć ostatecznie niczego mu nie udowodniono, musiało być jednak bardzo brutalne. 'Po pewnym czasie zwolniono go z więzienia w takim stanie, że biedak dostał pomieszania zmysłów i się zastrzelił' - opowiadała Piłsudska.
Sama Krahelska nigdy się do tego nie przyznała (przekonywała, że dokonała zamachu, bo jej go zlecono). Dla wszystkich jednak było jasne, że od śmierci Rouby miała obsesję zemsty na Skałonie (rosyjski wojskowy, głównodowodzący wojsk Warszawskiego Okręgu Wojskowego w latach 1905-1914 - przyp. red.)
18 sierpnia 1906 Krahelska zrzuciła na powóz gubernatora dwie bomby, jednak Skałon przeżył wybuch. "Nawet sześćdziesiąt lat później nie mogła sobie wybaczyć, że bomby nie rozerwały generała-gubernatora na miejscu. Dobiegając już osiemdziesiątki, wciąż pocieszała się mocno zakodowaną w głowie legendą: 'Skałon zmarł w 1914 roku wskutek infekcji - jak wieść niesie - spowodowanej niewyleczoną kontuzją ucha. Bomby zrobiły jednak swoje' - opowiadała wówczas dziennikarzom. 'Kontuzja ucha' była rzeczywiście jedyną poważniejszą raną odniesioną przez Skałona podczas zamachu. Nic jednak nie wskazuje na to, by ona była przyczyną śmierci. Zamachowczyni trzymała się jednak tej wersji kurczowo, wciąż nienawidząc swojej niedoszłej ofiary".
Na zdjęciu: Wanda Krahelska, działaczka PPS.