PiS wkurzone na Dudę. A to jego metoda przejmowania sądów jest bardziej skuteczna
W PiS znowu słychać pomruki niezadowolenia na brak stanowczości prezydenta Andrzeja Dudy. A polityk gra na rozciągnięcie w czasie konfliktu wokół Sądu Najwyższego. Przejęcie KRS pokazało, że to skuteczniejsza metoda niż gwałtowny i głośny spór.
Prezydent Andrzej Duda znowu podpadł jastrzębiom z Prawa i Sprawiedliwości. W partii są niezadowoleni z tego, że głowie państwa brakuje stanowczości i pozwala na przeciąganie sporu wokół Sądu Najwyższego - donosi "Fakt". Sytuacja coraz bardziej zaczyna przypominać tę z zeszłego roku, zresztą takie analogie czyni nawet była premier Beata Szydło.
Powtórka z rozrywki
Scenariusz jest taki: najpierw ostre protesty w obronie przejmowanej przez PiS instytucji, później krok w tył wykonany przez prezydenta Dudę, a później krytyka z twardego jądra PiS. Różnica jest jedna: rok temu wszystko działo się z większą intensywnością - protesty były bardziej liczne, krok prezydenta bardziej zdecydowany (weto), a krytyka PiS znacznie ostrzejsza (by przypomnieć twórczość mediów Tomasza Sakiewicza)
. Teraz takich emocji nie ma.
Po żadnej ze stron, co dowodzi pewnej skuteczności strategii Dudy. Bo czas działa na korzyść PiS. "Co nagle, to po diable" - chciałoby się powtórzyć. Opinia publiczna jest coraz bardziej zmęczona koniecznością obrony kolejnych sądów i rad - PiS-owi udało się ją zamęczyć tematem. Poza tym to sprawa dość abstrakcyjna, znacznie trudniej do wzbudzenia emocji niż wiek emerytalny czy zaostrzenie prawa aborcyjnego (choć statystycznie mamy większe szanse na spotkanie z sądem niż z aborcją).
Zobacz także: Ewa Kopacz: prezydent boi się podjąć decyzję
Opozycja przedstawiła już chyba wszystkie argumenty, nie ma do powiedzenia nic nowego, co także ułatwia zadanie Prawu i Sprawiedliwości. Bo - z perspektywy wyborców - skoro od 2,5 roku mówi się o końcu demokracji i państwie totalitarnym, a nadal jakoś niespecjalnie to widać, to znaczy, że straszenie było na wyrost. To generalny problem polityki - słowa i hasła szybko się zużywają, więc trzeba szukać nowych. Dlatego Duda postawił na poczekanie, aż opozycja wystrzela się ze słownej amunicji, a opinię publiczną dopadnie zmęczenie.
W razie czego
Co więcej, prezydent zabezpiecza się też przed niekorzystnym dla PiS wynikiem postępowania zapoczątkowanego przez Komisję Europejską. Może ono się skończyć przed Trybunałem Sprawiedliwości UE i kompletnie wykoleić reformę PiS. Dzięki stanowi zawieszenia, w którym dzisiaj pozostaje Sąd Najwyższy, rządzący będą mogli powiedzieć "ale przecież my formalnie nie odwołaliśmy prezes Gersdorf".
Plan był w sumie dobry, gorzej z wykonaniem. Prezydent postanowił przeciągnąć spór o Sąd Najwyższy, zamęczyć jego kolejną odsłoną, i tak już zmęczoną, opinię publiczną. Bo po co protestować, skoro w sumie nic się nie dzieje? Gorzej z wykonaniem, bo współpracownicy prezydenta sprawiają wrażenie, jakby potykali się o ustawę, którą przecież sami napisali.
Najpierw prezydencka prawniczka Anna Surówka-Pasek mówi, że prezydent wyda przewidziane ustawą postanowienia, później mówi, że przejście w stan spoczynku odbywa się z mocy prawa. Wiceszef Kancelarii Paweł Mucha przekonywał, że prezydent wyznaczył następcę prof. Gersdorf, choć w istocie okazało się, że żadnej formalnej decyzji nie było. I znowu przekonywanie, że wszystko dzieje się "z mocy prawa". Jednak ustawa wyraźnie mówi o postanowieniu, czyli dokumencie z pieczątką, podpisem i kontrasygnatą premiera. Dlatego prezydent w końcu wysyła do 11 sędziów pisma. Ale to nie formalne postanowienia, tylko listy, które mają ich poinformować o przeniesieniu w stan spoczynku. Ich wartość jest zerowa.
Ale w państwie, gdzie przez blisko dwa lata nie drukuje się wyroków Trybunału Konstytucyjnego, przywiązanie do procedur jest niewielkie. Dlatego jedyna szansa na zatrzymanie kadrowej rewolucji w Sądzie Najwyższym to społeczny sprzeciw. A postawa prezydenta skutecznie go osłabia.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl