Piotr Witwicki: "Kandydaci na kandydatów" (Opinia)
Ktoś chciałby być kandydatem, ale się wstydzi. Ktoś cały czeka na badania. Ktoś inny wystartuje, jak jeszcze ktoś inny nie będzie chciał tego zrobić.
Inni chcieliby walczyć, ale trochę się boją. A jeszcze inni mogliby łaskawie przejąć urząd prezydenta tyle, że nikt im go nie proponuje. Robi to wszystko wrażenie jakby opozycja potrzebowała wewnętrznego referendum w sprawie możliwości przeprowadzenia prawyborów na kandydatów na kandydatów.
Obecny prezydent rozpoczął kampanię dzień po wyborach. I nie chodzi tu tylko o rozdawanie kawy na patelni, czyli placyku przed stacją metra w Śródmieściu. Ważniejsze jest to, co działo się w ostatnich latach. Duda objechał już niemal wszystkie powiaty w kraju. W wielu z nich prezydent Polski pojawił się po raz pierwszy w historii. Bezpośrednie dotarcie do wyborców procentuje w sondażach.
Wszystkie badania: zarówno te publikowane w mediach, jak i te wewnętrzne dają Dudzie pewne zwycięstwo. W odróżnieniu od Bronisława Komorowskiego, obecny prezydent jednak w nie nie uwierzył. Praca w terenie trwa. Oficjalnie kampania się jeszcze nie rozpoczęła, ale Duda ma w niej dziś coś więcej niż pole position.
Zobacz: "Dlaczego uparliście się na tego Donalda Tuska?!". Emocje w studiu. Marek Sawicki o wyborach
Z kolei opozycja robi wrażenie jakby przedawkowała sondaże i wewnętrzne badania. Tak jakby zapętliła się gdzieś w poszukiwaniu idealnego kandydata. Ponieważ sondaże go nie wskazują, zamawia się droższe i lepsze badania. Wyborcy mają czekać na kogoś, kto uzyska największe wsparcie od nich samych. Takie rozumowanie ma swoje zalety, ale tylko do pewnego momentu. Bo idealnym kandydatem opozycji nie będzie ten, kto dziś najlepiej wypada w trendach, a ten kto będzie potrafił je zmienić. Ktoś, kto wyrzuci na śmietnik całe to sondażowe asekuranctwo i zacznie ciężko pracować.
Kandydat nie może mówić o swoich rozterkach. Dziś są one odbierane już tylko, jako słabość. Kandydat musi całą energię włożyć w przekonanie wyborców, że Andrzeja Dudę trzeba natychmiast pozbawić urzędu. Opozycja od czterech lat przekonuje, że sytuacja jest nadzwyczajna, ale wcale nie działa jakby tak było.
Oczywiście większość rozterek opozycji jest zrozumiała. Część wynika przecież z autentycznego sporu między jej skrzydłami. Również ambicje i obiekcje poszczególnych osób wydają się uzasadnione. Tyle, że nie ma to większego znaczenia dla gry, która się już toczy. Bo ta sytuacja będzie się przeciągać, to do wyborców nie dotrze komunikat o bogatym życiu wewnętrznym opozycji tylko o jej braku zdecydowania i spójności.
Identyczny problem w czasie kampanii parlamentarnej miała Platforma. Przedłużające się negocjacje koalicyjne i rozmowy o kształtach list zabrały partii nie tylko czas, ale i energię. Można oczywiście uznać, że to piękny przykład demokratycznych sporów tylko, że również na ich skutek kandydatura Kidawy-Błońskiej nie miała takiej siły rażenia. Ewidentny potencjał pomysłu został zmarnowany przez to, że jego ogłoszenie miało miejsce za późno. Pomysł Koalicji Obywatelskiej kształtował się w momencie, gdy PiS szlifował już tylko kolejne elementy swojej wyborczej gry.
Machina Dudy ani przez chwilę nie przestała pracować, a ta opozycji jeszcze nie powstała. Jeśli ta chce zdobyć Pałac Prezydencki, to musi wiedzieć, że prowadzi do niego długa droga. Na razie jest kilka osób, które patrzą w jej stronę, ale nie ma nikogo, kto byłby gotowy w nią wyruszyć.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl