Niespodziewana zmiana miejsc. PO i PiS zarzucają sobie cenzurowanie internetu
PO była przeciw, jest za, a PiS było za, ale jednak głosowało przeciw. Chodzi o dyrektywę Unii Europejskiej o prawach autorskich, nazywaną na wyrost ACTA2. Dziś rządzący to jej skrajni przeciwnicy, choć jeszcze niedawno rząd zapewniał, że nie ma się czego bać.
"Zdrada", "Targowica", "cenzura" itd. itp. Od środowego popołudnia politycy Prawa i Sprawiedliwości nie pozostawiają suchej nitki na politykach Platformy Obywatelskiej, którzy w Parlamencie Europejskim poparli dalsze prace nad dyrektywą regulującą prawa autorskie w internecie. Przez przeciwników nazywany jest ona ACTA2 i przedstawiana jako koniec wolności w sieci, zwolennicy wskazują na korzyści dla twórców treści, którzy dzisiaj ponoszą koszty ich wytworzenia, a zyski z reklam zgarniają takie giganty jak Google czy Facebook.
Ale poza tym globalnym, szerokim kontekstem, jest też bliższy nam - polityczny, związany z wojną PiS - PO. I w nim właściwie nie ma dyskusji o przyszłości internetu, poszanowaniu własności intelektualnej, ponadnarodowych korporacjach. U nas dyskusja sprowadza się do rytualnego "zła Platforma, dobry PiS". "My stoimy tu gdzie wtedy, oni tam gdzie stało ZOMO" - rzucił Jarosław Kaczyński podczas wiecu wyborczego w 2006 roku. Jednak akurat w sprawie ACTA 2 nikt nie stoi tam gdzie wtedy. Nie wszystko jest takie proste i oczywiste - nie zawsze PiS było przeciw tym regulacjom, a Platforma nie zawsze je popierała.
Bo jeszcze kilka miesięcy, a nawet tygodni temu portal braci Karnowskich apelował do władz PiS, by rząd przestał popierać te przepisy. W imieniu naszego kraju negocjowało je Ministerstwo Kultury i zastępca Piotra Glińskiego wiceminister Paweł Lewandowski. Urzędnik bronił zresztą dyrektywy i zapewniał, że nie ma zagrożenia dla wolności w sieci. Podobnie zresztą jak Ministerstwo Cyfryzacji. "Projekt dyrektywy nie zagraża ani też nie ogranicza wolności internautów" - zapewniał jeszcze 25 lipca minister Marek Zagórski z PiS. Przeciwna tym rozwiązaniom była z kolei niegdyś Platforma Obywatelska.
Jednak w trakcie prac w Parlamencie Europejskim treść przepisów uległa zmianie, co pozwoliło (kazało?) obu partiom przebiegunować swoje stanowiska. W polskiej polityce to nic nowego i zaskakującego. Dzisiaj zmiana tak radykalna i obcesowa powoduje w obserwatorach, komentatorach i wyborcach co najwyżej uniesienie brwi.
Zobacz także: Burza po słowach Andrzeja Dudy o UE. Marcin Horała: zdanie wyrwane z kontekstu
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl