Morawiecki jak Tusk ucieka do przodu. Kaczyński daje zielone światło
Premier Mateusz Morawiecki, zwracając się do Sejmu o wotum zaufania dla swojego rządu i zaskakując tym samym opozycję, wykonał manewr w stylu Donalda Tuska. Pytanie, czy bardziej skierowany do opozycji, wyborców, czy do wewnętrznych przeciwników w obozie Zjednoczonej Prawicy.
Szef rządu nie chciał czekać do piątku i dać się zgrillować głodnej krwi opozycji. Postanowił wyprzedzić wniosek o wotum nieufności złożony przez Platformę Obywatelską i sam - już podczas pierwszego dnia ostatniego w tym roku posiedzenia Sejmu - wystąpił o udzielenie jego rządowi wotum zaufania. Tym samym zaskoczył nie tylko lidera Koalicji Obywatelskiej Grzegorza Schetynę, ale także... posłów Prawa i Sprawiedliwości, którzy jeszcze rano o niczym nie wiedzieli. Nikt nie miał prawa "puścić farby".
Atmosfera w Sejmie od rana była gorąca. Dziennikarze byli zaskoczeni szybkim przybyciem premiera do Sejmu.
Mateusz Morawiecki - wraz z najbliższymi współpracownikami, m.in. z rzeczniczką rządu Joanną Kopcińską i szefem KPRM Michałem Dworczykiem - zamknęli się w jednym z sejmowych gabinetów i długo naradzali się przed nieoczekiwanym wyjściem premiera na sejmową mównicę.
Cel był jeden: wyjście z inicjatywą, narzucenie tonu i dyktowanie debaty o roku rządów premiera na jego własnych warunkach. Szef rządu po prostu wytrącił opozycji narzędzia do ataku. Wiadomo: jeśli wyjdzie się z ofensywą w pierwszej kolejności, łatwiej zdominuje się debatę. Bez chowania głowy w piasek. Ważny jest pierwszy krok i ruch wyprzedzający.
Próba wyjścia z kryzysu i metoda Tuska
Inercja, "buksowanie" w miejscu, poczucie marazmu, spadek morale w obozie Zjednoczonej Prawicy i na zapleczu samego premiera - to zdecydowało, że KPRM podejmuje w ostatnich dniach coraz więcej inicjatyw, które mają być próbą "odbicia" się. Stąd niedawna konwencja z udziałem szefa rządu w stylu town hall na tle europejskich flag, wystąpienie prezesa Jarosława Kaczyńskiego w piątek w Jachrance, planowany duży event na najbliższą sobotę w Warszawie i wreszcie - sejmowa ofensywa (trzymana do końca w tajemnicy) Morawieckiego z wotum zaufania.
Dokładnie tak samo działał w kryzysowych momentach premier Donald Tusk - np. po wybuchu afery taśmowej. Sam Grzegorz Schetyna w kuluarach sejmowych przyznał, że zna te numery z historii. Historii rządów PO.
Czy uda się tą zaskakującą zagrywką - jak lubią mawiać komentatorzy - "przełamać impas"? "Narzucić ton"? Jest na to duża szansa. Premier sam sobie stworzył okazję, by pochwalić się osiągnięciami swojego rządu w rok po objęciu sterów. Nie ma co ukrywać - debaty po występie szefa rządu nie słucha się aż tak uważnie, jak "expose". Wystąpienia szeregowych posłów zgłaszających pretensje nie mają wielkiego znaczenia, a nawet rzadko bywają transmitowane w telewizjach.
I tu punkt dla premiera. Przemówienie Mateusza Morawieckiego w Sejmie, mimo że nieco chaotyczne i - jak mawiają młodzi - pełne "sucharów", było naprawdę niezłe. A na pewno lepsze niż ostatnie - jedno z najgorszych w karierze prezesa PiS - wystąpienie Jarosława Kaczyńskiego w Jachrance.
Dziś prezes zdaje się o tym zapomniał. Gdy przemawiał jego polityczny pomazaniec, był zachwycony. Kaczyński śmiał się z żartów Morawieckiego, jego docinków pod adresem opozycji i serwowanych przez niego barwnych anegdotek.
Nieco inne nastroje miała opozycja: niektórzy posłowie z ław PO byli tak zirytowani wystąpieniem Morawieckiego, że część z nich pokrzykiwała... "Beata, wróć!".
Alternatywy 4
Sam fakt "expose" szefa rządu był zaskakujący, ale już w żadnym stopniu wystąpienie to nie zaskoczyło treścią. Morawiecki zagrał melodie dobrze znane z wcześniejszych swoich przemówień. Chwalił się dobrymi wynikami gospodarczymi, polityką społeczną rządu PiS (tu padło nazwisko Beaty Szydło)
, tym, że Polska jest krajem bezpiecznym.
Wymieniał osiągnięcia poszczególnych ministrów. Czasami bawił, np. chwaląc swojego największego wroga w rządzie - ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobro - za "przywrócenie niezależności sędziów". Albo gdy mówił o umożliwianiu "przebijania szklanych sufitów przez młodych" (wtedy przypominają się niezwykle błyskotliwe kariery dzieci polityków PiS) i porównując życie polityczne w Polsce do budynku z serialu "Alternatywy 4" Stanisława Barei, gdzie opozycja ma "skarżyć się dozorcy" (czytaj: Komisji Europejskiej)
, zamiast "dogadać się z sąsiadami" (czytaj: rządem PiS). Albo gdy Morawiecki opowiedział żart: "Słyszę w Sejmie, że ktoś śpiewa 100 lat, 100 lat, myśląc, że ktoś ma urodziny. A to PO rozmawia po prostu o podwyższeniu wieku emerytalnego".
Kontekst europejski
- Gdybym miał wymieniać wszystkie osiągnięcia ministrów mojego rządu, nie zdążyłbym na Radę Europejską - stwierdził premier podczas wystąpienia. Wspomniał przy tej okazji o swoim czwartkowym wylocie do Brukseli, który również ma istotne znaczenie w kontekście sejmowej ofensywy premiera. Szef gabinetu politycznego w KPRM Marek Suski przyznał, że "przywódcy unijni muszą otrzymać jasny sygnał, czy za obecnym rządem stoi większość".
I taki "jasny sygnał" otrzymają. Ale nie ma w tym nic zaskakującego. PiS w Sejmie większość posiada.
A Bareja do Sejmu wróci pewnie jeszcze nie jeden raz.