Marek Kacprzak: "Szef NIK Marian Banaś jeszcze nie zaczął urzędować, a już oblał egzamin" (Opinia)
Jeszcze dobrze nie zaczął urzędować, a już oblał pierwszy poważny egzamin. Szef Najwyższej Izby Kontroli nie zdążył jeszcze wyjść z politycznej roli. Zamiast podziękować, że wyręczają służby z ich zadań i ujawniają, co się wokół niego dzieje, ten chowa się za swoim urzędem i grozi śledczym, czyli w tym przypadku dziennikarzom.
Oblanie tego egzaminu pokazuje, jak mogą wyglądać jego dalsze rządy. I to wieloletnie, bo w żadną dymisję, mimo zmasowanych i głośnych apeli opozycji, nie wierzę. Nie to miejsce, nie ten czas. W kraju, gdzie standardy już dawno zostały podporządkowane słupkom poparcia opinii publicznej, coś takiego jak dobre obyczaje, polityczny honor, czy takaż odpowiedzialność od lat nie istnieje. Dlatego szef NIK może być o swoją posadę spokojny. Próba jego dymisji dla PiS-u to zbyt ryzykowna gra na kilka tygodni przed wyborami.
Duże ryzyko
W zamian my wszyscy będziemy wystawieni na ryzyko braku pewności, jak teraz będzie zarządzana Najwyższa Izba Kontroli. Marian Banaś stanął bowiem na czele instytucji, która ma badać, śledzić i wyciągać na światło dzienne wszystko to, co różnego rodzaju urzędnicy, politycy czy funkcjonariusze chcieliby ukryć przed światłem dziennym.
Zobacz także: Lichocka starała się z dziennikarzem WP. Poszło o post w intencji PiS
Źle się dzieje, że człowiek, który dostaje złe informacje, nie staje w konfrontacji z informacjami, a z ich dostarczycielami. Choć to tradycja jeszcze rycerska, że za złe wieści nie karze się posłańca. Taka postawa dawać będzie opozycji każdego dnia kolejnej amunicji do politycznych strzałów. Bo kto da nam teraz gwarancję, że śledczy NIK-u będą chcieli docierać do niewygodnych czy wręcz kompromitujących informacji? Kto nam da gwarancję, że urzędnicy NIK, zamiast pochwały, premii czy awansu, nie spotkają się z zarzutami, ostracyzmem, a nawet pozwami?
Ciemna strona
Dziennikarze śledczy zrobili swoje. Pokazali ciemną stronę sutenerskiego świadka. Żelazny Marian (a tak nazywają go jego znajomi i współpracownicy), który przez swój ostatni polityczny czas szczycił się wytoczeniem wszelkich dział przeciwko tym, którzy wyłudzają lub unikają płacenia VATu, jakoś zmiękł, gdy ktoś z kręgu osób, które zna, świadczy wątpliwej moralności usługi bez paragonów, kas fiskalnych. Krótko mówiąc na czarno i bez odprowadzania jakiegokolwiek podatku.
W swoim oświadczeniu i straszeniu dziennikarzy pozwami mówi o swoim dobrym imieniu, o pomówieniach i kłamstwach. O tych, który unikają podatku ani pół sylaby. O swoim z nimi powiązaniach na wszelki wypadek też nie, choć z filmu jasno wynika, że zwyczajowo odbiera od nich telefony, jakby posiadanie prywatnego numeru wśród szemranych przedsiębiorców było praktyką powszechną.
Jest szansa
Prezes NIK ma jeszcze szansę, by w poniedziałek zwołać konferencję, pokazać dokumenty, bilingi i wszcząć postępowanie przeciwko prawdziwym przestępcom, a nie dziennikarzom. Nie mam jednak wątpliwości, że z tej okazji nie skorzysta.
Jestem tylko ciekaw, jaką linię wobec Banasia przyjmą ci, którzy kilka miesięcy temu nie mieli wątpliwości wskazując palcem Stanisława Gawłowskiego, że jeśli ktoś wynajmuje swoje mieszkanie pod agencję towarzyską, musi o tym wiedzieć. Prezes NIK pewnie wiedzieć nie musiał. W końcu jest tylko prezesem Najwyższej Izby Kontroli.
Marek Kacprzak dla WP Opinie