Marcin Makowski: Po co nam w ogóle taka opozycja?
W czwartek 11 stycznia, po chaosie wokół głosowania związanego z obywatelskimi projektami dotyczącymi prawa aborcyjnego, opozycja powinna zadać sobie jedno, egzystencjalne pytanie. Czy ona w ogóle w takim kształcie jest polskiej polityce potrzebna?
Mam dziwne wrażenie graniczące z pewnością, że poza Katarzyną Lubnauer, Grzegorzem Schetyną, Ryszardem Petru i co bardziej radykalnymi działaczami oraz dziennikarzami, większość wyborców już zna odpowiedź. Nie jest.
Requiem dla opozycji
Bo na co komu partie, które wyrzucają posłów dlatego, że głosowali zgodnie z sumieniem, ale murem stoją za tymi, którzy są podejrzani o korupcję? Po co nam partie, które nie potrafią zmobilizować własnych członków do wypełniania pracy, na którą zrzuca się całe społeczeństwo - siedzenia na tyłku w Sejmie i debatowania nad ważnymi projektami ustaw? Po co nam partie, które wygrażają palcem europarlamentarzystom głosującym wbrew ustalonej linii za sankcjami przeciw Polsce, a potem nie wyciągają żadnych konsekwencji? Ale tam, gdzie dyscypliny partyjnej nie ma, karzą finansowo za niesubordynację tego samego dnia.
Po co nam partie, których posłowie i posłanki biegają na ”Czarne Marsze” i strzelają sobie selfie z protestującymi, aby potem głosować wbrew ich postulatom? Po co nam klasa polityczna, która nie wie nawet za jakim projektem ustawy głosuje? Bo wielu z nich, nie miało pojęcia. Wreszcie - po co nam taka opozycja, która nie rozróżnia czym jest poparcie dla jakiegoś projektu, a czym skierowanie go do prac komisji sejmowej? I daczego wie o tym Jarosław Kaczyński czy Krystyna Pawłowicz, a nie frontmani walki o ”wolne media”, ”wolne sądy”, ”państwo prawa”, ”KON-STY-TUCJĘ”, i tak dalej?
Zobacz też: Dzień jak co dzień, czyli samozaoranie opozycji
Po co wy, Platformo Obywatelska i Nowoczesna, jesteście? Kogo reprezentujecie? Jednego dnia ”zarzucając konserwatywną kotwicę” i mówiąc o ”chadeckich korzeniach” albo budując ”centrowo-liberalną alternatywę”, a potem olewając biorący wasze słowa serio elektorat? Jaką moc mają wasze programy i zapowiedzi, jeśli nie przekładają się na elementarną zasadę demokracji - szacunek do głosu społeczeństwa. Jakikolwiek by on nie był.
- Wielu naszych posłów, nie mając doświadczeń w polityce, często nie zdają sobie sprawy, że nie głosują za danym projektem, tylko za skierowaniem go do komisji - powiedziała Katarzyna Lubnauer w piątkowym poranku w Radiu ZET.
Czy wy wiecie, za czym głosujecie?
Do cholery, dwa lata tam siedzicie, wiecie jak brać pensję, jeździć koleją za darmo, brać opłaty paliwowe i latać za pieniądze podatnika na egzotyczne konferencje o równouprawnieniu płciowym w Ułan Bator, a nie rozróżniacie głosowania za projektem, od głosowania, za oceną go przez komisje sejmowe? Wy nawet nie macie pojęcia co chcielibyście odrzucić.
”Zarząd PO usunął z partii trzech posłów, którzy zagłosowali za przesłaniem do dalszych prac projektu Ordo Iuris” - napisał na Twitterze Rafał Trzaskowski. W tym samym tonie tweetował Grzegorz Schetyna. Drobny problem polega na tym, że to nie był projekt Ordo Iuris. To była zupełnie inna inicjatywa. ”Szanowni Państwo, bardzo przepraszam za moją nieobecność podczas tych bardzo ważnych głosowań. Jest mi niewymownie przykro, jednakże ze względu na bardzo zły stan zdrowia nie mogłam uczestniczyć w pracach Sejmu zarówno wczoraj, jak i dziś” - wytłumaczyła się w mediach społecznościowych Kinga Gajewska z PO. Pech chciał, że tweety nie płoną i ktoś pod postem błyskawicznie przypomniał posłance, jak dzień wcześniej w pełni zdrowia uczestniczyła w ”rozmowie o Polsce XXI-wieku” z Joanną Muchą w Łomiankach, na spotkaniu ”Klubu Obywatelskiego”.
Cóż. Zawsze można było postąpić tak, jak Kamila Gasiuk-Pihowicz, która wydała zakaz wypowiedzi medialnych wszystkim członkom Nowoczesnej, poza niedawno wybranymi i lojalnymi wobec Katarzyny Lubnauer władzami partii. Wtedy nie ma problemu z wpadkami.
Totalna kompromitacja. Ale nowe przyjdzie
Poza parlamentarną, wyczerpała się również formuła ulicznej opozycji. Bo jak inaczej skomentować fakt, że dzisiaj jedyne na co stać - dajmy na to - Władysława Frasyniuka, to oświadczenie, że on się na wezwanie prokuratora nie stawi, bo władzy PiS-owskiej ulegać nie będzie. Już nawet działacze KOD widzą, jak głęboki marazm dopadł ludzi, których jedynym pomysłem na działalność społeczną jest ściganie się na radykalizm.
”Prokurator zarządza zatrzymanie i przymusowe doprowadzenie. Bo w takiej sytuacji wręcz musi. I nie jest to prawo PiS-u tylko Kodeks Postępowania Karnego, obowiązujący od 1997 r. Obowiązujący wszystkich” - napisał na Facebooku adwokat Bartłomiej Piotrowski, członek zarządu Komitetu Obrony Demokracji na Śląsku.
A później dodał, co może się po zachowaniu Frasyniuka wydarzyć: ”przewiduję dwa efekty: 1. pikietę pt: Uwolnić Frasyniuka, zorganizowaną przez fanki Władysława, 2. Zalanie internetu zdjęciami Policji wyprowadzającej Frasyniuka z podpisem Policja to ZOMO. To jest tak beznadziejne i słabe, że wracam do łóżka. Władek, weź Ty idź na czynności jak każdy inny. Jakoś Tusk potrafi pół Europy przejechać, bo wezwanie dostał. Dostaniesz zarzut i będziesz się bronił. Jak każdy w takiej sytuacji”.
Właśnie w takiej sytuacji dzisiaj jesteśmy. Kaczyński nawet nie musi myśleć o przyspieszonych wyborach w celu uzyskania większości konstytucyjnej, bo Schetyna i Lubnauer przyniosą mu ją na złotej tacy. Ale jest w tym marazmie jednak pewna nadzieja. Coraz więcej młodych - i nie tylko - osób widzi, że potrzeba zmiany pokoleniowej w polskiej polityce. Nowych liderów, nowego otwarcia, autentycznych programów i konsekwentnie egzekwowanych w pracy parlamentarnej idei. Jeśli jakaś partia w końcu wygra z PiS-em, nie będzie to PO ani Nowoczesna. Ta partia jeszcze się nie narodziła, ale przyjdzie. Im szybciej, tym lepiej.
Marcin Makowski dla WP Opinie