Trwa ładowanie...

Marcin Makowski: Marsz Bez Właściwości. Jak Platforma może zyskać na stępieniu radykalizmu

Marsz Wolności, który przeszedł ulicami Warszawy, w niczym nie przypominał atmosfery sprzed dwóch lat. Senny, piknikowy, mniej liczny. Z masą upadłościową po KOD i Nowoczesnej. Zwycięzca w tym rozdaniu wydaje się tylko jeden: Grzegorz Schetyna.

Marcin Makowski: Marsz Bez Właściwości. Jak Platforma może zyskać na stępieniu radykalizmuŹródło: Agencja Gazeta, fot: Dawid Żuchowicz
d3p4xg9
d3p4xg9

Katarzyna Lubnauer w tle, Ryszard Petru na aucie, Mateusz Kijowski na marginesie. Z liderów opozycji, którzy maszerowali w sobotę przed Zamek Królewski, z realnymi wpływami pozostał tylko Grzegorz Schetyna. I choć frekwencja Marszu Wolności nie była oszałamiająca, w przeciwieństwie do wiecu, za który dwa lata temu zapłaciła Platforma, a na którym wypromował się KOD, teraz przynajmniej nie było wątpliwości - opozycyjne miasteczko znowu ma jednego szeryfa. Być może najmniej porywającego i kompetentnego w historii, ale przynajmniej rozumiejącego fundamentalną prawdę partyjnych rozgrywek. Czasami wystarczy po prostu trwać, cierpliwie czekając na błędy przeciwnika i efekt nostalgii wyborców, którzy w końcu zatęsknią za tym, jak było.

Nowa twarz Platformy

Myślę, że Marsz Wolności - nudny, piknikowy i rozlazły w atmosferze - to właśnie nowa twarz Platformy, która po fiasku scenariusza ”ulica i zagranica”, postanowiła wrócić do wizerunku partii bez właściwości. Trochę chadeckiej, trochę liberalnej, nieco centrowej – która nie straszy już drugim stanem wojennym i Kaczyńskim w roli faszystowskiego uzurpatora, ale mówi językiem bardziej ogólnym, szerokim i wieloznacznym. W końcu PiS spuścił nieco z tonu, stara się dogadać z Komisją Europejską, cofnąć nieco w reformie sądownictwa, odpuścić walkę o ustawę o IPN. Naturalną konsekwencją tego stanu rzeczy jest utrata paliwa przez tę część opozycji, która polską rzeczywistość polityczną widziała w kategoriach manichejskiego starcia dobra ze złem.

To co dzisiaj promuje Platformę, stanowi umiejętne podkreślanie błędów PiS-u w wymiarze realnie dotykającym przeciętnego wyborcę: punktowanie za nagrody, wykorzystywanie samolotów rządowych jak taksówek, brak empatii wobec protestujących rodzin niepełnosprawnych. A, że Platforma robiła właściwie to samo, kiedy rządziła? Co za różnica, jak już wspomniałem, pamięć ludzka bywa ulotna. ”Ja nie mam nic, ty nie masz nic, on nie ma nic. To razem mamy właśnie tyle, w sam raz tyle, żeby przywrócić Polsce normalność” – głosiło jedno z haseł Marszu, które Platforma promowała na Twitterze. Czy to nie najpiękniejszy manifest politycznego lania wody, jaki można sobie wyobrazić? Kto nie chciałby się podpisać pod postulatem ”większej wolności”? Tak też wyglądały motywacje protestujących, pytanych przez reportera TVN24 o powody wyjścia na ulice. Ludzie maszerowali; ”za normalnością”, „za wolnością”, za „państwem prawa”, ”za Europą”. Szli ”z jednej strony z nadzieją, z drugiej z nienawiścią w sercu”, „broniąc Polski przed PiS-em”. Co by się nie działo, z tymi samymi postulatami mogą ruszyć za rok, dwa – a przy czarnym dla nich scenariuszu – i za sześć.

Radykalny folklor

Oczywiście podczas Marszu obecny był również tradycyjny folklor w postaci ”Balkonu Wolności” z machającym Giertychem i Różą Thun krzycząca przez megafon z flagą Unii. Była poseł Agnieszka Pomaska, mówiąca, że „wolności jest dzisiaj mniej, niż za komuny”, transparenty w stylu ”Jarosław Kaczyński wystylizowany na Stalina”, kobiety za kratami zamknięte za „edukację seksualną” albo hasła w rodzaju: „Nie bądź jełopa, ważna jest Europa!”. Tylko – i tutaj rzecz najważniejsza – stanowiły one jednak margines. Mam wrażenie, że formuła miękkiej opozycyjności wg Platformy wreszcie okrzepła. Przestano szukać i uderzać w rewolucyjne tony, stawiając na stateczność. Wyszedł sędzia Andrzej Rzepliński, dziękując organizatorom partyjnego marszu za obronę wolności oraz machając konstytucją jak relikwią. Byli aktorzy starszego pokolenia; Wojciech Pszoniak, Andrzej Seweryn, Daniel Olbrychski, odwołujący się do jedności i miłości. Był i Grzegorz Schetyna, krzyczący z mównicy: „Politycy PiS-u obserwują nas, schowani za firankami, przerażeni. (…) musicie przegrać, bo idzie na was, normalna, uśmiechnięta, obywatelska Polska”.

d3p4xg9

I jakby się na tego Schetynę na opozycji nie obrażać, jak nie wyśmiewać z braku charyzmy, jak bardzo nie rozczarowywać za spuszczenie z tonu, dzisiaj to on – samym trwaniem i obserwowaniem błędów przeciwników – pozostał jedynym realnym i wpływowym graczem na scenie antypisu. Mało optymistyczna diagnoza stanu polskiej demokracji, ale skoro innej nie mamy, gdy przyjdzie do oddania głosu, ludzie postawią po prostu na tych, których już znają. I właśnie na to Grzegorz Schetyna liczy najbardziej.

Marcin Makowski dla WP Opinie

d3p4xg9
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d3p4xg9