Marcin Makowski: Lech Wałęsa u rodzin niepełnosprawnych to wizerunkowa katastrofa i zmarnowana szansa
Po co Lech Wałęsa przyjechał do protestujących rodziców osób niepełnosprawnych? Pomóc im, czy powiedzieć, że nie ma pomysłu na rozwiązanie sporu? A może poopowiadać o tym, jak dzielnie walczył z komuną i oszukiwał SB-ków, a teraz obali PiS? Wizyta byłego prezydenta w Sejmie to zmarnowana szansa.
"Prosimy pana, żeby pomógł nam pan rozwiązać ten problem" - mówi drżącym głosem jedna z matek niepełnosprawnego dziecka. "Ale nie pomogliście mi, nie daliście żadnych argumentów" - odpowiada Wałęsa. "To kto ma to wiedzieć, jak wygrać? Myśleliśmy, że pan nam powie, zwykłym zjadaczom chleba" - kończy kobieta. Na twarzach protestujących narasta irytacja i zniechęcenie. Po raz dziesiąty powtarzane są te same wątki, słowa i argumenty. Lech Wałęsa twierdzi, że matki protestują nieskutecznie, tak samo, jak nieskuteczne było powstanie warszawskie. One z kolei odpowiadają, że nie chcą słuchać o polityce, ponieważ są apolityczne. I tak przez prawie dwie godziny.
"Ja, ja, ja"
Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia, po co były prezydent przyjechał do Sejmu. Ewidentnie nie miał niczego do zaproponowania, wyglądał na zmęczonego. Mówił głównie o sobie, "Solidarności", walce z komuną, pomysłach na obalenie tego "perfidnego rządu" i zaangażowaniu górników, którzy mieliby wesprzeć rodziny w Sejmie.
Gdy protestujący poprosili go, aby z nimi został ponieważ "mają wolny materac", Wałęsa odparł, że nie może, ponieważ o 18 ma już umówione spotkanie w Puławach i masę obowiązków na głowie. No ale jak tylko protestujący wymyślą, jak wyjść z tego pata, mogą zadzwonić "do jego sekretariatu i mu powiedzieć, albo skontaktować się przez internet". I wtedy wesprze niepełnosprawnych autorytetem Noblisty.
Protestujący pozostawieni samym sobie
Nawet podchodząc do poniedziałkowego spotkania z największą dozą zrozumienia i empatii, trudno nie odnieść wrażenia, że Wałęsa po prostu protestujących wykorzystał. Nie posłużył jako mediator, ale za to wystąpił w roli trybuna, który uwagę mediów wykorzystuje do własnych sporów partyjnych i porachunków z PiS-em. "Panie prezydencie, my za 900 zł nie wyżyjemy" - apelowały matki. "A ja zarabiam pięć tys. A żona wydaje sześć" - nieco ironicznie odbił piłeczkę Wałęsa. A potem wracał do snucia gawęd o tym, jak upadał rząd Jana Olszewskiego, Okrągłym Stole i własnej prezydenturze.
Na pewno trzeba docenić, że w ogóle chciał tam być, rozmawiać, zrobić cokolwiek, aby ulżyć osobom, które ponad miesiąc śpią na sejmowych posadzkach. Tylko, czy wizyta Lecha Wałęsy cokolwiek protestującym pomogła? Czy on sam miał jakikolwiek pomysł na swoją obecność, ponad udzielanie złotych rad o "mądrym wygrywaniu"? Na oba te pytania odpowiedź jest negatywna. Media rządowe, dzięki jego tyradom, będą miały pożywkę do pokazywania całego protestu jako antypisowskiej ustawki. Rodziny osób niepełnosprawnych kolejny raz zostały zostawione samym sobie. Myślę, że teraz będą ostrożniejsze. Nie każdy, który chce do nich przyjść, myśli jedynie o pomaganiu.
Marcin Makowski dla WP Opinie
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl