Makowski: Stand-up Platformy przyszłości. Tusk i Trzaskowski w taktycznym sojuszu [OPINIA]
Owszem, to była dyskusja w światopoglądowej względnej strefie komfortu. Wbrew zapowiedziom - debata jedynie z nazwy. Niemniej Campus Polska pokazał, że Tusk i Trzaskowski potrafią się taktycznie uzupełniać i mają pomysł na Platformę. Sam format ewidentnie ustawił w defensywnie zarówno PiS, jak i Hołownię. Jeśli będzie kontynuowany, ma duży potencjał.
Kto śledził powrót Donalda Tuska do polskiej polityki, ten zapamiętał również wyraz twarzy Rafała Trzaskowskiego, który 3 lipca na konwencji partii musiał przełknąć gorzką pigułkę osobistej porażki. Pomimo dobrego wyniku w wyborach prezydenckich, kryzysu przywództwa w Platformie, obietnicy założenia nowego ruchu - a ostatecznie rzucenia wyzwania byłemu premierowi - "młody wilk" uznał wyższość wracającego z Brukseli ojca-założyciela PO.
Od tego czasu relacje między obydwoma liderami wydawały się więcej niż chłodne, ale nawet zwolennicy poszczególnych frakcji w partii wiedzieli, że na personalnym klinczu na dłuższą metę wygrywał tylko PiS i Hołownia. Coś trzeba było zrobić, nawet jeśli chemia między nimi miała być sztuczna.
Debata tylko z nazwy
Na ratunek przyszedł projektowany od dawna przez Sławomira Nitrasa, Cezarego Tomczyka oraz Agnieszkę Pomaską "Campus Polska Przyszłości". Wydarzenie, które w założeniu miało być wehikułem prezydenta stolicy do ogólnopolskiej polityki, ale po pojawieniu się szefa Rady Europejskiej w Warszawie, przez chwilę straciło wyraz. Bo w sumie, po co ściągać młodych ludzi do Olsztyna, dyskutować bez sztandarów partyjnych o Polsce, gdy partia, której Trzaskowski jest wiceprzewodniczącym, na nowo zwarła szeregi? Zaczęła odrabiać w sondażach?
Zobacz też: Donald Tusk odpowiada prawicy. "Stand-up? Byłoby o wiele śmieszniej"
A jednak, jak pokazał piątkowy wieczór, szumnie zapowiadana debata Tusk-Trzaskowski z udziałem publiczności, miała sens. Być może nie taki, jak zakładali twórcy, bo z debatą miała niewiele wspólnego, ale pokazała przede wszystkim i dobitnie, że przy taktycznym sojuszu - swego rodzaju politycznym małżeństwie z rozsądku - doświadczenie i wizja obydwu polityków mogą się skutecznie uzupełniać.
To, co na scenie auli Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego zrobili Donald Tusk i Rafał Trzaskowski przypominało - bardziej niż dyskusję - rodzaj politycznego stand-upu, w którym obiektami drwin byli Jarosław Kaczyński, Marek Suski i Przemysław Czarnek. Owszem, przeprowadzanego w gronie ludzi, którzy myślą podobnie, w światopoglądowej strefie komfortu, ale jednak w formacie, który okazał się świeży. Być może w 2015 roku o podobny event pokusiłoby się Prawo i Sprawiedliwość, dzisiaj mógłby go zrobić Szymon Hołownia, ale żaden z bezpośrednich konkurentów PO nie był dzisiaj nawet blisko.
Tusk dominuje Campus
I to jest bezapelacyjny sukces Rafała Trzaskowskiego i jego ekipy. Z wydarzenia, które miało wszelkie podstawy, żeby okazać się klapą, przynajmniej na razie wyszło coś, co stanowić będzie publicystyczny punkt odniesienia przez najbliższe dni.
Gorzej było już niestety, gdy z poziomu organizacji, emocji, gestów i PR-owych obrazków, przeniesiemy się na treść rozmów. Ta była jednak zaskakująco wtórna. Pomimo sugestii zarówno Tuska, jak i Trzaskowskiego, że rozumieją, czym żyją młodzi (klimat, uczciwe umowy o pracę, mieszkania, ekologia, tolerancja), zwłaszcza były premier poruszał się retorycznie po orbicie krążącej wokół PiS-u. "Wiem, jak pogonić tych wszystkich, którzy z polskiej polityki czynią piekło dla nas wszystkich nie do zniesienia. Wiecie, to potrwa 2, maksimum 3 lata", "Wywołanie kryzysu na granicy to spotkanie złych intencji złych polityków. Z jednej strony mamy Łukaszenkę, z drugiej Kaczyńskiego", "Jego idea i jego umysłowość nie jest atrakcyjna, chyba nawet dla 12-latków" - to akurat o Czarnku.
Nie wiem, czym różniło się przesłanie Donalda Tuska na spotkaniu z młodymi od tego, które mógłby wygłosić na dowolnym wiecu partyjnym. Pod tym względem Rafał Trzaskowski wypadł nieco lepiej: wyraźniej czuł jakim językiem posługują się dzisiejsi licealiści i studenci, nawiązywał żywy kontakt z publicznością.
Przyszłość PO - zawieszenie broni
Ironią losu okazał się jednak ostateczny wymiar "Campusu Polska", który przynajmniej na starcie został zdominowany przez Tuska, zaproszonego jednak w charakterze gościa. To przewodniczący PO, ze względu na swój bardziej konfrontacyjny język odnośnie problemu imigrantów, związków partnerskich czy języka śląskiego, "wygenerował" więcej newsów niż gospodarz Campusu.
To Tusk - między wierszami - narzucił narrację o tym, że nie da się skłócić z Trzaskowskim. To Tusk powiedział, że jeśli zostanie premierem, jedną z jego pierwszych decyzji będzie zaproponowanie związków partnerskich. Choć prezydent Warszawy ma pomysł na siebie, w tej chwili wygląda na to, że nie ma pomysłu na swoją partię ani przejęcie pałeczki lidera w PO. Jego bezpośredni konkurent jest po prostu za mocny. I stąd konkluzja "Campusu Polska", który w towarzystwie młodzieży, odpowiedział na egzystencjalne lęki platformianej starszyzny.
Topór wojenny (przynajmniej na razie) zakopano. Duet Trzaskowski-Tusk będzie się taktycznie wspierać. Walki frakcyjne mogą ucichnąć. Opozycja chce iść wspólnie po zwycięstwo. Pytanie, czy właśnie uczyniła kolejny krok w tym kierunku, pozostaje nadal otwarte.
Marcin Makowski dla WP Opinie