Makowski: "Schetyna chce uzdrowić Polskę? Proponuje przeterminowane leki" [OPINIA]
Grzegorz Schetyna otworzył dwudniową konwencję programową Koalicji Obywatelskiej od zapowiedzi o "uzdrowieniu Polski" i deklaracji, że trzeba łączyć. Chwilę po nim rozpoczął się jednak panel dyskusyjny, gdzie na pytanie, "z jakiej choroby trzeba uzdrowić Polskę", odpowiedziano chóralnie - "z PiS-u". To nie jest nowa recepta.
- Chcemy, żeby cała Polska zaczęła ze sobą rozmawiać. Spojrzeć sobie w oczy, uśmiechnąć się, podać sobie rękę, rozmawiać. Już kiedyś z takich rozmów inteligentów z robotnikami wyszło coś wielkiego - powiedział Grzegorz Schetyna w piątek rano na konwencji, która potrwa do soboty i ma stanowić swoistą burzę mózgów opozycji. Jak stwierdził wcześniej tego samego dnia w radiowej Trójce, chodzi o to, aby Polaków łączyć, "nie będąc tylko antypisem".
Schetyna wyciągnął wnioski?
To rozsądna zapowiedź Schetyny, którą wzmocnił w przemówieniu w Pałacu Kultury i Nauki. - Szczerze i bez ogródek będziemy odpowiadać na pytania, a pytań jest wiele. Pytań o przyszłość koalicji i formułę startu w wyborach - powiedział. I kiedy już myślałem, że faktycznie coś się w Platformie zmieniło, wyciągnęła wnioski z dotychczasowych porażek i wyjdzie do swoich wyborców z programem pozytywnym, wróciło stare. A dokładnie, ta sama diagnoza i te same, przeterminowane leki na "chorobę, która toczy Polskę". Bo właśnie w takich kategoriach opowiadał o dzisiejszym państwie przewodniczący partii, której zlot odbył się pod hasłem "Uzdrowić Polskę".
Tak samo, jak "Polska w ruinie" w 2015 w kampanii Prawa i Sprawiedliwości nie była diagnozą prawdziwą, analogicznie przyjęcie, że cały kraj jest chory, a tylko jedno środowisko polityczne może go uratować, trąci retorycznym populizmem. Co gorsza takim, który - zamiast mówić o ideach i alternatywach dla rozwoju państwa - jako element dominujący akcentuje rozgrywki wewnątrz obozu opozycji.
Gry koalicyjne
To im przecież Schetyna poświęcił bodaj najwięcej czasu, wysyłając jasny komunikat do hamletyzującego PSL-u. - Ponad 5 milionom osób, które oddały głos na Koalicję Europejską nie można powiedzieć "rozejdźcie się". To absurd. Lepiej budować od 38,5 proc. niż od zera. Do wyborów idziemy jako Koalicja Obywatelska. (...) Nie zgodzę się do wprowadzenia do naszej koalicji polityki transakcyjnej, ile od kogo można dostać stołków. Przepustką do Koalicji Obywatelskiej jest tylko przyzwoitość i zdrowy rozsądek - usłyszeliśmy. Rozumiem, że Schetyna po prostu stracił cierpliwość do Kosiniaka-Kamysza, ale jeśli ktoś oczekuje, że powtarzając te same czynności otrzyma inne rezultaty, nie może się spodziewać oszałamiających sukcesów.
A przecież właśnie tym jest powrót do szerokiej koncepcji Koalicji Europejskiej, w której ma być miejsce "dla Nowackiej i Ujazdowskiego", która będzie łączyć od lewa do prawa. Raz już się nie sprawdziła, bo, jak przekonywał lider ludowców: "łączyła nas wspólnota celu, ale nie wspólnota idei". Owszem, Grzegorz Schetyna chce otwierać koalicję na partie, stronnictwa, organizacje samorządowe i "niezrzeszone autorytety", ale czym to się różni od tego, co wyborcy już poznali i ocenili?
Czym się różni Platforma od PiS-u?
Trzeba docenić, że lider PO był dzisiaj dynamiczny, złapał - jak to się mówi w języku marketingu politycznego - flow i potrafił zaangażować publiczność w swoje przemówienie. Uznał nawet, że podwyższenie wieku emerytalnego przez rząd PO bez konsultacji z Polakami było błędem. To się często w polityce nie zdarza. Tyle, że im więcej mówił, tym bardziej przypominał lustrzane odbicie Jarosława Kaczyńskiego sprzed tygodnia z Katowic. Prezes zresztą umiejętnie "przykrył" całą konwencję PO - zapowiedział, że jutro ogłosi listy 41 liderów list sejmowych.
To sprytny wybieg Kaczyńskiego, wykraczający poza to, co mówił na konwencji. Bo też zaczął od łączenia Polaków, a skończył konstatacją na temat "sił zła", którym trzeba przeciwstawić "siły dobra". - Prawo musi pokonać bezprawie, prawda kłamstwo, miłość - nienawiść, a rozsądek - szaleństwo. Od tych wyborów zależy, czy pogrążymy się w chaosie, czy odbudujemy Polskę - to przecież część przemówienia Schetyny. Czy ono się różni od tego, co prezentował prezes PiS?
Ten dysonans w przemówieniu i konwencji KO jest czymś, co trudno zostawić na boku. Można bowiem słusznie zwracać uwagę na realne problemy społeczeństwa: kryzysy w edukacji i służbie zdrowia, drogie warzywa, wymiar sprawiedliwości, ale co z tego, jeśli chwilę później odbywa się główna debata liderów opinii, którzy zamiast tego mówią o "wolcie antymodernistycznej Kościoła", elektoracie "uwiedzionym prostackimi hasłami", "rozkoszy nienawiści" części tego elektoratu oraz "prawdziwych populistach u władzy, którzy nic sobie nie robią z konstytucji, prowadząc na ścieżkę chaosu". Nie da się mówić o zgodzie, szukając polaryzacji. To łączy nie tylko Schetynę i Kaczyńskiego, ale również PiS i Platformę. I na tym polega choroba, która trawi Polskę.
Marcin Makowski dla WP Opinie