Makowski: "Rząd w trybie home office. Dlaczego tak późno?" [OPINIA]
Setki tysięcy, jeśli nie miliony Polaków spędzają czas pandemii koronawirusa w domowych biurach. Szefowie korporacji delegują kogo mogą przed komputer, łączą się za pomocą Skype, najważniejsze zadania przenoszą na narzędzia internetowe. Teraz do tego trybu będzie się musiał dostosować rząd. Szkoda, że dopiero po zarażeniu jednego z ministrów, ale lepiej późno niż wcale.
W poniedziałek Andrzej Duda w orędziu zapowiedział zwołanie Rady Gabinetowej, która miała przedstawić ekonomiczny plan odpowiedzi na koronawirusa. Tego samego dnia wieczorem dowiedzieliśmy się, że jednym z 205 zakażonych w Polsce jest również minister środowiska, Michał Woś. Dalej sprawy potoczyły się już szybko - cały rząd został wysłany na badania oraz objęty krótkotrwałą kwarantanną. We wtorek rano prezydent, zgodnie z oczekiwaniami, zapowiedział przesunięcie Rady przynajmniej na środę. Teraz wiemy już, że nawet jeśli posiedzenie się odbędzie, to w zupełnie innej rzeczywistości. Na dłuższe odosobnienie zostało bowiem odesłanych 15 członków Rady Ministrów. Pytanie, dlaczego tak późno?
"Mogę od razu potwierdzić, że jak ktoś jest zdrowy, to ma wynik ujemny, ale za pięć dni on może być dodatni" – mówił w jednym z wywiadów wirusolog prof. Włodzimierz Gut. Przypomniał tym samym znaną w środowisku prawdę, że jakiekolwiek testy nie oddają stanu faktycznego rozprzestrzeniania się pandemii, a jedynie iluzoryczną estymację tego, w którym momencie była kilka, kilkanaście dni temu. Wielu zarażonych roznosi bowiem koronawirusa bezobjawowo, a same testy nie są go w stanie wykryć we wczesnej fazie. Dlaczego zatem rząd, mając świadomość częstych kontaktów z urzędnikami w terenie, tak długo zwlekał z zastosowaniem procedur, o które apelował do wszystkich obywateli?
Jeżeli na tak wczesnym etapie propagacji w Polsce, wirus dotarł już do jednego z członków rządu, który miał kontakt z najważniejszymi ministrami, oznacza to, że ktoś nie potraktował zagrożenia wystarczająco poważnie. I nie chodzi tutaj o odcięcie całej struktury władzy od świata zewnętrznego, bo podobnie funkcjonują wszystkie rządy świata, z USA, Niemcami czy Wielką Brytanią na czele, ale ograniczenie kontaktów do niezbędnego minimum. Czy naprawdę posiedzenia Rady Ministrów czy Rady Gabinetowej muszą się odbywać przy osobistym stawiennictwie najważniejszych osób w państwie? Czy historia nie nauczyła nas, że grupowanie ich w jednej przestrzeni w sytuacji wysokiego ryzyka nie jest najrozsądniejszą ze strategii komunikacyjnych?
W obecnej sytuacji cała klasa polityczna w Polsce powinna przejść w tryb home office, korzystać z narzędzi internetowych, konferencje urządzać zdalnie. To nie jest bowiem fanaberia opozycji, ale zwykły pragmatyzm. Owszem, wyjazdy, wizytacje, konferencje "w terenie" - to nadal jest istotny element pokazywania obywatelom, że państwo funkcjonuje, a politycy "są blisko ludzi". Rzecz w obliczu kryzysu psychologicznie i politycznie zrozumiała. Przypadek ministra Wosia (któremu życzę dużo zdrowia) powinien nas wszystkich nauczyć, że w walce z koronawirusem nie ma półśrodków. I, że dyscyplina wymagana jest od wszystkich, bez względu na pełnione funkcje.
PS Jak ustaliła Wirtualna Polska, Rada Gabinetowa odbędzie się najprawdopodobniej w środę w trybie wideokonferencji.
Marcin Makowski dla WP Opinie