Makowski: "Prezydent Hołownia, kandydat 'ok boomerów'? To będzie trudne" [OPINIA]
Kaznodziejski ton przemówienia, obudowanego całą serią banałów o byciu "prezydentem wszystkich Polaków", który chce "przywrócić politykę ludziom". Tyle zapamiętałem z wieczoru, w którym Szymon Hołownia ogłosił swój start. Nie kupuję jego fajno-katolickiego wizerunku ani mglistej wizji państwa. Ostatnią rzeczą, jaką bym jednak zrobił, to zlekceważył jego kandydaturę.
Były tygodnie spekulacji, pompowania balonika, typowania, kto za kim stoi i za czyje pieniądze będzie kręcić się ta celebrycko-polityczna karuzela. I w końcu 8 grudnia sam zainteresowany postawił sprawę jasno. Wieloletni prowadzący "Mam Talent" i publicysta - Szymon Hołownia - "chce się u nas ubiegać o pracę". Zostać głową państwa, prezydentem, którego jeszcze nie mieliśmy, ale o jakim skrycie marzymy. Takiego, który zastanowił się, co zostawi swojej dwuletniej córce "poza dwudziestoma książkami na półce, które napisał" i wyszło mu, że musi zmienić kraj, w którym razem żyją. Ambitnie, nie powiem.
Kandydat, ale jaki?
Za tę ambicję i wzięcie na rodzinę ciężaru przebrnięcia przez kampanię, gdy mogło się pozostać na bezpiecznej pozycji prowadzącego talent-show, należy się jednak Hołowni szacunek. Podobnie jak za działalność charytatywną i medialną charyzmę. Nie będę na starcie jedną z tych osób, które chciałyby podstawiać mu nogę w tylko za fakt, że wszedł do polityki. Z nim te wybory będą ciekawsze, innych kandydatów zmobilizują, a wielu zagubionym dzisiaj wyborcom dadzą jakąś alternatywę. Pytanie tylko, jaką.
Tego bowiem z mglistego, pełnego ogólników przemówienia, które wygłosił w gdańskim Teatrze Szekspirowskim, zupełnie się nie dowiedziałem. "Dlaczego i po co?" - brzmiało przecież hasło, pod którym Hołownia urządził cały, oglądany na Facebooku przez kilkanaście tysięcy osób event. Hasło, na które sam przekonująco nie odpowiedział, bo czy za odpowiedź można uznać postulat budowania państwa pełnego empatii, wspólnoty, jedności, szacunku dla drugiego człowieka i "dobra, które pokonuje zło i przychodzi jak światło po mroku"?
Zobacz też: Debata kandydatów PO na prezydenta. Bogdan Zdrojewski: rozczarowująca
Hołownia - czas na zmianę pokoleń?
To, co sprzedawało się w felietonach albo jako bon-mot w telewizji śniadaniowej, w twardych realiach kampanii sprawdzić się nie musi. To inna poetyka, inny odbiorca i różne sceny - a nie ambona, bo tak to chwilowo u Hołowni wyglądało. Dlatego Hołownia w drugiej części swojego przemówienia i w wywiadzie po nim postawił na inną narrację. "Zabrali nam politykę? Upartyjnili? To my ją sobie odbierzemy" – stwierdził Hołownia w rozmowie z "Tygodnikiem Powszechnym". Postulat zmiany pokoleniowej na szczycie przewijał się również jako lejtmotyw w Gdańsku. Połączony z retoryką proekologiczną i przypominającym start Wiosny Roberta Biedronia klimatem "rodzenia się nowej siły" może być dzisiaj najmocniejszym atutem w rękawie byłej gwiazdy TVN.
Łatwo bowiem, nawet jeśli to łatka przyszywana nieco sztucznie i na siłę, przedstawić się jako kandydat "ok boomerów" [hasło "ok boomer" to odpowiedź skierowana do osoby starszej od nas, rodziców i dziadków nierozumiejących problemów współczesnego świata, mająca na celu zakończenie z nią rozmowy bądź pokazanie, że się z nią nie zgadzamy bez wchodzenia w szczegóły - przyp. red.] w kontrze do przynudzających polityków Platformy Obywatelskiej, którzy podczas debaty prawyborczej potykali się o własne sznurowadła. Na ich tle, ale również na tle Władysława Kosiniaka-Kamysza, Szymon Hołownia może się jawić jako alternatywa dla soft-konserwatystów, centrowych-opozycjonistów, fajno-katolików i wszystkich tych, których PSL i PO przez styl uprawiania polityki po prostu zawodzi, ale którzy nadal uważają, że "największa fabryka dobra w Polsce" to WOŚP i z wypiekami na twarzy oglądali przemówienie noblowskie Olgi Tokarczuk, wcześniej protestując w obronie niezależnych sądów.
Protegowany Donalda Tuska?
O ile jednak na starcie da się w ten sposób pozycjonować na tle konkurencji, prawdziwy sprawdzian przyjdzie w Polsce powiatowej i w miesiącach żmudnej pracy, które przyjdą zimą i wiosną. Wtedy przyjdzie się sprawdzić w dyskusjach z tzw. zwykłymi Polakami, których mało interesuje, kim są "boomerzy" i o co toczy się potyczka pokoleniowa na szczycie, ale bardziej ciekawi los okolicznego szpitala, dziury w drodze i przewlekłości rozpraw w sądzie rejonowym.
Nie wiem, czy Szymon Hołownia udźwignie ten ciężar. Może wcale nie musi i wystarczy, że nie popełni większych gaf, aby później, być może wspierany przez Donalda Tuska i jego środowisko, przystąpić do zapowiedzianej przez szefa EPP budowy "nowej centroprawicy?". To układałoby się nawet w spójną całość, jak bowiem zauważył dziennikarz WP Michał Wróblewski, "jako sympatyk" na wieczorze wyborczym Hołowni obecny był minister z kancelarii Tuska, Jacek Cichocki. Zanim jednak przyjdzie cokolwiek budować, Szymon Hołownia musi stworzyć swój wizerunek. Taki, który porwie nie tylko czytelników katolickich tygodników opinii.
Marcin Makowski dla WP Opinie