Makowski: "Paweł Kowal wiele ryzykuje wracając do polityki, ale jego głos jest potrzebny" [OPINIA]
Swego czasu wiceprzewodniczący Klubu Parlamentarnego PiS-u, minister w rządzie Jarosława Kaczyńskiego, współpracownik Lecha Kaczyńskiego. Właściwie od lat 90' nieprzerwanie związany z prawicą. Aż tu nagle, po czterech latach politycznego outu - jedynka Platformy Obywatelskiej z Krakowa. Paweł Kowal stawia na szali cały swój dorobek.
Nieco ponad dwa tygodnie temu Paweł Kowal siedział przed politykami Koalicji Obywatelskiej w Pałacu Kultury i Nauki w Warszawie, gdzie jako jeden z ekspertów zaproszonych do dyskusji, miał wygarnąć partii słabości i wskazać na mocne strony przed wyborami parlamentarnymi. "Nie jestem tutaj od doradzania Platformie" - mówił, jednocześnie wskazując na poważniejsze, ideowe problemy w obozie opozycji.
Jak mówić o Polsce?
Prosił polityków, aby szczerze - bez mówienia tego na głos - zastanowili się, w jakim momencie znajduje się obecnie polska demokracja. Czy już upadła i mamy autorytaryzm, a może istnieją przestrzenie wolności, niezawisłe wybory, sądy nadal potrafią wydawać sprawiedliwe wyroki, itd. Właśnie na podstawie tej wewnętrznej diagnozy, powinni oni dostosowywać język, którym mówią o polityce. W przeciwnym wypadku, krzycząc o dyktaturze, w rzeczywistości będą działać nie wierząc w swoje słowa i diagnozy. A właśnie w ten sposób opozycja rozmija się z własnym elektoratem, który widzi, że nawet jego politycy sami nie do końca wierzą, w to, co głoszą, większą uwagę niż na obronę demokracji, poświęcając na walki frakcyjne.
To była jedna z ciekawszych diagnoz podczas całego panelu centrowo-liberalnych "mędrców", którzy mieli pokazać otwartość Koalicji Obywatelskiej na dialog i nowe pomysły. Jak rozumiem przemówienie tak bardzo spodobało się Grzegorzowi Schetynie, że chwilę po nim zaproponował jego autorowi kandydowanie na listach Platformy z Krakowa. I to z biorącej w ciemno "jedynki", co pokazuje de facto słabość małopolskich struktur partii, która sama nie potrafiła przez lata wykreować wyrazistych liderów.
Mniejsza o to. Ponieważ Paweł Kowal się zgodził, pytanie, które brzmi - w zamian za co? Czy wejście do aktywnej polityki warte jest zaryzykowania całego wcześniejszego życiorysu - spędzonego w kontrze do polityki uprawianej obecnie przez skręcającą w lewo Koalicję Obywatelską?
Kim jest Paweł Kowal?
Aby zrozumieć wagę tego pytania w świecie mediów, których pamięć sięga tygodnia wstecz, trzeba przypomnieć ile Kowal znaczył dla prawicy i samego środowiska Prawa i Sprawiedliwości, którego przez lata był czołową postacią. Z polityką związany od 1998 r., gdy objął stanowisko kierownika wydziału w Departamencie Spraw Zagranicznych KPRM, przeszedł do obecnej chwili długą drogę szefowania w poszczególnych oddziałach ministerstw, instytucji publicznych i partyjnych. Niespełna rok po powstaniu PiS-u, był już z jego ramienia radnym dzielnicy Warszawa-Ochota, a w 2005 r. posłem, wybranym z okręgu chrzanowskiego. Bracia Kaczyńscy tak bardzo mu ufali, że dwukrotnie zostawał wiceprzewodniczącym Klubu Parlamentarnego partii oraz sekretarzem stanu w MSZ w rządzie Jarosława Kaczyńskiego.
Pomimo porażki jego formacji w 2007, sam Kowal bez problemu otrzymuje reelekcję, zostając wiceprzewodniczącym sejmowej Komisji Spraw Zagranicznych, a w 2009 również startując z list PiS-u, europosłem. Dopiero w 2010 roku, gdy całą prawicą zaczynały wstrząsać ruchy odśrodkowe, na ich fali wystąpił z partii tworząc i zostając prezesem nowej, czyli Polska Jest Najważniejsza (PJN).
Trzy lata później, m.in. z Jarosławem Gowinem, który porzucił Platformę Obywatelską, zakładają Polskę Razem, z list której nie udaje mu się wejść ponownie do Parlamentu Europejskiego w 2014 roku, a następnie (wbrew obietnicom), nie zostaje wystawiony do Senatu w poprzednich wyborach z list Prawa i Sprawiedliwości, co przekłada się na jego decyzję o całkowitym odejściu od czynnej polityki i poświęceniu się działalności naukowej.
Człowiek prawicy, człowiek Platformy?
W tym czasie Paweł Kowal naprawdę wiele dla obecnych oponentów znaczył. Współtworzył z Lechem Kaczyńskim koncepcję budowy Muzeum Powstania Warszawskiego, był szefem jego biura prasowego za czasów prezydentury w stolicy. To on, wraz z Adamem Bielanem, wpadli na pomysł, aby pochował Lecha i Marię Kaczyńskich na Wawelu wcześniej, jak przypomniał na Twitterze Sławomir Cenckiewicz - "wyciągając z rąk Putina ciała naszego prezydenta w 2010 roku". Jedna z politycznych plotek głosi, że to również Kowal miał zaproponować swego czasu Jarosławowi Kaczyńskiemu uruchomienie programu "500+". Przez długi czas, czy to się komuś podoba, czy nie, był faktycznie "mózgiem polskiej prawicy".
I co dzisiaj z tego zostaje, gdy przyjdzie startować u boku ludzi, którzy porównują obecną sytuację w Polsce do Niemiec lat 30.? Jak Paweł Kowal odnajdzie z nimi wspólny język i nie zgubi swojego, charakterystycznego i wypracowanego jeszcze za czasów prezesury konserwatywnym think-tankiem - "Klubem Jagiellońskim"? Sam polityk przyznał, że była to dla niego trudna decyzja, ale ma zamiar wnieść do życia parlamentarnego styl, w którym "mierzy się z poglądami, ale oszczędza drugiego człowieka". Oby udało mu się to zrobić, pozostać sobą i w brutalnej polaryzacji faktycznie ucywilizować język, którym politycy komunikują się ze sobą nawzajem, i ze społeczeństwem. Inaczej w zamian za mandat odda to, co do tej pory zbudował. Wysoka cena.
Marcin Makowski dla WP Opinie