Makowski: "'Jakoś to będzie’ nie wystarczy. Polski Kościół stoi nad przepaścią" [OPINIA]
Nie można powiedzieć, że burzy nadciągającej nad polski Kościół nie dało się przewidzieć. Ona zbierała się od lat, ale zamiast zacząć budować dom o solidnych fundamentach, hierarchowie otworzyli nad wiernymi dziurawy parasol przekonując, że ojczyzny papieża Polaka bramy piekielne nie przemogą. Ich, ale również nasza bierność, dzisiaj się mści.
Czytając watykański raport dotyczący byłego kard. Theodore’a McCarrika, wstrząsają nie tyle nieznane wcześniej fakty, ale zebranie ich wszystkich w ponurą całość podwójnego życia wysokiego hierarchy Kościoła katolickiego. Życia, podczas którego molestował chłopców, księży i kleryków. Tym ostatnim tłumaczył, że seks między duchownymi jest czymś normalnym, aktem bliskości i przyjaźni. Po spędzonej nocy, mężczyźni udzielają sobie rozgrzeszenia, a następnie odprawiają mszę. Wstrząsają też relacje świadków lub rodziców molestowanych dzieci, które już w latach 70. i 80. informowały amerykański episkopat o niepokojących zachowaniach ówczesnego biskupa pomocniczego Nowego Jorku.
Zbiorowa amnezja Kościoła
W końcu sprawa dotarła do samego Watykanu za pontyfikatu Jana Pawła II, który najpierw ze względu na oskarżenia o molestowanie cofnął awans McCarricka, później jednak za sprawą listu, który dostarczył mu jego sekretarz Stanisław Dziwisz (amerykański kapłan odpierał w nim wszelkie zarzuty) - wynosi go w 2001 r. do godności kardynalskiej.
Dzisiaj również kardynał - Stanisław Dziwisz - o niczym nie wie, nic nie pamięta, nie ma sobie niczego do zarzucenia w tej i podobnej sprawie, gdy system wczesnego ostrzegania Kościoła przed pedofilami w sutannach po prostu zawiódł. Czy można się dziwić, że widząc podobne historie, Polacy masowo odsuwają się od instytucji, która w zastraszającym tempie trwoni gromadzone przez dekady komunizmu zaufanie? W najnowszych badaniach pracowni United Surveys, aż 65,7 proc ankietowanych ocenia negatywnie rolę Kościoła w życiu publicznym. Rekordowe są również statystyki spadków powołań, frekwencji na mszach, laicyzacji młodzieży, i tak dalej.
Tę burzę, która zbierała się od dawna, było przecież widać. Istnieli kapłani - tacy jak choćby ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski, którzy od dawna domagali się rozliczeń ze współpracą duchownych z SB, żądali sprawiedliwości dla ofiar molestowania i kary dla tych księży, którzy się jego dopuszczali. Wysyłali listy, rozmawiali, ostrzegali. Nikt ich nie słuchał.
"Takie rzeczy w mojej ojczyźnie?"
Nie słuchano również tych świeckich, którzy mając na sercu dobro Kościoła, pisali o jego grzechach. Uznawano ich za intruzów, ludzi, którzy rozdmuchują afery. Czy nie tak w rozmowie telefonicznej z dziennikarzem TVN24 bronił się kard. Dziwisz? W dokumencie "Don Stanislao" mówił przecież wprost, że nie może zrozumieć, jak "takie rzeczy mogą się dziać w jego ojczyźnie". I to wobec człowieka "który tyle lat służył papieżowi". Oczywiście, argument koronny aby milczeć brzmiał: "przecież to wszystko pójdzie w świat".
Don Stanislao. Bartłomiej Sienkiewicz ostro o Stanisławie Dziwiszu. Reakcja Tomasza Siemoniaka
Służenie papieżowi i kapelusz kardynalski nie mogą już dłużej gwarantować immunitetu. Kard. Stanisław Dziwisz nie od wczoraj stosuje przecież tę samą strategię kontaktu z mediami - nazwałbym ją "audiencyjną". Jest otoczony gronem sekretarzy, unika otwartej rozmowy, chowa się za dokonaniami z przeszłości, żyjąc w przeświadczeniu skrzywdzenia przez dziennikarzy.
Z kard. Dziwiszem nie rozmawia się inaczej, niż w otoczeniu dostojnych budynków krakowskiej kurii, umawiając na spotkanie długimi miesiącami. Zamiast transparentności, mamy unikanie konfrontacji, które dodatkowo podsyca podejrzenia. Gdy natomiast kard. Dziwisz w końcu idzie do mediów, jest tak mało przekonujący i charyzmatyczny, że sam sobie szkodzi.
Oczywiście, aby udowodnić mu krycie lub lekceważenie informacji o pedofilii w Kościele potrzeba twardych dowodów, ale skoro były sekretarz papieża nie ma nic do ukrycia, dlaczego zachowuje się tak, jakby miał? Dlaczego dopiero pod presją mediów mówi o powołaniu niezależnej komisji? Kolejne pytanie - komisji stworzonej przez kogo, bo przecież nie przez nasz episkopat, który ręki na Dziwisza nie podniesie, bo to równoznaczne z piłowaniem gałęzi, na której się siedzi. Nie wiem co czeka nasz Kościół. Nie mam pojęcia, czy jest to druga Irlandia. Jedno nie ulega jednak wątpliwości - jeśli coś w nas i naszych kapłanach się nie zmieni, niedługo nie będzie czego zbierać.
Marcin Makowski dla WP Opinie