Łukasz Warzecha: Sędziowie, uwierzcie - nie każdy, kto was krytykuje, życzy wam źle
Drodzy Sędziowie, czy pamiętacie wszystkie te sprawy dyscyplinarne, w których zapadały orzeczenia z punktu widzenia zwykłych ludzi, a zapewne i z waszego, kuriozalne? Dlaczego w takim razie jako korporacja nie zabieraliście głosu w sprawie zmiany przepisów?
Szanowni Sędziowie,
Zastanawiałem się, jakbym się czuł, gdyby ludzi zaczęto przekonywać, że prawie wszyscy dziennikarze to sprzedajne kreatury bez zasad, przy każdej okazji kradnące kiełbasy czy wiertarki. Pewnie bym się wkurzył, choć przecież wiem, że owszem, są w mojej grupie zawodowej ludzie, których nie wypada nazywać dziennikarzami.
Patologie? Występują, ale w margines
Ale gdyby ludzie takie bajki akceptowali bez mrugnięcia okiem i bez zastanowienia, zadałbym sobie pytanie, co my, dziennikarze, zrobiliśmy źle. Mam wrażenie, że wy takie pytanie w odniesieniu do waszej korporacji zaczęliście sobie zadawać o wiele za późno, a i teraz wielu z was w ogóle o tym nie myśli. "Jak to – my, sędziowie, coś zrobiliśmy źle? Absolutnie nie, jesteśmy nadzwyczajną kastą!" – mogą niektórzy z was myśleć.
Przysłuchiwałem się Waszej dyskusji podczas konferencji Fundacji Courtwatch Polska. Fundacja od 2010 roku prowadzi obywatelski monitoring sądów. Jej obserwatorzy są obecni na rozprawach, a w ciągu siedmiu lat zebrało się już ponad 36,5 tysiąca obserwacji.
Te raporty – maksymalnie obiektywne, bo fundacja działa w oderwaniu od bieżącego politycznego sporu – są dla was w sumie bardzo korzystne.
Pokazują patologie na styku sędziów z klientami wymiaru sprawiedliwości, ale pokazują też, że te patologie to zdecydowana mniejszość. W raportach jest całe mnóstwo opisów sędziów empatycznych, uprzejmych, wyrozumiałych, profesjonalnych, przychylnych ludziom, odnoszących się z szacunkiem do wszystkich stron postępowania. Aż przyjemnie czytać.
Są jednak też opisy zachowań odmiennych. Szef Fundacji Courtwatch Bartosz Pilitowski podczas prezentacji raportu wspominał o sędzim, który inwalidzie bez nóg kazał podpełznąć do miejsca dla świadków, zakazując obecnemu na sali sanitariuszowi mu pomagać.
Ta historia zrobiła na mnie szczególnie przykre wrażenie i zacząłem się zastanawiać: czy nikt w tamtym sądzie o tym nie wiedział? Do żadnego kolegi tego sędziego nie dotarło, jak się zachował? A skoro raz się tak zachował, to zapewne jest to jego standard – traktowanie uczestników rozprawy przedmiotowo, bez szacunku. Naprawdę żaden inny sędzia nie był w stanie zwrócić mu uwagi? Jeśli nie z powodu wewnętrznego oburzenia, jakie powinno wywołać takie zachowanie, to z czystego wyrachowania: jeden taki sędzia jest w stanie zepsuć dobrą opinię, na którą mozolnie i rzetelnie pracowało dziesięciu innych.
Kto wam psuje opinię? Wnioski wyciągnijcie sami
Co prowadzi mnie do pytania o sprawę poważniejszą: czy nie widzicie, kto wam tę opinię zepsuł w ciągu minionych lat i kto ją psuje dzisiaj? Czy pamiętacie wszystkie te sprawy dyscyplinarne, w których zapadały orzeczenia z punktu widzenia zwykłych ludzi, a zapewne i z waszego, kuriozalne? Czy umielibyście wyjaśnić, dlaczego sędziego Milewskiego, który stawał na baczność przed "premierem Tuskiem”, przesunięto jedynie w inne miejsce?
Wiem, że czasem winne są przepisy. Jeśli sędzia, któremu grozi surowa kara, ucieka notorycznie na zwolnienie lekarskie, środowisko nie jest w stanie wiele zrobić. Ale dlaczego w takim razie jako korporacja nie zabieraliście głosu w sprawie zmiany przepisów? Dlaczego nie domagaliście się na przykład, żeby niezdolność do uczestniczenia w podstępowaniu dyscyplinarnym musiało niezależnie od siebie potwierdzić, powiedzmy, trzech lekarzy orzeczników, i to z innych miejsc kraju niż to, gdzie orzeka dany sędzia?
Mówiąc wprost – czy rozumieliście, że jeden sędzia złodziej, pijak za kierownicą, jeden sędzia skorumpowany niszczy i niweczy pracę dziesięciu – ba, stu uczciwych, ciężko harujących sędziów, których można by postawić za przykład służby państwu i ludziom? Co zrobiliście jako korporacja, żeby się takich ludzi pozbywać szybko i skutecznie?
A nawet jeśli nie było to możliwe z powodu komplikacji prawnych – bo przyznaję, że czasem tak bywało – co robiliście, żeby wyjaśnić ludziom sytuację? Ile założyliście kont na Facebooku, ile na Twitterze, gdzie możecie ludziom tłumaczyć wasze postępowanie w konkretnych sprawach i naświetlać w jak najprostszy sposób zagadnienia prawne?
Kto ma pojęcie o pracy wymiaru sprawiedliwości, wie, że czasami orzeczenia bulwersujące dla zwykłych ludzi nie mogły być inne, choćby ze względu na zasadę in dubio pro reo – wątpliwości działają na korzyść oskarżonego. Ale ludzie tego nie rozumieją i nie muszą rozumieć, nie są sędziami i prawnikami – to również wasze zadanie, żeby im to wyjaśnić. A że o to nie dbaliście – dziś widzicie konsekwencje.
I owszem, wiem, że są wśród was tacy, którym się chce. Którzy umieją rozmawiać i chce im się tłumaczyć. Ale to wciąż kropla w morzu. Na Twitterze widzę może dwóch, trzech takich sędziów. Pozostałych kilku używa mediów społecznościowych po to, żeby pompować polityczny przekaz.
I tu dochodzimy do tego, kto wam dzisiaj szkodzi.
Nie jest tak, a w każdym razie nie wyłącznie tak, jak podczas konferencji niektórzy sugerowali – że to zła władza niszczy wasz autorytet, a wy, biedacy, musicie z tego powodu cierpieć.
Waszemu autorytetowi dzisiaj niepowetowane szkody przynoszą sędziowie, którzy weszli w rolę polityków, tacy jak Waldemar Żurek, Igor Tuleya czy Wojciech Łączewski. Sędziowie, którzy za sprawą swojego zaangażowania dawno już nie dają gwarancji bezstronnego procesu. Ich zachowanie podobać się może garstce najbardziej fanatycznych przeciwników władzy, ale resztę ludzi – tych ludzi, na których opinii powinno wam zależeć – przekonuje, że sędziowie to grupa awanturników, którzy bronią po prostu swoich przywilejów w sojuszu z "Targowicą”.
Niezależnie od tego, jak krytyczne macie zdanie o wprowadzanych zmianach (a zapewniam Was, moje jest również bardzo krytyczne), zrozumcie, że ci ludzie robią wam jako środowisku wielką krzywdę. Przynoszą szkody trudne do naprawienia. I że nie tędy droga.
Jesteście wyjątkowi? Tak, bo decydujecie o losie innych
Na konferencji Courtwatch Polska w dyskusji brał udział sędzia Marcin Łochowski, który powiedział bardzo słusznie, że niewłaściwego zachowania sędziów nie może tłumaczyć ich frustracja obecną sytuacją.
"Jeśli pociąg się spóźnia, bo kolejarzowi rozchorowało się dziecko, to ludzie nie dojadą na czas do pracy i nie interesuje ich, dlaczego się tak stało" – mówił sędzia, a ja ten pogląd w pełni podzielam. Tak, sędzia jest tylko człowiekiem, ale człowiekiem wyjątkowym – nie w tym sensie, że należy do „nadzwyczajnej kasty”, ale w tym, że dano mu prawo decydowania o ludzkim losie i dlatego ma wyjątkowe obowiązki.
Wiem, sytuacja nie sprzyja spokojnej rozmowie. Atakowana - nieduża w końcu - grupa zawodowa, w dodatku bardzo specyficzna i bardzo wysoko wyspecjalizowana, ma tendencję, żeby zamknąć się w okopach i widzieć rzeczywistość zero-jedynkowo. To jednak błąd.
Nie ma co bronić czarnych owiec
Namawiam was: wyjdźcie ze swojej twierdzy. Macie ludziom do opowiedzenia mnóstwo ciekawych, dobrych rzeczy. Większość z was wypruwa sobie żyły, wykonując pracę, bez której państwo by stanęło. Otwórzcie się, zacznijcie rozmawiać z ludźmi – nie tylko z tymi, którzy pojawiają się na antyrządowych protestach.
Rozmowa z nimi to łatwizna, ich zresztą nie napędza sympatia dla was i zrozumienie roli, jaką gracie, ale nienawiść do władzy. Spróbujcie rozmowy z tymi, którzy mają w pamięci żenujące bilbordy o sędziach, kradnących kiełbasę. Z tymi, którzy mają o was złe zdanie. To oni powinni być dzisiaj dla was najważniejszym partnerem do rozmowy. Tłumaczcie, wyjaśniajcie, spotykajcie się. Pozbywajcie się natychmiast czarnych owiec – ich nie ma sensu bronić.
I uwierzcie, że nie każdy, kto was krytykuje, życzy wam źle. Są też krytycy życzliwi, do których zalicza się i autor tego tekstu.