Koziński: "Tusk i Kosiniak-Kamysz – najbardziej niezwykły duet w polskiej polityce" [Opinia]
Zaczyna się zawiązywać nieformalny sojusz Donalda Tuska i Władysława Kosiniaka-Kamysza. Ich współpraca wygląda na coś więcej niż tylko chęć równoważenia wpływów Grzegorza Schetyny.
Gdy dziś patrzy się na dwie kadencje rządów koalicji PO-PSL, zlewają się one w jedną całość. Naprawdę trzeba być wyjątkowym fanem polityki, żeby pamiętać, kiedy w rządzie Donalda Tuska Janusz Piechociński zastąpił Waldemara Pawlaka, czy dokładnie wymienić kolejnych ministrów sprawiedliwości w latach 2007-2015. Takie szczegóły - oprócz zainteresowanych - pamiętają chyba tylko dziennikarze polityczni oraz kandydaci do wygranej w teleturnieju typu "Milionerzy".
Ale to nie jest tak, że te osiem lat przebiegło jednostajnie, na jednej nucie, jedynie z przerwami na różnego rodzaju dramatyczne zdarzenia (typu kryzys finansowy) czy afery typu Amber Gold. Sam Tusk pilnował, żeby nikt nie spał spokojnie, przez niemal dwie kadencje starał się zarządzać frakcjami wewnątrz własnej partii, a także – choć dziś brzmi to wręcz nierealnie – starał się ją odświeżać, odmładzać.
Pokolenie 2011
Przykład? Choćby nominacje do jego drugiego rządu, który tworzył po wygranych wyborach w 2011 r. W tym gabinecie obok starych wyjadaczy jak Radosław Sikorski, Jacek Rostowski czy Waldemar Pawlak znalazły się tak nazwiska rządowych świeżaków, m.in. Bartosz Arłukowicz, Mikołaj Budzanowski, Jarosław Gowin, Władysław Kosiniak-Kamysz, Marcin Korolec, Joanna Mucha, Krystyna Szumilas. Dla nich wszystkich teka od Tuska była debiutem w roli ministra konstytucyjnego. A także zaproszeniem do wielkiej polityki.
Zobacz: Leszek Miller: jeśli Tusk nie wystartuje, zwycięstwo Dudy w I turze jest możliwe
Dziś widać, że te zaproszenia w większości przypadków trafiły we właściwe ręce. Z nowym ministrów z 2011 r. poza głównym nurtem politycznym są tylko Budzanowski i Korolec. Nawet Szumilas, choć w mediach mało obecna, cały czas jest posłanką. Widać więc, że Tusk miał wyczucie, wiedział, kto traktuje politykę na poważnie.
Ale w zestawieniu tych nazwisk uderza jeszcze jedna kwestia – to, jak niewielu polityków z tego "pokolenia 2011", którym Tusk dał przepustkę do głównego politycznego nurtu, dziś jest skłonnych z nim współpracować. Gdyby Tusk uznał, że chce teraz wrócić do Platformy Obywatelskiej, mógłby liczyć na wsparcie chyba tylko od Joanny Muchy. Pewnie nawet Bartosz Arłukowicz chciałby grać na własnych warunkach.
Choć jeden z tych polityków cały czas utrzymuje z Tuskiem gorącą linię. Tyle że nie jest on z Platformy. To Władysław Kosiniak-Kamysz.
Drugie życie PSL-u
W rządzie sporo razem przeszli, gdyż razem spięli najtrudniejsze politycznie reformy drugiej kadencji: podniesienie wieku emerytalnego do 67. roku życia oraz okrojenie OFE. Jednak dopiero po tym, jak Tusk przeniósł się do Brukseli, zaczęło się pojawiać coraz więcej informacji o tym, że obu polityków dużo łączy.
Polityczna przyjaźń? To pewnie naciągane sformułowanie, bo w polityce nie ma stałych przyjaźni, są tylko stałe interesy. Ale teraz obaj na wzajemnej współpracy mają wiele do ugrania. Pewnie dlatego w piątek Tusk i Kosiniak-Kamysz konferowali niemal trzy godziny w gabinecie szefa Rady Europejskiej.
Dla Kosiniaka-Kamysza bliska współpraca z Tuskiem to niemal autostrada do najważniejszego dla niego transferu politycznego: ze wsi do miasta. PSL miał do tej pory tylko wyborców w najmniejszych ośrodkach. Zaczęło się to zmieniać dopiero w ostatnich wyborach. Kosiniak widzi, że jeśli nie zacznie poszerzać elektoratu ludowców w większych miastach, to jego partia zginie – bo ze wsi konsekwentnie, ale z siłą tarana, wypycha go PiS. Za to wsparcie Tuska pozwala mu budować wiarygodność w oczach dawnych wyborców Platformy, którzy mają dość jej lewicowo-jachirowego skrętu. Wśród nich PSL może znaleźć drugie życie.
A o co gra Tusk?
O to, żeby zachować wpływ. Dobrze wie, że odbić Platformę z rąk Schetyny będzie bardzo trudno. Stare powiedzenie mówi, że jeśli przeszkody nie można przeskoczyć, to trzeba ją obejść. A tą obwodnicą może być PSL. Albo nawet sam Kosiniak-Kamysz, wokół którego można by budować szerokie obywatelskie porozumienie o centrowym profilu. Zresztą o tym mówił WKK podczas niedzielnego posiedzenia PSL-u.
Oddzielna sprawa, że Tuskowi w ostatnich kilku miesiącach sporo rzeczy w krajowej polityce nie wyszło. Sondował możliwość uruchomienia czegoś w rodzaju Ruchu 4 Czerwca – pomysł nie wypalił. Ewidentnie przestrzelił ze swoim zaangażowaniem przed eurowyborami. A zaproszenie Leszka Jażdżewskiego do tego, by wystąpił przed nim 3 maja, będzie mu jeszcze długo ciążyć. Podobnie zresztą jak Kosiniakowi, oklaskującemu ostre słowa naczelnego "Liberte".
Co mógłby ugrać duet Tusk-Kosiniak w przyszłorocznych wyborach prezydenckich? Nie wszystko od nich zależy, cały czas muszą brać pod uwagę to, co zamierza zrobić Schetyna – bo lider PO ma mniejszość blokującą każdą niezależną od niego inicjatywę po stronie opozycji. Ale dziś coraz wyraźniej widać, że trzeba się przyzwyczajać do nowej konfiguracji po stronie opozycji i do tego, że swoje będą mieli do powiedzenia wspólnie Tusk i Kosiniak-Kamysz.
Agaton Koziński dla WP Opinie