Koziński: "Polski premier wreszcie ma swoje szanse". (Opinia)
Co Polska może wywalczyć w Brukseli? Może zostać z niczym – ale równie dobrze może znaleźć się w głównym nurcie.
Europejska układanka stanowisk to gra, która jest poważnym testem także dla Mateusza Morawieckiego. Pod wieloma względami toczy on równoległy pojedynek z Donaldem Tuskiem. Na jakich polach ta gra się odbywa?
Macron spłaszcza wybór
Emmanuel Macron próbuje na szczeblu UE powtórzyć ten sam manewr, który przyniósł mu sukces we Francji. Tam stworzony przez niego ruch En Marche spłaszczył scenę polityczną.
Upraszczając, wcześniej Francuzi mieli do wyboru trzy różne opcje: dwie partie głównego nurtu (centrolewicową i centroprawicową) oraz trzecią kategorię, którą roboczo możemy nazwać "inne" (chodzi głównie o Marine Le Pen, ale też inne ugrupowania spoza mainstreamu).
Macron uprościł wybór. Połączył personalnie obie partie głównego nurtu i sprawił, że teraz Francuzi wybierają między dwoma opcjami. Jedną jest mainstream (czyli Macron), drugą – inni. Tyle.
Teraz tę rozgrywkę francuski prezydent przenosi na szczebel europejski. To jeden z powodów, dla którego w grze pojawiło się nazwisko Donalda Tuska w kontekście nowej układanki na najwyższych szczeblach władzy unijnej.
Tusk jako nowy szef Komisji Europejskiej byłby do zaakceptowania dla Europejskiej Partii Ludowej, dla socjalistów, dla liberałów i zielonych. Wszystkich, których Macron chciałby zbić w jeden obóz – i sprawić, że Europa też przestałaby być miejscem kilku opcji do wyboru. Spłaszczyłaby się do dwóch: głównego nurtu i innych.
Brzmi atrakcyjnie – tyle że wymaga jeszcze znalezienie wspólnego mianownika do całego mainstreamu. Macron narysował go jasno. Do jego drużyny wchodzą wszyscy, którzy nie chcą współpracować z Viktorem Orbanem. Większość nie ma z tym problemu.
Jedynym wyjątkiem są ludowcy z EPP. Stąd pomysł z Tuskiem, wymyślony – jak szepta się na brukselskich korytarzach – przez Macrona. Mógłby on pomóc przeciągnąć do wspólnego obozu tych z EPP, którzy jednak z Orbanem współpracować by chcieli.
Tyle że przy proponowanym przez Macrona spłaszczeniu najwięcej i tak tracą ludowcy – bo muszą najmocniej odejść od swoich tradycyjnych wartości. Najbardziej ryzykują utratę tożsamości na rzecz stabilności, jaką daje wielka koalicja. Trudna decyzja – stąd te złośliwości Junckera pod adresem Tuska. Stąd u Angeli Merkel wahanie i wątpliwości. Widać to było podczas ostatniego szczytu UE.
Morawiecki ma swoją dużą szansę
Właśnie te rozterki sprawiły, że podczas szczytu nie udało się wybrać nowych władz UE – mimo że rozmowy w czwartek trwały do 2 rano. Mateusz Morawiecki w piątek, podsumowując szczyt, zaznaczył, że wcale nie jest przekonany, że to się uda 30 czerwca, podczas kolejnego spotkania zwołanego w tym celu.
Na ostatnim szczycie Macron zdobył mały, ale ważny punkt: doprowadził do tego, że Rada Europejska (ciało podejmujące kluczowe decyzje) zrezygnowała z formuły Spitzenkandidaten, której on się od początku sprzeciwiał.
Zdobędzie kolejne punkty? Zależy od tego, jak ostatecznie zacznie działać EPP, jakie decyzje podejmie kanclerz Merkel. Czy wejdą w wielki sojusz z Macronem, czy nie.
I tu otwierają się drzwi dla Mateusza Morawieckiego. Polski premier teraz ma swoją wielką europejską szansę, na którą tak długo czekał. Staje się naturalnym partnerem dla Merkel, jeśli ta uzna, że wielki sojusz z Macronem i resztą jest dla niej zbyt dużym ryzykiem. Gdy ten sojusz stanie się jednak faktem, ma szansę stworzyć sporą koalicję razem tymi członkami EPP, którzy tego zwrotu nie zaakceptują.
Ostatnie tygodnie to dobry okres dla premiera. Przed eurowyborami jego akcje poszły mocno w dół, wydawało się, że za chwilę wypadnie poza rządową burtę. Ale lepszy niż przewidywany wynik wyborów go wzmocnił.Widać, że Polacy go coraz bardziej lubią – dowiódł tego sondaż CBOS z tego tygodnia, który pokazał, że jego praca podoba się już 49 proc. Polaków. Wreszcie na szczeblu UE Morawiecki otworzył sobie szereg opcji do politycznej gry.
Oczywiście, gwarancji sukcesu nie ma. Polskę można "bajpasować", można dalej próbować marginalizować, może się wreszcie okazać, że górę bierze opcja, w której Polska i jej 27 europosłów PiS nie są do niczego potrzebni, nie pasują do układanki.
Dziś takich opcji jest mniej niż w chwili, gdy PiS obejmował władzę. Dowiódł tego Morawiecki w czasie szczytu, gdzie właściwie samodzielnie zdołał zatrzymać deklaracje UE dotyczące wprowadzenia w Europie neutralności klimatycznej w 2050 r.
Dla Morawieckiego najlepiej by było, gdyby decyzje o obsadzie stanowisk w UE zapadły po wyborach w Polsce – wtedy miałby więcej możliwości manewru. Zdoła do tego doprowadzić? Zdoła ten proces aż tak opóźnić? A może znajdzie inne rozwiązanie, które pozwoli mu zaistnieć w dużej grze? Najpoważniejszy test w UE dla premiera, odkąd jest szefem rządu.