Koziński: "Grają Macierewiczem. Ale on sam nie powiedział ostatniego słowa" (Opinia)
Wyjście z aresztu Bartłomieja Misiewicza, wulgarne wrzutki w zajawce filmu Patryka Vegi – o Antonim Macierewiczu znów głośno. Na pewno nie po raz ostatni w jego karierze.
Bartłomiej Misiewicz, wieloletni asystent Macierewicza, trafił do aresztu, bo jest podejrzany o niegospodarność w Polskiej Grupie Zbrojeniowej. Ledwo wyszedł na wolność, a mógł w internecie obejrzeć teaser filmu Vegi, sugerujący, że łączył go z Macierewiczem związek homoseksualny.
Były szef MON nawet nie uznał za stosowne, by skomentować te wydarzenia. Ale znając jego ogromną polityczną ambicję, musiały one go rozdrażnić. Żaden polityk nie lubi, jak nim się gra, w końcu do polityki się idzie po to, żeby rozgrywać, a nie żeby być rozgrywanym.
Tyle że na razie Macierewicz jest w cieniu. Czeka na swoją szansę. Doczeka się?
Zobacz także: „Ryjek mam może typowy”. Cymański zadziwił ws. filmu Vegi
Dwie rekonstrukcje
Przypomnijmy kontekst. W 2009 r. Donald Tusk dokonał cięć w kierowanym przez siebie rządzie w reakcji na aferę hazardową. Z teką ministrów pożegnali się m.in. Grzegorz Schetyna, Rafał Grupiński, Sławomir Nowak, Andrzej Czuma, Mirosław Drzewiecki.
Tyle że szybko wyszło na jaw, że te cięcia wcale nie były reakcją na aferę. Ona tylko okazała się pretekstem do tego, żeby oczyścić przedpole. Tusk wykorzystał sytuację do pozbycia się z rządu rywali, przede wszystkim Schetyny.
W ten sposób umacniał swoją pozycję lidera PO, pokazując, co czeka tych, którzy próbują to kwestionować.
Dokładnie według tej samej logiki zachował się Jarosław Kaczyński, przesądzając o usunięciu Antoniego Macierewicza z funkcji szefa MON przy okazji rekonstrukcji rządu na początku 2018 r. Wiadomo, że wcześniej doszło między nimi do sporu o sposób funkcjonowania w resorcie Bartłomieja Misiewicza.
Ale nawet nie to było najważniejsze. Sednem problemu była reakcja Macierewicza na prośbę Kaczyńskiego, by ten odsunął Misiewicza od działalności w Polskiej Grupie Zbrojeniowej. Dokładniej brak reakcji.
Prezes PiS odebrał to jednoznacznie – jako próbę podważenia jego przywództwa w obozie władzy. Ciąg dalszy znamy wszyscy. Macierewicz dziś jest szeregowym posłem, a Misiewicz opuścił areszt dopiero po wpłaceniu 100 tys. zł kaucji.
Porównywanie karier politycznych Schetyny i Macierewicza jest jak porównywanie koszykówki do skoków z trampoliny do wody. Ale w pewnym momencie ich losy partyjne były podobne.
Obaj byli numerami dwa (no, może trzy) w swoich partiach, gdy one obejmowały władzę – odpowiednio w 2007 i w 2015 r. Obaj stracili stanowiska w wyniki rekonstrukcji rządu. Obaj z tego samego powodu – bo nie dawali liderom wystarczających gwarancji lojalności.
Emerytura, czy przyczajenie się?
Ale po odejściu z rządu podobieństw w zachowaniu Macierewicza i Schetyny już nie ma. Ten drugi zamknął się w swojej "pieczarze" – i szukał swojej szansy. Na tyle aktywnie, że co chwila z wnętrza Platformy słychać było skargi, że knuje.
To po tym zdarzeniu rządząca PO zaczęła być rozrywana konfliktami personalnymi – tym bardziej że Tuska podkopywali nie tylko "schetynowcy", ale też "spółdzielnia". Jej szef Cezary Grabarczyk wypadł z rządu niewiele później niż Schetyna. I podobnie jak on okazywał swoje niezadowolenie.
Tusk skarżył się, że ta wewnętrzna opozycja "kołysze łódką" i "strzela zza węgła". Na zarządach Platformy odbywały się psychodramy, na których rozliczano Schetynę ze wszystkiego, co zrobił i czego nie zrobił. Owszem, dla ekipy Tuska wrogiem numer jeden był Kaczyński, ale Schetyna w tym rankingu nie był dużo niżej.
Pod tym względem reakcja Macierewicza na dymisję była kompletnie inna. Odkąd przestał być szefem MON, właściwie o nim nie słychać. Jedyne wzmianki z nim związane dotyczą jego przeszłości – nie teraźniejszości.
Dlaczego? Opiszmy to zgodnie z regułami kultury obrazkowej. W "Potopie" jest piękna scena, gdy Kmicic pokazuje swojego konia księciu Bogusławowi Radziwiłłowi i opowiada mu o jego zaletach:
"Tak on chodzi w szeregu, że gdy szereg idzie skokiem, możesz wasza książęca mość cugle puścić, a on się o pół chrapów z szeregu nie wysunie. Wygoda, bo obie ręce wolne. Nieraz tak było, żem w jednej miał szablę, w drugiej pistolet, a koń szedł wolno.
- Ba, a jeśli szereg zawraca?
- Tedy zawróci i on, nie popsowawszy linii".
W wojsku, zwłaszcza na froncie, żołnierze lojalni, niełamiący linii są na wagę złota. Tak samo w polityce. I widać, że Macierewicz to wie. Choć ma prawo czuć się zawiedziony, odsunięty na boczny tor, linii ani razu nie "popsował". Lojalność wobec partii dla niego ważniejsza.
Schetyna, będąc w wewnętrznej opozycji, cały czas się boksował we własnej partii. Był to jeden z powodów, dla którego Platforma przegrała wybory w 2015 r. – choć jeden z mniej istotnych powodów, warto dodać. Natomiast w ten sposób Schetyna utorował sobie drogę do przywództwa w PO – i szybko kierownictwa nie odda.
Macierewicz przyjął całkowicie inną strategię. Pytanie w jego przypadku brzmi: czy się poddał, zrezygnował, czy odwrotnie – jest niczym przyczajony tygrys, ukryty smok.
Ludwik Dorn postawił tezę, że Macierewicz już pogodził się z tym, że jego kariera w PiS-ie dobiegła końca. Ale wydaje się, że na to jeszcze za wcześnie. Owszem, były szef MON ma 70 lat – ale trzyma się dobrze, nawet bardzo dobrze jak na swój wiek.
I ciągle ma potężne atuty polityczne w rękawie. Potwierdza to choćby to, w jaki sposób zbudował sprawę katastrofy smoleńskiej. Dziś wyraźnie widać, że w jego zastrzeżeniach do prowadzenia tego śledztwa przez poprzednią ekipę rządzącą więcej było politycznej zapiekłości niż merytorycznej racji. Nie zmienia to faktu, że umiał skutecznie o tę kwestię zawalczyć.
Na pewno dziś pozycji Jarosława Kaczyńskiego podważać nie będzie, linii nie chce "psować" – zwłaszcza przed wyborami. Ale też PiS nie zawsze będzie mieć tak świetną passę, jak teraz. Kiedyś się potknie. A gdyby z jakiegoś powodu powstała próżnia na szczycie PiS-u, trudno zakładać, żeby on przynajmniej nie podjął prób, żeby ją zapełnić.
Jeśli wtedy szereg prawicy zacznie zawracać, większym zaskoczeniem będzie, jeśli on linii nie popsuje niż to, że ją złamie.