Trwa ładowanie...
Koziński: Gafy mogą Kidawie-Błońskiej odebrać szanse na prezydenturę (OPINIA)
Źródło: PAP, fot: Leszek Szymański
16-11-2019 17:47

Koziński: Gafy mogą Kidawie-Błońskiej odebrać szanse na prezydenturę (OPINIA)

Małgorzata Kidawa-Błońska znów zaliczyła wpadkę. Jedną tylko wypowiedzią w programie Moniki Olejnik skłóciła Platformę z Lewicą.

Jej komentarz w programie "Kropka nad i" o tym, że jeśli politycy Lewicy poprą projekt PiS, "to znaczy, że są nic niewarci", wywołał mnóstwo reakcji komentarzy. I będzie jeszcze długo przywoływany – bo dużo mówi i o samej Kidawie-Błońskiej. I o relacjach między Platformą oraz SLD.

Przyjrzyjmy się całej sprawie. Grzegorz Schetyna wyraźnie chce, żeby to Kidawa-Błońska została kandydatką PO na prezydenta. Wprawdzie 14 grudnia formalnie mają się odbyć prawybory w tej partii – ale jej obecny lider widzi tylko jeden scenariusz ich zakończenia.

Wiele więc wskazuje na to, że była marszałek Sejmu będzie walczyć o Pałac Prezydencki. A nominacja ze strony największego ugrupowania opozycyjnego daje jej bardzo duże szanse na minimum, na przejście do drugiej tury wyborów.

d125wvv

Tyle że by osiągnąć ten poziom, Kidawa-Błońska będzie musiała przynajmniej nie przegrać debaty prezydenckiej. Patrząc na to, w jaki sposób była marszałek się wysławia, wcale nie daje gwarancji, że to jej się uda. Ma bowiem wyraźne inklinacje do zdań, których potem musi się wstydzić. Przypomniała o tym w ostatnim programie Moniki Olejnik.

"Gdzie jest program?"

Próbkę swoich "możliwości" dawała jednak i wcześniej.

"To są na pewno jakieś kwoty, które wynikają z różnych takich działań i nie chciałabym tutaj nikogo wprowadzać w błąd" – mówiła w 2013 r. pytana o różnicę w przelewach z OFE na konto ZUS oraz wpływami do budżetu. "Gdyby natura chciała, żeby tam był przekop, to by był" - oznajmiła w tym roku, w związku z planami modernizacji Mierzei Wiślanej. "Gdzie jest program?" – to słynne już pytanie z czasów kampanii parlamentarnej.

Podobnych cytatów jest więcej. Płyną z nich dwa wnioski. Pierwszy to stwierdzenie faktu: Kidawa-Błońska jest zwyczajnie słabym mówcą. Nie chodzi tylko o to, że co jakiś czas nie zapanuje nad językiem i powie coś, czego potem musi żałować. Chodzi o to, że jest to ruch w jedną stronę. Błędy zdarzają jej się regularnie – natomiast ani razu nie dała się zapamiętać czymś błyskotliwym.

Konia z rzędem temu, kto zapamiętał choć jedno zdanie z jej (licznych) wystąpień publicznych, komu utkwiła w głowie jakaś przedstawiona przez nią myśl, idea, koncepcja.

Czy jest ktoś, kto potrafi podać przykład choć jednej sytuacji, która pozytywnie się z nią kojarzy? Coś więcej niż jej szeroki (niezwykle przyjazny i ujmujący) uśmiech? No właśnie.

A na to nakłada się drugi wniosek, czy może raczej hipoteza. Brzmi ona: Kidawa-Błońska ma problemy z radzeniem sobie ze stresem.

Proszę zwrócić uwagę, że przytoczone wyżej niezręczne cytaty miały miejsce po tym, jak usłyszała niewygodne pytanie. Gdy musi odnieść się do trudnej kwestii, co jakiś czas zdarza jej się stracić kontrolę nad językiem.

Test na stres

Wbrew pozorom to nie jest szukanie dziury w całym. Dla polityków każdy wywiad, czy wystąpienie publiczne jest testem dla jego wytrzymałości psychicznej. Pokazem ich możliwości, prezentacją tego, jak radzą sobie w sytuacji, w której większość osób przegrywa z kretesem – bo zwyczajnie zżera ich stres.

To nie przypadek, że polityk, pokazujący, że świetnie panuje nad tłumem na wiecu, czy umiejący oczarować dziennikarza (i widzów) podczas wywiadu, ma zwykle najwyższe notowania. Bo w ten sposób wysyła on sygnał: panuję nad sobą i swoimi emocjami. Daje gwarancję, że w sytuacji, gdy usiądzie on do negocjacji z innym ważnym politykiem, sobie w ich trakcie poradzi – że stres go nie zablokuje, że będzie umiał skutecznie walczyć o własne priorytety. Na razie Kidawa-Błońska takich gwarancji nie daje.

d125wvv

Oczywiście, jej szans prezydenckich to nie przekreśla. Ale jeśli popełni podobne gafy w czasie debaty prezydenckiej, to radykalnie ograniczy możliwość wyjścia z tych wyborów zwycięsko. Bo w tak spersonalizowanym głosowaniu jak wybór prezydenta, tego typu pomyłki liczą się (co najmniej) podwójnie.

"Podaję symbolicznie dłoń, nie mam wroga na opozycji" – mówił przed wyborami lider SLD Włodzimierz Czarzasty. I trzeba przyznać, że cała ówczesna opozycja dostosowała się do tego. Gdy wydawało się, że wcześniej lub później Lewica, Koalicja Obywatelska i PSL zaczną się nawzajem atakować (w końcu miały tego samego wyborcę), do końca jednak te ugrupowania przestrzegały paktu o nieagresji. Do dnia wyborów utrzymały nerwy na wodzy. Wzajemnych ataków nie było.

Pierwsza salwa w bitwie Lewicy z PO?

Czy teraz atak Kidawy-Błońskiej jest sygnałem, że pakt o nieagresji został wypowiedziany? Reakcje polityków Lewicy zdawałyby się to sugerować. Niezwykle ostro na słowa byłej marszałek zareagowali m.in. Wanda Nowicka, Krzysztof Gawkowski, czy rzeczniczka SLD Anna Maria Żukowska.

Na pewno na tej jednej wypowiedzi Kidawy-Błońskiej całej konstrukcji o wojnie na opozycji zbudować się nie da – tym bardziej, że pani marszałek lapsusy językowe się zdarzają. Ale też nie jest tak, że Platforma i SLD będą przez całą kadencję prawić sobie jedynie czułe słówka. Między nimi występuje naturalne napięcie wywołane tym, że oba ugrupowania walczą de facto o tego samego wyborcę.

Najtrudniej uwierzyć w scenariusz przyjacielskiej współpracy. W tym sensie nie można wykluczyć, że wypowiedź Kidawy-Błońskiej – nawet jeśli przypadkowa – okaże się. pierwszą salwą w bitwie między PO i Lewicą.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.

Podziel się opinią