Koziński: "Być albo nie być premiera Morawieckiego" [OPINIA]
W wywiadzie dla wPolsce.pl premier Mateusz Morawiecki zapowiedział silne odbicie gospodarcze. Wygląda na to, że Nowy ład, program, nad którym premier intensywnie pracuje, to jego być albo nie być. Jeśli uda mu się go skutecznie odpalić i prawidłowo nim sterować, to funkcji nikt mu nie zabierze. Jakikolwiek błąd może być dla niego błędem ostatnim.
Dopóki trwa pandemia, wymiany premiera nie będzie. Ale wcale nie oznacza to, że Mateusz Morawiecki ma jakiekolwiek gwarancje.
Morawiecki czy Obajtek? Który z nich będzie premierem za pół roku? Ciepłe słowa Kaczyńskiego na temat prezesa Orlenu w wywiadzie dla wPolsce.pl (i właściwie całkowite zmarginalizowanie Morawieckiego w czasie tego samego wywiadu) natychmiast uruchomiły lawinę spekulacji o zmianie na fotelu szefa rządu. A przecież jeszcze kilka miesięcy wcześniej o obecnym premierze pisano najczęściej jako o "delfinie", czyli najbardziej prawdopodobnym następcy Kaczyńskiego na stanowisku prezesa PiS.
Oddzielna sprawa, że Kaczyński sam wielokrotnie dowiódł, że do nazwisk się nie przywiązuje i rotuje osobami w swoim otoczeniu w zależności od tego, co w danym momencie uważa za najlepsze dla własnego obozu politycznego. W tym sensie odwołania Morawieckiego z funkcji szefa rządu nie można wykluczyć. Byłby to wyraźny sygnał nowego otwarcia ze strony PiS. Tylko czy obóz władzy takiego ruchu potrzebuje? I czy właśnie teraz?
Kolejny zgrzyt w rządzie. Piotr Zgorzelski: to może być ich ostatnia kadencja
Dwa parkiety
Teraz do tych pogłosek – choć bardzo pośrednio – odniósł się Mateusz Morawiecki. Sześć dni po wywiadzie Kaczyńskiego pojawił się w tym samym studiu telewizyjnym i zmierzył się z pytaniami o jego relacje z prezesem Orlenu. "Media lubią rysować różne osie konfliktu i linie podziałów. Traktuję to w konwencji dość luźnej, bo akurat mogę powiedzieć, że z prezesem Obajtkiem bardzo blisko współpracujemy w wielu tematach i cieszę się, że mamy takiego sprawnego menadżera" – powiedział w wywiadzie dla wPolsce.pl premier.
Odpowiedź dłuższa niż treść w niej zawarta – bo akurat z tych słów można wyczytać bardzo niewiele. Można w ciemno zakładać, że gdyby Morawieckiego zapytać o stosunek do Zbigniewa Ziobry, w odpowiedzi byśmy usłyszeli, że to bardzo skuteczny minister sprawiedliwości, który gruntownie rozwiązuje problemy w wymiarze sprawiedliwości – choć przecież tajemnicą poliszynela są bardzo napięte relacje między nimi. Innymi słowy, ze słów premiera wnioskować cokolwiek trudno.
Plotki o tym, że Daniel Obajtek mógłby być następcą Mateusza Morawieckiego krążyły od kilku miesięcy, choć podawano je w formie bardzo lakonicznej - jednym zdaniem, bez rozwinięcia. Faktem jest, że jako prezes Orlenu jest skuteczny. Nie tylko w czysto biznesowym tego słowa znaczeniu.
Od dawna widać, że Obajtek potrafi myśleć w kategoriach czysto menadżerskich, ale jednocześnie ma silnie rozwinięty zmysł polityczny. Wie, że jego kariera zależy nie tylko od wysokości notowań Orlenu na warszawskiej giełdzie przy Książęcej, ale także od jego notowań na politycznej giełdzie na Nowogrodzkiej. I z dużą wprawą walczy o wartość kursów na obu parkietach. Skutecznie – czego najlepszym potwierdzeniem jest fakt, że możliwość zastąpienia nim Morawieckiego została potraktowana poważnie.
Ale od potraktowania czyjegoś nazwiska poważnie do zmiany na fotelu premiera droga jeszcze daleka. Ma zresztą tego świadomość sam prezes płockiej spółki. W sobotę pojawił się z wywiadem w RMF – i wyraźnie ucinał jakiekolwiek spekulacje. Oczywiście – to polityczny elementarz, tego typu spekulacje w wywiadach się szybko ucina nawet wtedy, gdy się wie, że wymarzoną tekę otrzyma się następnego dnia.
Ale też w jego wypowiedziach było coś więcej. Słychać w nich było przekonanie, że nawet jeśli z fotela prezesa płockiej spółki przeniesie się na fotel szefa rządu, to nie nastąpi to w najbliższych tygodniach. Z prostej przyczyny: bo jeszcze nie ten czas.
Sztuka bycia premierem
Powody, dla których teraz nie dojdzie do zmiany premiera, są trzy.
Po pierwsze, bo nie zmienia się koni w połowie brodu. Polska przechodzi teraz przez potężny kryzys związany z pandemią. Do czasu aż się nie zakończy, walką kierować będzie Morawiecki – choćby dlatego, żeby wszystko, co złe wiązało się z nim, a nowy premier mógł zacząć z czystą postpandemiczną kartą.
Po drugie, nie da się premiera traktować po prostu jak polityczny zderzak, który się wymienia w razie problemów. Już raz w ten sposób Kaczyński się zachował – zastępując Beatę Szydło Morawieckim. W reakcji musiał bardzo długo i cierpliwie tłumaczyć przyczyny tej zmiany. Dużo energii kosztowało go uspokojenie nastrojów w samym PiS-ie, który niemalże otwarcie buntował się przeciwko temu ruchowi (żeby opanować sytuację, Kaczyński podjął decyzję o zwolnieniu ze składki partyjnej członków PiS). Oczywiście, Morawiecki tylu obrońców co Szydło w rządzącej partii nie znajdzie – ale po trzech latach premierowania na tyle zrósł się z tą funkcją, że na pewno jego usunięcie wiązałoby się z mniej lub bardziej poważnymi wstrząsami w różnych obszarach.
Po trzecie, funkcja premiera jest naprawdę potężnym wyzwaniem. Nie da się jej pełnić ot tak, jakby się kierowało dużym koncernem. Akurat w tym miejscu Obajtek i Morawiecki są do siebie podobni – obaj szlify zawodowe zdobywali, kierując potężnymi korporacjami. W przypadku Morawieckiego okazało się to pułapką – bo niektórych kompetencji wymaganych od premiera musiał się uczyć w biegu.
Przykład? Głośna konferencja w Monachium w szczycie kryzysu wokół nowelizacji ustawy o IPN w lutym 2018 r. Morawiecki bronił polskiej racji stanu, ale w swoim wystąpieniu powiedział o "polskich i żydowskich sprawcach" (perpetrators). To jedno słowo uruchomiło trwający kilka tygodni kryzys. Kryzys, którego udałoby się uniknąć, gdyby premier użył sformułowania łagodniejszego, bardziej opisowego. Wtedy wyszedł z niego zwyczajnie brak doświadczenia dyplomatycznego, dziś tego błędu by już nie popełnił.
Obajtek takiego doświadczenia nie ma, też musiałby je zdobyć. To najlepiej pokazuje, jak trudno wymienia się premiera.
Ostatni skok?
Słowa Kaczyńskiego o Obajtku zostały potraktowane poważnie, bo też prezes PiS przyzwyczaił wszystkich do tego, że mówi na poważnie. Skoro więc otworzył temat, to można zakładać, że w którymś momencie do niego wróci – w ten czy inny sposób.
Kiedy? Na pewno wtedy, jeśli pandemia potrwa jeszcze długo, a zniecierpliwienie społeczne zbliży się do stanu wrzenia. Morawiecki już kilka razy zapowiadał jej koniec i w pewien sposób stał się zakładnikiem tych słów – gdy końca nie będzie, to może oznaczać koniec jego misji. Taka jest nieubłagana logika polityki.
I druga sytuacja. W wywiadzie dla wPolsce.pl Morawiecki zapowiadał silne odbicie gospodarcze w tym roku. Wcześniej Kaczyński zapowiadał potężny program inwestycyjny. Wygląda na to, że Nowy ład, program, nad którym premier intensywnie pracuje, to jego być albo nie być. Jeśli uda mu się go skutecznie odpalić (mówi się o końcu lutego) i prawidłowo nim sterować, to funkcji nikt mu nie zabierze. Ale będzie musiał dowieźć w ten sposób pełni swoich umiejętności menadżerskich, pokazać, że jego wcześniejsze porównania do Eugeniusza Kwiatkowskiego nie były na wyrost. Jakikolwiek błąd – albo choćby przeciągające się oczekiwanie na wyniki – może być dla niego błędem ostatnim.
Bo Morawiecki premierem jest już długo. Dobrze poznał możliwości tej funkcji, ale też ograniczenia z nią związane. Nadchodzi moment, żeby w pełni zademonstrował możliwości. Kolejnej szansy może nie mieć.