Józef Cyppek - rzeźnik z Niebuszewa. Fakty i mity o miejskiej legendzie
Gdy we wrześniu 1952 r. szczecińscy milicjanci przeprowadzili nalot na mieszkanie cieszącego się w okolicy złą sławą Józefa Cyppka, dokonali makabrycznego odkrycia. Ściany i podłoga izby mieszkalnej ociekały krwią, zaś na podłodze i meblach znajdowały się ludzkie wnętrzności. To on, rzeźnik z Niebuszewa w bestialski sposób zamordował swoją sąsiadkę, niespełna 20-letnią Irenę J., matkę kilkumiesięcznego chłopca. Był prawdopodobnie pierwszym seryjnym mordercą w powojennej Polsce. Prawdopodobnie, gdyż w urządzonym w szczecińskim sądzie błyskawicznym procesie udowodniono mu zaledwie jedną zbrodnię - pisze dr Paweł Więckowski w artykule dla WP.
W ciepłe wrześniowe popołudnie, 25-letni Józef J. wrócił z pracy wcześniej niż zwykle. W mieszkaniu nie zastał swojej żony - Ireny J., tylko sąsiadkę Zofię S., którą zaniepokoił głośny, trwający od dłuższego czasu płacz ok. 7-miesięcznego synka małżeństwa J. Sąsiadka, podobnie jak inni mieszkańcy kamienicy przy ul. Rewolucji Październikowej 7 (obecnie ul. Niemierzyńska) na szczecińskim Niebuszewie, nie miała pojęcia, gdzie podziała się Irena J. W mieszkaniu brakowało pierzyny, koca, prześcieradła, garnituru oraz zegarka. Po kilku godzinach bezowocnych poszukiwań, Józef J. zgłosił w Komendzie Milicji zaginięcie swojej żony.
Z akt sprawy wynika jednak, że to Józef J. jako pierwszy zaczął podejrzewać, że za zniknięciem jego żony może stać ich sąsiad z parteru Józef Cyppek - mężczyzna o złej reputacji, żonaty z Niemką, która w tym czasie odbywała karę więzienia za stręczycielstwo. Dlaczego Józef J., zaczął podejrzewać swojego sąsiada? Podobno przez okno jego izby, która znajdowała się na parterze, wypatrzył swoją pierzynę, obleczoną w pościel o charakterystycznych wzorach. Inni świadkowie zdarzenia twierdzili, że Józef J. zauważył przez okno płaszcz żony. To nie jedynie rozbieżności, które pojawiały się w śledztwie.
Jama kanibala
Milicja zjawiła się pod wskazanym adresem dosyć szybko, jednak lokal był zamknięty, a właściciela nigdzie nie było. Co się z nim stało? Po zamordowaniu Ireny J., jakby nigdy nic udał się do kina "Młoda Gwardia" (późniejsze, szczecińskie kino "Polonia") na film "Wilhelm Tell". W trakcie dokonywania rewizji, jeden z milicjantów w swoim notatniku zapisał: "W pokoju na kanapie leżą zwłoki Ireny z odciętą głową, rękami, nogami i wyciągniętymi wnętrznościami. Ręce i jedno udo przy szafie. Wnętrzności w wiadrze pod oknem. W kuchni na zlewie, krzesłach i drzwiach czerwone plamy- część nieudolnie pościerana. Na półce przy kaflowej kuchni miska do połowy wypełniona czerwoną cieczą. Obok maszynka do mielenia mięsa ze śladami mielenia. Na talerzach serce i wątroba ludzka. Na stole na patelni niedojedzona jajecznica z jakimś tłuszczem. Obok chleb ze smalcem, sałatka z pomidorów i kawałek surowego mięsa, chyba wołowego. Po mieszkaniu walały się butelki po piwie i po wódce".
Notatka lekarza prowadzącego sekcję zwłok była lakoniczna: "brak głowy - nie wiadomo więc, co było bezpośrednią przyczyną śmierci". W trakcie trwania procesu Cyppek przyznał, że uciętą głowę Ireny J. utopił w pobliskim jeziorze Rusałka (niem. Westendsee) leżącym w dzielnicy Łękno.
Józef J. podobno zemdlał, gdy ujrzał, co zostało z jego żony. Cyppka natychmiast zakuto w kajdanki i przewieziono na posterunek milicji. Na podstawie tych wydarzeń narodziła się obudowana licznymi mitami szczecińska legenda o brutalnym psychopacie i kanibalu, który zwabiał do swojego mieszkania ofiary (dzieci, podróżnych oczekujących na pociąg, żebraków, homoseksualistów i prostytutki), bestialsko je mordował, a następnie przerabiał na wędliny. Do tej historii dołożono jeszcze element o esesmańskiej przeszłości Cyppka. Polski astrolog Leszek Szuman, autor głośnej i kontrowersyjnej książki "Życie po śmierci", w której opisywał swoje kontakty z ludźmi, którzy przeżyli śmierć kliniczną, a który po wojnie osiadł w Szczecinie, stwierdził, że w trakcie rewizji Cyppka, jeden z milicjantów dostrzegł pod jego pachą wytatuowaną swastykę.
Kim naprawdę był Józef C.?
Józef Cyppek nie był wysokim mężczyzną. Natura, poskąpiwszy mu wzrostu, obdarzyła go jednak muskularną sylwetką, znaczną siłą oraz dużymi dłońmi. W Archiwum Państwowym w Szczecinie zachował się odcisk jego kciuka, którego rozmiary nie należą do standardowych. Skąd się tam wziął? Archiwum na ten temat milczy. Akta milicyjne sprawy Józefa Cyppka nie istnieją, zaś w przepastnych archiwach Sądu Okręgowego przy ul. Kaszubskiej w Szczecinie jedynym śladem dającym wgląd w proces rzeźnika z Niebuszewa jest cienka teczka zawierająca akta śledztwa i procesu. Mając na uwadze drastyczność zbrodni i dokładny opis mordu, sąd udostępnia ją bardzo niechętnie, wyłącznie za pisemną zgodą prezesa.
Cyppek przyszedł na świat w 1895 r., w Opolu (wówczas niemieckie miasto Oppeln). Pochodził z rodziny mieszanej. Jego matka była Polką, ojciec Niemcem. Sam Cyppek uważał się za Niemca. Z zawodu był ślusarzem. Dzieciństwo i młodość spędził na Opolszczyźnie, tam też zastała go I wojna światowa. Można przypuszczać, że dzielnie walczył na froncie, skoro dwukrotnie został odznaczony. Podczas jednej z potyczek odniósł ciężkie rany i w 1917 r., amputowano mu prawą nogę na wysokości kolana.
Podczas trwającej niemal dwa lata rekonwalescencji zapisał się do Niemieckiej Partii Komunistycznej (KPD), za co trafił na trzy miesiące do aresztu. Od 1920 r., pracował na kolei, gdzie poznał swoją przyszłą żonę - Polkę - z którą miał dwóch synów. Prawie cała rodzina Cyppków zginęła podczas II wojny światowej. Starszy syn poległ na froncie wschodnim, młodszy zaginął podczas ucieczki ludności niemieckiej ze Śląska w głąb walącej się w gruzy III Rzeszy. Żona zginęła podczas bombardowania Opola - 18 grudnia 1944 r. Przeżył tylko Józef.
Tajemnicą pozostaje w jakich okolicznościach Cyppek przybył do Szczecina, ale prawdopodobnie było to wczesną wiosną 1945 r., gdy w mieście pozostała niewielka, bo licząca zaledwie 6 tys. osób, grupka Niemców oraz rozpoczynało się osadnictwo ludności polskiej. W Szczecinie ożenił się po raz drugi. Tym razem jego wybranką została Niemka - Helga, która uniknęła wysiedlenia. W przedwojennym Szczecinie, Helga parała się prostytucją, zaś po wojnie przerzuciła się na stręczycielstwo.
Polityczne zawirowania związane z przynależnością państwową Szczecina spowodowały lawinowy powrót Niemców do nadodrzańskiej metropolii. Ostatecznie, gdy 5 lipca 1945 r. Szczecin przekazano Polsce, liczba Niemców zamieszkujących miasto sięgała niemal 90 tys. Po przejęciu przez Polaków władzy nad miastem rozpoczęły się wysiedlania dawnych włodarzy Szczecina. I choć na wyjazd do Niemiec nieodzowna była zgoda polskiej administracji, która za wszelką cenę starała się zatrzymać fachowców potrzebnych, aby przywrócić do życia tak duże miasto, to liczba Niemców do 1950 r., spadła do ok. 5 tys.
Obecność takich ludzi jak Cyppek, który znał się na kolejnictwie, była jak najbardziej wskazana. Mężczyzna osiedlił się wraz z żoną na szczecińskim Niebuszewie. Pracował jako ślusarz w zajezdni tramwajowej w dawnej willowej dzielnicy Braunsfelde, która od 1945 r., nazywa się Pogodno. Wśród ówczesnych mieszkańców uchodził za dziwaka oraz tzw. "typa spod ciemnej gwiazdy". Utrzymywał kontakty ze szczecińskimi Niemcami, m.in. właścicielem budki z mięsem na dzielnicowym bazarze. Jego żona - Helga, jak zostało już wspomniane, parała się stręczycielstwem, za co w końcu trafiła do więzienia.
Sam Józef Cyppek pozostawał anonimowy dla lwiej części Szczecinian, aż do feralnego popołudnia - 11 września 1952 r.
Ekspresowy proces
W aktach sądowych do dnia dzisiejszego spoczywa sądowa decyzja o utajnieniu procesu Józefa Cyppka. Koronnym argumentem postanowienia sądowego są okoliczności mordu, które "mogą doprowadzić do niepokojów społecznych". Najprawdopodobniej władze obawiały się, że upublicznienie procesu oraz ujawnienie wielu makabrycznych szczegółów zbrodni, spowoduje wybuch wściekłości Polaków, którego eskalacja może doprowadzić do pogromów na Niemcach (w 1952 r., w Szczecinie mieszkało ok. 4 tys. Niemców i ponad 220 tys. Polaków). To był główny powód szybkiego zakończenia procesu.
Już w dwa dni po aresztowaniu Józefa Cyppka - 13 września - do szczecińskiego sądu trafił akt oskarżenia. Mężczyzna został oskarżony o napaść seksualną oraz zabójstwo Ireny J. Akt oskarżenia oparto na zeznaniach Cyppka, który stwierdził, że chciał uprawiać seks z denatką, a gdy ta odmówiła, zatłukł ją młotkiem. W akcie oskarżenia próżno jednak szukać jakiejkolwiek informacji o innych ofiarach, ani nawet o - występującej w milicyjnej notatce - maszynce do mielenia mięsa z jego świeżymi śladami.
W tym miejscu należy zadać pytanie, czy milicja w jakikolwiek sposób zajęła się tym co odkryła? Czy cokolwiek z tego makabrycznego odkrycia zostało należycie zabezpieczone? Jeśli oparlibyśmy się wyłącznie na aktach, to należy wierzyć, że śledczy skupili się jedynie na seksualnym aspekcie morderstwa. Najdziwniejsze jest jednak to, że podczas przesłuchania nie zadano Cyppkowi nawet pytania o to, co na talerzu robiło serce oraz wątroba zamordowanej kobiety!
Proces rzeźnika ze Szczecina rozpoczął się 17 września 1952 r. i zakończył tego samego dnia! Morderca został skazany na karę śmierci. W więzieniu napisał list do Bolesława Bieruta z prośbą o łaskę. Nie otrzymał ułaskawienia. Józef Cyppek został powieszony 3 listopada 1952 r. o godz. 17.45. Pochowano go na szczecińskim Cmentarzu Centralnym w bezimiennej mogile.
Co jest legendą, a co rzeczywistością?
Relacje z procesu natychmiast wyciekły, stając się początkiem najsłynniejszej szczecińskiej legendy - opowieści o mordercy kanibalu, który ludzkim mięsem karmił Szczecinian. Co jest w niej prawdą, a co mitem?
Z pewnością osobiście Cyppek ludzkim mięsem nie handlował. Nie miał żadnego straganu ani sklepu. Znał jednak dwóch Niemców, którzy na bazarze handlowali bigosem. Mógł więc swojemu znajomemu bez problemu dostarczać towar, nie ma na to jednak żadnych dowodów. Wiele faktów wskazuje na to, że sam Cyppek był kanibalem.
Za fikcję możemy uznać opowieść, że Cyppek był SS-manem. W 1917 r., amputowano mu nogę, zaś jak wiadomo, do tej formacji nie przyjmowano ludzi kalekich.
Czy Cyppek działał sam, czy miał wspólnika? Tego do końca nie wiemy. Podczas procesu pojawiła się informacje, że wspólniczką Cyppka może być bileterka z kina "Młoda Gwardia", które Cyppek tak często odwiedzał. Kobieta miała służyć zwyrodnialcowi jako potencjalna "naganiaczka" wysyłająca do niego dzieci, którym nie starczyło pieniędzy na bilety. Kobiety nie postawiono jednak w stan oskarżenia, więc również ten wątek nie znajduje potwierdzenia.
Wreszcie najważniejsza kwestia. Ile osób miał na sumieniu Józef Cyppek? Czy ofiar było więcej, czy przygoda z zabijaniem rozpoczęła się i zakończyła na Irenie J.? Cyppek nie był rzeźnikiem, ani tym bardziej lekarzem. Był prostym ślusarzem. Jednak wprawa z jaką poćwiartował swoją sąsiadkę, każe nam stwierdzić, że ofiar mogło być więcej. A może Józef Cyppek i opisywany przez "Kurier Szczeciński" nieuchwytny seryjny morderca działający w Szczecinie w latach 1948-1951 to jedna i ta sama osoba? Ów dewiant mordował swoje ofiary, a następnie ćwiartował i podrzucał w różnych częściach Szczecina. W pociągu relacji Szczecin-Poznań w 1948 r., pasażerowie jednego z przedziałów z przerażeniem odkryli w jednej z walizek kobiece ręce i nogi, zaś na Łęknie w jednej z beczek odnaleziono korpus pozbawiony głowy. W piwnicy obskurnej kamienicy na Żelechowie odkryto ciała dwóch mężczyzn bez nóg i głów.
Czy sprawa tego psychopaty i Józefa Cyppka jest jedną? Tego nie wiemy i wszystko wskazuje, że nie dowiemy się już nigdy.
dr Paweł Więckowski dla Wirtualnej Polski