Jakub Majmurek: Cmentarne zdziczenie i wojna na zwłoki
Historia potoczyła się inaczej, niż wszyscy chcemy. Nie wymażemy jej rozkopując grób Bieruta. Usuwanie wszelkich śladów po tym, że było coś takiego jak PRL, nie jest niczym innym, jak z jednej strony dziecinadą w podejściu do przeszłości, z drugiej brutalną, upolitycznioną inżynierią historyczną, formowaniem przeszłości według wskaźników aktualnej, politycznej walki. Czy po doświadczeniu historycznej inżynierii prowadzonej przez PRL chcemy sobie zafundować kolejną, tym razem cmentarną? - pisze Jakub Majmurek dla WP.
Tegoroczne lato jest politycznie bardzo gorące, w natłoku zdarzeń umknąć mogła więc państwu ta informacja. W zeszłym tygodniu, w rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego, dwójka młodych ludzi na grobowcu Bolesława Bieruta na warszawskich Powązkach wymalowała czerwoną gwiazdę i takimż kolorem napisała słowo "kat". Zatrzymała ich policja. Na polecenie ministra Ziobry zostali zwolnieni.
"Kat" i "żydożerca"
Ziobro argumentował, że nie było potrzeby zatrzymywania ich na 48 godzin, wystarczyło pobrać od nich dane i przesłuchać w późniejszym terminie, waga czynu nie wymagała tak znaczących represyjnych środków. Prokuratora powinna zaś jak najbardziej zająć się dalszym zbadaniem sprawy. Argumentacja ministra sprawiedliwości sama w sobie jest dość sensowna. Mnie także pakowanie ludzi na dołek na dwie doby za akt wandalizmu nie wydaje się adekwatną odpowiedzią ze strony państwa.
Problem w tym, że trudno uwierzyć, że Ziobro wszystko to mówi szczerze i w dobrej wierze. Jako polityk, odkąd został wiceministrem sprawiedliwości pod Lechem Kaczyńskim w rządzie Buzka, karierę budował przecież na retoryce "prawa i porządku", populistycznym straszeniu przestępczością i obietnicach "zaostrzenia" podejścia państwa do przestępców, zarówno w kwestii surowości kar, jak i zachowania organów ścigania. Skąd więc nagle taka gołębia łagodność dawnego jastrzębia? Czy nie wynika z tego, że ofiarą przestępstwa padł grób komunistycznego przywódcy? Czy na podobną wyrozumiałość prokuratora generalnego mógłby liczyć ktoś, kto na nagrobku Dmowskiego nabazgrałby "żydożerca" albo na nagrobku prymasa Wyszyńskiego "obskurant"? Śmiem wątpić.
Wątpliwości te potwierdzają wypowiedzi polityków Prawa i Sprawiedliwości. "Boli, że młodzi ludzie, którzy odważyli się nazwać prawdę po imieniu, w tej chwili przebywają w areszcie" - powiedziała tego samego dnia w TVP posłanka Małgorzata Gosiewska. Wtórował jej marszałek Senatu Stanisław Karczewski: "Być może temu młodemu człowiekowi trzeba podziękować, że nam, politykom, dziennikarzom, wszystkim, zwraca uwagę na problem" - powiedział na antenie TVN 24.
Gosiewska jest zwykłą posłanką, ale Karczewski pełni jedną z najważniejszych funkcji w państwie. I jego słowa, jak i ogólna atmosfera przyzwolenia, jaka towarzyszy akcji dwójki młodych ludzi, jest czymś, czemu należy się zdecydowanie przeciwstawić. Otwiera ono bowiem drogę do całkowitego już zdziczenia sfery publicznej w Polsce, zmieniającej groby i miejsce wiecznego spoczynku w narzędzie ostrej politycznej walki.
Czerwony triumwir i barbarzyńcy
Z drugiej strony nie sposób nie zgodzić się z pewną intuicją obecną w działaniach młodych ludzi: Bolesław Bierut jest postacią, której trudno bronić. Jako członek rządzącego Polską po wojnie triumwiratu - razem z Hilarym Mincem i Jakubem Bermanem - ponosi polityczną i moralną odpowiedzialność za wprowadzanie stalinizmu w Polsce. Fałszowane wybory, podporządkowanie Moskwie, zdławienie opozycji, represje wymierzone w środowiska niepodległościowe, więźniów politycznych, narzucony kulturze socrealizm itd.
Można i należy się spierać, w jakiej mierze w takich, a nie innych geopolitycznych warunkach powojnia możliwa była w Polsce inna władza niż ta, którą akceptowała Moskwa, na ile rządząca w Warszawie elita miała swobodę kształtowania własnej polityki. Co było "mniejszym złem", a co osobistą winą polskich komunistów. Tym niemniej, nie znajdzie się dziś nikt, kto politycznie postaci Bieruta by bronił - i ten tekst również nie ma bynajmniej takiego zamiaru.
Siłę prawa, obyczajów i cywilizacji poznaje się jednak po tym, w jaki sposób są one w stanie chronić także tych, których życiowych postaw większość zdecydowanie nie akceptuje, odrzuca. Prawo wtedy ma naprawdę siłę, gdy jest w stanie obronić przed linczem kogoś oskarżanego o pedofilię czy prawo do wolności słowa kogoś kto np. głosi, że Wrocław wrócić powinien do niemieckiej macierzy. Albo prawo do nietykalności i integralności grobu nawet takich postaci, jak Bierut. Jak byśmy go bowiem nie potępiali jako polityka, to jego rodzina ma prawo do tego, by miejsce wiecznego spoczynku byłego prezydenta PRL było pozostawione w spokoju.
Alternatywą jest całkowite zdziczenie obyczajów i zmiana cmentarzy w miejsce politycznej wojny. Ta zmiana - głównie za sprawą prawicy - już się zresztą w Polsce dokonała. W ostatnich latach trudno o jakąś uroczystość na Powązkach, gdzie pojawieniu się np. Hanny Gronkiewicz-Waltz nie towarzyszyłyby gorszące gwizdy i buczenia. Czy chcemy, by groby stały się kolejnym teatrem wojny? By zmieniały się w tablice na polityczne slogany?
W tej wojnie prawica ma dziś oczywistą przewagę, potrafi zmobilizować znacznie więcej gotowej do krzyków i wandalizmu armii swoich sympatyków niż strona nie-prawicowa. Ale zastanówcie się, drodzy prawicowcy, czy chcecie naprawdę iść tą drogą? Co będzie, gdy proporcje sił się odwrócą i za kilka lat to lewicy łatwiej będzie zmobilizować własne siły np. mażące na nagrobkach liderów ruchu narodowego antysemickie cytaty z ich dzieł? Czy nie lepiej dla wszystkich zdusić w zarodku takie praktyki?
Wojna na zwłoki
W wypowiedziach działaczy PiS broniących dwójki z Powązek - w tym samego Ziobry - pojawia się także argument, że Bierut nigdy na Powązkach leżeć nie powinien. Nie godzi się bowiem - w myśl tej narracji - by postać, która dokonała takich politycznych wyborów leżała obok polskich bohaterów. Bieruta należałoby więc - za zgodą rodziny, dodają co bardziej cywilizowani przedstawiciele obecnego obozu - ekshumować i przenieść w inne miejsce.
Problem z taką praktyką jest taki, że otwiera ona puszkę Pandory. Przeniesienie jednego Bieruta z pewnością sprowokuje żądania ekshumacji kolejnych zwłok, rozkręci proces, który bardzo trudno będzie zatrzymać. Kłopot jest także z tym, że nie da się zorganizować "godnego" przeniesienia zwłok. Czy w klimacie ogólnej nagonki na "groby zdrajców" na Powązkach możliwe jest w ogóle dobrowolne i nieprzymuszone wydanie zgody przez rodziny zmarłych komunistów?
Dodajmy też, że nawet stalinowska władza nie robiła podobnych rzeczy z grobami swoich przeciwników z międzywojnia. Jedyny grób, jaki został przez komunistów przeniesiony - a i to w ramach tego samego cmentarza - należał do Walerego Sławka, jednego z najbliższych współpracowników Piłsudskiego i trzykrotnego premiera w międzywojniu. Powodem przeniesienia nie były przy tym historyczne porachunki, a fakt, że jego kwatera sąsiadowała z tą, na której planowano budowę monumentalnego grobowca gen. Świerczewskiego.
Inżyniera cmentarna
Zatrzymana dwójka z cmentarza argumentowała, że ich akcja miała być protestem przeciw temu, iż w drodze do pomnika powstańców mija się grób "komunistycznego zbrodniarza". Jednak nie jest to do końca prawda. Trzeba się trochę postarać, by na tej trasie minąć akurat grób Bieruta, który ukryty jest za ścianą krzaków.
Senator z PiS Jan Żaryn, z zawodu historyk, przekonuje z kolei, że Powązki Wojskowe to miejsce, gdzie wspólnota oddaje cześć swym bohaterom - dlatego nie powinien spoczywać tam Bierut i inni komuniści. Z drugiej strony, w Katedrze na Wawelu - być może nawet jeszcze silniej obciążonym symbolicznie panteonie - spoczywają takie postaci jak August II Sas, polityk, którego niemądre posunięcia doprowadziły do tego, że Rzeczpospolita stała się faktycznie rosyjskim protektoratem po zakończeniu wojny północnej. Saski monarcha nie stworzył oczywiście - w przeciwieństwie do Bieruta i jego popleczników - krwawego aparatu represji, ale państwu polskiemu zaszkodził historycznie nie mniej. Nikt jednak nie chce go z Wawelu wykopywać.
Żaryn ma rację, że, podobnie jak Wawel, Powązki są szczególnym miejscem, nie zwyczajną nekropolią. Są jednak także świadectwem historii, tego, w jaki sposób polskie państwo wcześniej prowadziło politykę pamięci, kogo kiedyś uznawało za godnego zaszczytów. Dziś polityka ta nie jest dla nas do zaakceptowania, ale czy mądre jest usuwanie wszelkich jej śladów? Za chęcią bezwzględnego usunięcia z Powązek komunistycznych dygnitarzy kryje się chęć wymazania 45 lat polskiej historii, uznania jej za coś w rodzaju czarnej dziury. Za coś, co nigdy się tak naprawdę nie wydarzyło. Za zły sen, z którego współczesna Polska się budzi.
Wielu z nas chciałoby, aby historia po 1945 roku potoczyła się inaczej, niż potoczyła się w rzeczywistości. Niezależnie, czy głosowaliśmy na Kukiza, PiS, Nowoczesną czy Razem, wolelibyśmy, by po wojnie Polska znalazła się w zachodniej strefie wpływów, przyjęła plan Marshalla, budowała społeczną gospodarkę rynkową, by odbyły się wolne wybory, które wtedy pewnie wygrałyby PPS i PSL. I by w miejscu Bieruta spoczywali dziś Adam Ciołkosz i Stanisław Mikołajczyk. Historia potoczyła się jednak inaczej, nie wymażemy jej rozkopując grób Bieruta. Usuwanie wszelkich śladów po tym, że było coś takiego jak PRL, nie jest niczym innym, jak z jednej strony dziecinadą w podejściu do przeszłości, z drugiej brutalną, upolitycznioną inżynierią historyczną, formowaniem przeszłości według wskaźników aktualnej, politycznej walki. Czy po doświadczeniu historycznej inżynierii prowadzonej przez PRL chcemy sobie zafundować kolejną - tym razem cmentarną? Ja - jak źle bym nie oceniał samego Bieruta - nie mogę się na nią zgodzić.
Jakub Majmurek dla Wirtualnej Polski
Jakub Majmurek - z wykształcenia filmoznawca i politolog. Działa jako krytyk filmowy, publicysta, redaktor książek, komentator polityczny i eseista. Związany z Dziennikiem Opinii i kwartalnikiem "Krytyka Polityczna".
Poglądy autorów felietonów, komentarzy i artykułów publicystycznych publikowanych na łamach WP Opinii nie są tożsame z poglądami Wirtualnej Polski. Serwis Opinie opiera się na oryginalnych treściach publicystycznych pisanych przez autorów zewnętrznych oraz dziennikarzy WP i nie należy traktować ich jako wyrazu linii programowej całej Wirtualnej Polski.