Jakub Majmurek: Beata Szydło w TV Trwam jak postać z "Ucha prezesa"
W serialu "Ucho prezesa" premier Beata na każde trudniejsze pytanie odpowiada: "Przez osiem ostatnich lat Polki i Polacy byli lekceważeni przez rządy Platformy". Zmęczony Prezes przerywa jej w jednym odcinku słowami: „Tak, znam tę pani mantrę”. Wiele osób mogło podobnie zareagować na środowe wystąpienie szefowej rządu w TV Trwam. Premier Szydło przypominała w nim bowiem karykaturę z "Ucha prezesa".
Czytaj także: Beata Szydło zasypana pytaniami o rekonstrukcję rządu. "Wierzę w mądrość Jarosława Kaczyńskiego"
Na wywiad czekały też osoby na co dzień szerokim łukiem omijające media ojca Rydzyka. Spodziewano się, że padną w nim jakieś konkretne deklaracje co do rekonstrukcji rządu. Że pani premier powie czy odchodzi, czy zostaje. Na to przyjdzie jednak poczekać.
Zamiast tego od Beaty Szydło usłyszeliśmy to co zawsze. Przez osiem ostatnich lat rządy PO prowadziły w Europie służalczą politykę na kolanach, której jedynym celem miało być załatwienie Tuskowi lukratywnej posady. Dlatego, za nic mając bezpieczeństwo Polski, rządy Platformy zdecydowały się na przyjęcie uchodźców. W dodatku zaniedbały polską armię. Ignorowały także los polskich rodzin, zwłaszcza tych wielodzietnych, "traktowanych jak patologia".
Oczywiście dopiero PiS to zmienił. Dzięki ciężkiej pracy ministra Macierewicza Polska jest w końcu bezpieczna. Nie zgadzamy się na przyjęcie uchodźców, prowadzimy mądrą i skuteczną grę o naszą pozycję w Europie. Rząd w końcu zadbał o polską rodzinę. Nie tylko hojnie daje 500+, ale i dba o to, by nie podpisać żadnej międzynarodowej umowy ze słowem "gender". Bo słówko to niby nie znaczy nic, a znaczy bardzo dużo i otwiera wrota piekielne, za którymi czają się ruja, poróbstwo, zmierzch rodzin, wartości i państwa.
Zobacz także: Szydło w TV Trwam o rekonstrukcji: wierzę w mądrość Jarosława Kaczyńskiego
W samym grudniu słyszeliśmy to wszystko od pani premier z 20 razy. Jej partyjni koledzy mówią to samo jeszcze częściej. Trudno więc powiedzieć, czy ta mantra, powtórzona raz jeszcze przed radiomaryjną publicznością, politycznie jej pomoże.
A polityczna sytuacja Szydło nigdy chyba nie była tak zła. Plotki o jej odwołaniu krążyły od dawna, ale nigdy na taką skalę jak teraz. Cały klakierski przemysł medialny PiS, wcześniej lukrujący postać pani premier, teraz przestawił się na pompowanie balona premiera Morawieckiego. Nic dziwnego, że w trakcie wywiadu premier Szydło wyglądała jak – pożyczając frazę od pewnego angielskiego pisarza – renesansowa księżna, która wie, że ze względu na perspektywę korzystniejszego mariażu księcia, nadworny lekarz już destyluje dla niej truciznę.
Przy tym, co najbardziej zdumiewające, Szydło w ogóle nie wydawała się walczyć o swoją polityczną przyszłość. Wprost pytana o rekonstrukcję odpowiedziała, że… wierzy "w mądrość i doświadczenie" Jarosława Kaczyńskiego i że liczy się drużyna, nie indywidualne kariery. Nie jest jednak czymś normalnym, żeby w demokracji liberalnej szefowa rządu, jedna z czołowych osób w państwie, zachowywała się aż tak nieasertywnie wobec nominalnie szeregowego posła. Z pewnością też taka postawa pani premier nie zyskuje jej szacunku w macierzystej partii i nie pomaga w budowaniu szacunku dla prestiżu urzędu, jaki piastuje.
Po słabym wywiadzie premier zasypana została jednak telefonami od widzów z całej Polski, błagających ją, by została w rządzie. Prawdziwym adresatem tego "bombardowania miłością" miał być jednak Kaczyński i kierownictwo PiS. Czy ugną się wzruszeni miłością wyborców dla pani premier?
Pokażą to najbliższe dni. W czwartek Beata Szydło będzie bronić swojego gabinetu w debacie nad wnioskiem o konstruktywne wotum nieufności. Nie ma szans jej przegrać. W piątek rano może się jednak okazać, że premierem będzie ktoś inny.
Jeżeli środowy wywiad w Trwam był pożegnaniem pani premier z wielką polityką, to nie wypadło ono szczególnie imponująco.
Jakub Majmurek dla WP Opinie