"H. L. Hunley" - okręt podwodny Konfederacji
Okręt zatonął dwukrotnie już podczas prób w Zatoce Charleston - po raz pierwszy w sierpniu 1863 r. Jego dowódca, porucznik Payne przypadkowo nadepnął na ster głębokości przy otwartych włazach. Okręt poszedł na dno, topiąc pięciu członków załogi. Po raz drugi zatonął w październiku tego samego roku, podczas ćwiczenia ataku na przeciwnika. Tym razem utonęła cała ośmioosobowa załoga, wraz z twórcą okrętu Horacym Hunleyem. Jego wynalazek nie wybaczał błędów - pisze Grzegorz Janiszewski.
Porucznik Dixon spoglądał na obły, ciemny kształt, który wynurzał się z wody. Napięte liny ciągnęły go w kierunku pochylni, prowadzącej na brzeg. Kiedy wreszcie okręt się tam znalazł, jeden z marynarzy wspiął się na kadłub i otworzył okrągły właz. Poświecił do środka trzymaną w ręku latarnią. Z rozpaczą pokręcił głową. Okręt po raz drugi stał się trumną dla swojej ośmioosobowej załogi. Dixon uderzył dłonią w żelazne poszycie i spojrzał w kierunku Zatoki Charleston. Na jej wodach, w zapadających ciemnościach majaczyły sylwetki okrętów Unii.
Po bitwie pod Gettysburgiem w lipcu 1863r., sytuacja Skonfederowanych Stanów Ameryki stawała się coraz trudniejsza. Dysponujący nieliczną flotą i niewielkim przemysłem stoczniowym secesjoniści cierpieli na coraz większe niedostatki zaopatrzenia. Brakowało nie tylko nowoczesnej broni czy mundurów, ale coraz częściej prowiantu. Zdarzało się, że żołnierze do boju wyruszali boso. Unia dysponowała silną flotą i stoczniami, zdolnymi zarówno remontować posiadane okręty i statki, jak i budować nowe. Panowały one niepodzielnie u amerykańskich wybrzeży, stopniowo zacieśniając blokadę morską Południa, ogłoszoną przez prezydenta Lincolna już na początku wojny.
Okręt podwodny wojsk lądowych
Konfederacja, próbując przerwać blokadę imała się różnych sposobów. Na jeden z najbardziej niezwykłych wpadł prawnik i inżynier, Horacy Lawson Hunley z Mobile w Alabamie. Po kilku nieudanych próbach udało mu się wreszcie zbudować okręt podwodny, który wydawał się zdolny do wykonywania zadań bojowych. "Fish Boat" - jak został nazwany - powstał z żelaznych kotłów parowych. Siedmiu członków jego załogi napędzało śrubę okrętu siłą własnych mięśni, a ósmy kierował i dowodził aparatem. Okręt zanurzał się i wynurzał przez nabieranie i opróżnianie wodnego balastu za pomocą ręcznych pomp. Posiadał ster głębokości oraz jej wskaźnik, wykonany ze szklanej rurki z rtęcią. W razie awarii załoga mogła się również wynurzyć, odrzucając balast ze stalowych belek, przytwierdzony pod stępką okrętu. "Fish Boat" wyposażony był w dwa włazy, umieszczone na stalowych kominkach, w których znajdowały się okrągłe wizjery. Do oświetlenia wnętrza służyła świeczka, której gasnący płomień przypominał o kończącym się powietrzu. Okręt nie
był duży, mierzył ok. 12 metrów długości, szerokość wynosiła ok. 1,2 metra. Przedsięwzięcie zostało sfinansowane z prywatnych środków i podlegało dowództwu sił lądowych Konfederacji. Marynarka od początku nie wierzyła w sukces tego projektu.
Taktyka ataku zakładała zanurzenie przed atakowanym okrętem i przepłynięcie pod nim. Holowana po powierzchni mina morska, nazywana "torpedą", miała uderzyć w poszycie okrętu i spowodować wybuch.
W sierpniu 1863 r. okręt został przewieziony koleją do Charleston w Południowej Karolinie. Ten największy port Konfederacji od dawna cierpiał przez skutki blokady. Dla obu stron miał też znaczenie symboliczne. To właśnie u wybrzeży Charleston w 1861 r. od ostrzału Fortu Sumter rozpoczęła się Wojna Secesyjna.
Obrońcy wiązali z nową bronią duże nadzieje, efekty były jednak rozczarowujące. "Fish Boat" zatonął dwukrotnie podczas prób w Zatoce Charleston - po raz pierwszy w sierpniu 1863 r. Jej dowódca, porucznik Payne przypadkowo nadepnął na ster głębokości przy otwartych włazach. Okręt poszedł na dno, topiąc pięciu członków załogi. Po raz drugi okręt zatonął w październiku tego samego roku, podczas ćwiczenia ataku na przeciwnika. Tym razem utonęła cała ośmioosobowa załoga, wraz z twórcą okrętu Horacym Hunleyem. Jego wynalazek nie wybaczał błędów.
Pomimo niepowodzeń okręt został podniesiony i przywrócony do służby. Nadano mu też nową nazwę - "H.L. Hunley". Dowództwo powierzono 26 - letniemu porucznikowi wojsk lądowych Skonfederowanych Stanów Ameryki, Georgowi E. Dixonowi. Mason i weteran wojny secesyjnej, którą zaczynał w stopniu sierżanta, kulał na lewą nogę po ranie odniesionej w bitwie pod Shiloh w kwietniu 1862 r. Nogę przed piłą chirurga w szpitalu polowym, a może i życie, miała mu wtedy uratować złota 20 dolarówką, którą dostał od piękności z Mobile - Quennie Bennett. Odtąd nie rozstawał się z monetą, na której kazał wygrawerować pamiątkowy napis. To właśnie Dixon przekonał wahającego się po dwóch tragediach dowódcę obrony Charleston gen. Beauregard'a, do ponownego wykorzystania okrętu. Beauregard zabronił jednak wykonywania ataków spod wody, a jedynie w częściowym zanurzeniu.
Drapieżnik Konfederacji
Skutki blokady, a zwłaszcza prowadzony przez Federalnych ostrzał artyleryjski miasta spowodowały, że nie brakowało ochotników do służby na okręcie. Dixon szybko skompletował załogę. Pomny poprzednich niepowodzeń, postanowił przygotować ją lepiej do wykonania zadania. Czas wypełniało zaznajamianie się z okrętem, ćwiczenia i pozorowane ataki. Nie było to łatwe zadanie. Wnętrze było ciasne, marynarze siedzieli na wąskiej, drewnianej ławeczce zgięci wpół wzdłuż burty, z kolanami pod brodą. Wprawianie w ruch okrętu za pomocą wału korbowego wymagało dużej siły fizycznej i wytrzymałości. Zanurzanie się pod wodę w klaustrofobicznej przestrzeni, oświetlonej wątłym światłem świeczki, w maszynie, która pogrzebała już na dnie morza kilkunastu ludzi, wymagało silnej psychiki.
Usprawniono też uzbrojenie "Hunleya". Długa lina za którą ciągnięta była "torpeda" podczas prób często wplątywała się w elementy okrętu. Stosowane zapalniki uderzeniowe w takim przypadku spowodowałyby jej wybuch i zatopienie jednostki. Zamiast ciągnionej, postanowiono wyposażyć okręt w tzw. minę wtykową. Była ona umieszczona na długiej, prawie siedmiometrowej, drewnianej tyczce. Minę wbijano w poszycie wrogiej jednostki i szybko odpływano. Ładunek eksplodował na skutek pociągnięcia sznura przymocowanego do zapalnika, kiedy załoga znalazła się w bezpiecznej odległości. Wg innej wersji mina "Hunleya" miała zostać odpalona elektrycznie, za pomocą baterii i przewodu.
W grudniu 1863 r. gen. Beauregard wydał porucznikowi Dixonowi rozkaz zatopienia każdej napotkanej jednostki wroga. Zimowe sztormy nie sprzyjały prowadzeniu misji. Podczas rozpoznawania celów okazało się również, że okręty w pierwszej linii blokady, rozwieszają łańcuchy i siatki, mające je chronić przed podwodnym atakiem. Podwojono też wachty. Prawdopodobnie marynarze Unii dowiedzieli się o tajnej broni Konfederatów. Dixon postanowił zaatakować okręt drugiej linii blokady o drewnianym, a nie stalowym poszyciu, w które mógłby wbić minę "Hunleya".
Wieczorem 17 lutego 1864 r. załoga była gotowa do misji. "Hunley" cicho ruszył z bazy Breach Inlett na Sullivan's Island, w kierunku swojej przyszłej ofiary. Na cel wybrano uzbrojony w 11 dział parowy slup USS "Housatonic", dowodzony przez komandora Charlesa Pickeringa. Oba okręty dzieliło ok. 5 mil morskich. Pokonanie tego dystansu ze średnią prędkością 3 mil morskich zajęło półtorej godziny.
Około 20.45 na "Housatoniku" ogłoszono alarm. Coś, co początkowo wydawało się płynącą po wodach zatoki kłodą, po chwili zmaterializowało się w obłym kształcie okrętu podwodnego Południa. Na otwarcie ognia z artylerii pokładowej było już za późno. "Hunley" podpłynął zbyt blisko. Marynarze rozpoczęli ostrzał z broni ręcznej. Nie zważając na kule ogłuszająco dźwięczące o kadłub, załoga "Hunleya" kręciła co sił korbowodem, aby jak najszybciej dotrzeć do celu. Wreszcie szpic żerdzi, na której znajdowała się mina, wbił się w poszycie "Housatonika". Dixon zakomenderował całą wstecz i okręt zaczął się oddalać. Po chwili noc przeszył ogłuszający huk zdetonowanej miny. "Housatonic" wyleciał w powietrze i po kilku minutach zatonął. Zginęło pięciu marynarzy, pozostałych stu pięćdziesięciu zdołało się uratować.
Niektórzy świadkowie twierdzili, że po ataku widzieli niebieskie światło zapalone przez załogę okrętu. Był to sygnał do rozpalenia ognia na brzegu, na który miała kierować się jednostka. "Hunley" nigdy jednak nie wrócił ze swojego pierwszego zakończonego sukcesem rejsu. Radość obrońców Charleston mąciła świadomość tragicznego losu załogi "Hunleya". Zagadka jego zatonięcia musiała jednak poczekać na wyjaśnienie prawie 140 lat.
Załoga na pozycjach
Poszukiwania rozpoczęły się zaraz po zatonięciu "Hunleya". Podejrzewano, że poszedł on na dno razem z "Housatonikiem", jednak przeszukanie morskiego dna w promieniu kilkuset metrów od wraku nic nie dało. Efekty przyniosły dopiero działania podjęte przez National Underwater Maritime Agency, powołanej do życia przez znanego powieściopisarza Cliva Cusslera w latach 80. XX w. Po piętnastu latach poszukiwań, w maju 1995 r., natrafiono na ślad "Hunleya". Okręt leżał kilkaset metrów od swojej ofiary, na głębokości ok. 10 metrów, przykryty kilkumetrową warstwą morskich osadów. Jego dziób wciąż skierowany był na Sullivan Island, dokąd kierował się w swojej ostatniej podróży.
Okręt został podniesiony z dna w 2000 r., po kilkuletnich przygotowaniach. Osady denne doskonale go zakonserwowały, odcinając od niszczącego wpływu morskiej wody. Szczątki załogi odnaleziono na swoich pozycjach, bez śladów świadczących o próbach wydostania się na zewnątrz.
Drobiazgowo przeprowadzane badania przyniosły odpowiedzi na wiele pytań dotyczących przyczyn katastrofy. Na żerdzi, na której osadzona była mina, znaleziono fragment mosiężnego nitu, mocującego ładunek wybuchowy. Może to świadczyć o tym, że wybuch nastąpił przed oddaleniem się od atakowanego okrętu. Ogłuszona wybuchem załoga nie była w stanie kierować maszyną. Zalewała ją morska woda, wlewająca się przez rozbity strzałem z "Housatonika" wizjer i źle zamknięty właz. Na korzyść takiej hipotezy świadczy też fakt, że wskazówki zegarka odnalezionego przy szczątkach por. Dixona zatrzymały się dokładnie na godzinie, w której nastąpił wybuch.
Niektóre legendy nie zostały potwierdzone, jak ta o sygnale przekazanym z Hunleya. Na pokładzie nie znaleziono lampy z niebieskim kloszem. Do tego celu mogły też jednak posłużyć sygnały pirotechniczne. Członków załogi było ośmiu, a nie dziewięciu, jak przekazywały niektóre źródła. Odnalazła się natomiast złota dwudziestodolarówka por. Dixona, z wygrawerowaną inskrypcją.
Szczątki marynarzy w 2004 r. zostały pochowane z wojskowymi honorami na Magnolia Cemetery w Charleston. Oczyszczanie okrętu z osadów i rdzy zakończyło się w 2015 r. Pozwoliło to na rozpoczęcie prac, mających na celu dalsze badanie wraku i jego mechanizmów. Być może okręt kryje jeszcze wiele tajemnic, na wyjaśnienie których przyjdzie znów poczekać wiele lat.
"Hunley" przeszedł do historii jako pierwszy okręt podwodny, który przeprowadził udany atak na inną jednostkę i zapoczątkował erę walki w głębinach morskich. Jego zachowany w całkiem dobrym stanie wrak można dzisiaj oglądać w Warren Lasch Conservation Center w Charleston.
Grzegorz Janiszewski
Grzegorz Janiszewski jest doktorantem na Uniwersytecie Szczecińskim i stałym współpracownikiem "Polski Zbrojnej".
Materiał nadesłany do redakcji serwisu "Historia" WP.PL.