Był pożar, jest powódź. Reakcja Kaczyńskiego na skandal z nagrodami to szkodliwy populizm
Ministrowie oddadzą nagrody, będą zarabiać mniej, obniżki dotkną też posłów, senatorów i samorządowców, a także menadżerów państwowych i komunalnych spółek. Jarosław Kaczyński miał pożar, który musiał ugasić. Wylał na niego tyle wody, że teraz będzie musiał radzić sobie z powodzią.
Będzie dziadostwo. Prezes PiS wymusi na swoich podwładnych obniżenie płac ministrom, posłom, senatorom, a także prezesom państwowych spółek. To reakcja na osłabiające obóz władzy kolejne doniesienia o nagrodach i premiach dla ludzi władzy. Niewątpliwie Jarosław Kaczyński musiał zakończyć ten kryzys - sam mówił, że negatywne komentarze na ten temat było słychać nawet przy świątecznych stołach. Sytuację pogorszyła jeszcze pełna buty obrona nagród w wykonaniu Beaty Szydło.
Jednak Jarosław Kaczyński do sprawy podszedł po jakobińsku. Bo zamiast sprawić, by nagrody trafiały do ludzi kompetentnych, za rzeczywiste osiągnięcia, a nie za to że są, zlikwidował je. To jednak za mało, więc Kaczyński poszedł dalej: o 20 proc. zostaną obniżone pensje posłów i senatorów. Do tego obniżki dotkną samorządowców (prezydentów miast, burmistrzów i wójtów), a w spółkach Skarbu Państwa i spółkach komunalnych zlikwidowane zostaną bonusy poza podstawowymi wynagrodzeniami.
Ta zapowiedź wywoła niezadowolenie w szeregach wszystkich partii, także w PiS. Dlaczego? Wytłumaczył to sam prezes: w 1997 roku pensja posła to była 6-krotność średniej krajowej, dzisiaj to 2-krotność. Dzisiaj poseł zarabia 6958,82 zł netto. Stąd też wyraźna groźba Jarosława Kaczyńskiego i postawienie posłów przed faktem dokonanym. - Wprowadzimy dyscyplinę, czyli ci, którzy nie będą chcieli poprzeć tych zmian, nie znajdą miejsca na listach wyborczych PiS - orzekł. Teraz jedyna nadzieja parlamentarzystów to weto Andrzeja Dudy.
Obejrzyj: Konferencja Jarosława Kaczyńskiego, na której ogłosił obniżki pensji
Jaki będzie efekt zapowiedzianych przez PiS zmian? Spadnie (jeszcze) poziom merytoryczny polskich polityków i urzędników. Przy konstruowaniu list wyborczych większość kandydatów postanowi pójść do biznesu, a nie do polityki. Tam zostaną ci, którzy nie czują się na siłach, by spróbować sił poza polityką. Albo ci, którzy mają nieczyste intencje. Bo przyzwoite zarobki polityków to zmniejszenie ryzyka, że będą starali się zarobić w nieuczciwy sposób.
Jarosław Kaczyński wyraźnie dawał do zrozumienia, że obniżki są wprowadzane pod przymusem. - Vox populi, vox dei - mówił. W ciągu kilku dni od skrajnej buty prezes PiS przeszedł do skrajnego populizmu. A skrajny populizm nigdy nie przynosi niczego dobrego. Efekty podszytej paniką decyzji władz PiS będziemy obserwować w najbliższych kilku latach. To myślenie na krótką metę, bo jeśli Kaczyński chce być u władzy po kolejnych wyborach, to nie będzie miał kim rządzić.