Agent NKWD Artur Jastrzębski był pierwowzorem filmowego Hansa Klossa?
Mimo zaprzeczeń scenarzystów, on sam uważał, że historia bohatera serialu "Stawka większa niż życie" przypomina to, co przeżył w czasie wojny. Jeśli jednak przyjrzeć się bliżej jego biografii, widać, że niewiele ich łączy. W odróżnieniu od swojego filmowego odpowiednika, Artur Jastrzębski uczestniczył w represjach wobec członków niepodległościowego podziemia, jego powojenne losy także trudno uznać za chwalebne.
Artur Albert Ritter urodził się 12 maja 1906 r. w Jelcu w guberni orłowskiej carskiej Rosji. Pochodził z rodziny spolszczonych Niemców, którzy od pokoleń zajmowali się tkactwem. Jego ojciec Johann, pracownik zakładów włókniarskich w Żyrardowie, został wysłany na Wschód, aby uczestniczyć w uruchomieniu fabryki tkackiej. Gdy Artur miał 10 lat, jego rodzina powróciła na teren Polski, a po paru latach osiadła w Łomży. Tam uczęszczał do gimnazjum i zaangażował się w działalność komunistyczną. Jak później przyznawał, duży wpływ na ukształtowanie jego postawy życiowej miał ateistyczno-antyklerykalny światopogląd jego ojca. Zaimponowała mu również postawa bohatera rodziny - kuzyna, który należał do Organizacji Bojowej PPS-Frakcji Rewolucyjnej.
Komunista
Aktywność polityczną Artura Rittera zapoczątkowało wstąpienie do szkolnego koła Związku Młodzieży Socjalistycznej. Rok przed maturą wyrzucono go za to ze szkoły. W tych okolicznościach w 1925 r. wstąpił do Związku Młodzieży Komunistycznej, a dwa lata później do Komunistycznej Partii Polski. Bardzo szybko został etatowym funkcjonariuszem partyjnym, działającym w sposób niejawny w strukturach PPS-Lewicy. W kolejnych latach krótkie okresy aktywności organizacyjnej w różnych częściach Polski przeplatały się z aresztowaniami i kolejnymi miesiącami spędzonymi w więzieniach. Nie tylko nie wpłynęły one na zmianę jego postawy, ale wręcz wzmocniły w nim poczucie misji i fanatyzm. Odsiadując jeden z wyroków na Zamku Lubelskim, był nawet starostą komuny więziennej, co świadczy o szacunku i zaufaniu, jakim darzyli go współtowarzysze.
Doceniając jego zasługi, wiosną 1932 r. władze partyjne wysłały go na roczny kurs do Szkoły Wojskowo-Politycznej Kominternu w podmoskiewskiej Bakowce. Komendantem tego ośrodka był wówczas Karol Świerczewski. Po ukończeniu szkolenia i po powrocie do Polski został aktywistą Centralnego Wydziału Wojskowego KPP nazywanego potocznie "wojskówką". Komórka ta pełniła funkcję ekspozytury sowieckiego wywiadu w II RP i zajmowała się rozpracowywaniem polskiego wojska. Prowadziła również działalność wywrotową i agitację komunistyczną wśród żołnierzy. Wkrótce Ritter został zatrzymany przez policję polityczną, czyli tzw. Defensywę, i trafił za kratki. Chociaż po przedterminowym zwolnieniu pozostawał pod nadzorem władz, nie przeszkodziło mu to w rozwinięciu działalności partyjnej. Przez dwa lata był sekretarzem Komitetu Okręgowego KPP i Lewicy Związkowej w Łodzi, Zagłębiu Dąbrowskim, Krakowie, Siedlcach, Tarnowie, Rzeszowie i Mławie.
W 1936 r. popadł w niełaskę. Sprawa była niebagatelna, ponieważ podejrzewano go o działalność prowokatorską i przyczynienie się do wsypy kierownika "wojskówki" Aleksandra Zawadzkiego. W ramach procesu przeciwko członkom CWW KPP na ławie oskarżonych zasiadło ponad 50 osób, tymczasem on sam pozostał na wolności. Do zbadania tej sprawy wrócono po wojnie i nie znaleziono potwierdzenia tych zarzutów. Po odsunięciu od pracy partyjnej Arturowi Ritterowi pomogli działacze PPS. Za ich wstawiennictwem otrzymał pracę w Stołecznym Przedsiębiorstwie Budowlanym. W życiu prywatnym był związany z działaczką KPP Eugenią Kamieniecką i miał z nią dwoje dzieci.
Po wybuchu wojny wraz z bliskimi przedostał się do Białegostoku. Pracował w spółdzielni drzewnej i miejskim szpitalu. Wiosną 1941 r. skontaktował się z nim wywiad sowiecki, który zwerbował go jako swojego agenta i przeszkolił. Przewidywano, że mógłby zostać przerzucony do Generalnego Gubernatorstwa, by wejść w środowisko okupanta. Jego atutami były biegła znajomość języka niemieckiego, ideowość i doświadczenie w pracy konspiracyjnej. Wkrótce jednak wybuchła wojna niemiecko-sowiecka. Artur Ritter pozostał w swoim dotychczasowym miejscu zamieszkania i znalazł się za linią frontu. Chociaż utracił kontakt z wywiadem, nie chciał siedzieć bezczynnie i już w lipcu 1941 r. przedostał się do Warszawy. Tam odnowił kontakty ze swoimi dawnymi znajomymi, którzy współtworzyli wówczas podziemną organizację pod nazwą Stowarzyszenie Przyjaciół ZSRR.
Na początku 1942 r. poprzez siostrę żony - Marię Rutkiewicz (radiotelegrafistkę Marcelego Nowotki) - skontaktował się z nim członek Grupy Inicjatywnej PPR Czesław Skoniecki. Człowiek ten był kierownikiem siatki sowieckiego wywiadu i z jego pomocą Ritter odnowił swoje kontakty z NKWD. Jak wspominał, instrukcja, którą otrzymał, była krótka: "Przedzierzgnąć się w Niemca. Przystąpić do wykonywania zadań". W ten sposób rozpoczął się najbardziej sensacyjny i tajemniczy fragment jego biografii.
Podwójny agent
Stanisław Mikulski w roli Hansa Klossa w serialu "Stawka większa niż życie" fot. PAP/CAF
Za pośrednictwem swojego niemieckiego znajomego sprzed wojny podjął starania o przyznanie statusu Reichsdeutscha. Gdy zakończyły się one powodzeniem, Artur Ritter zamieszkał w niemieckiej dzielnicy i wstąpił do SA. Równocześnie z pomocą znajomych udało mu się usunąć dane z rejestru skazanych w archiwum przedwojennego Ministerstwa Sprawiedliwości. Dzięki temu nie groziła mu stosunkowo prosta dekonspiracja. Aby ochronić swoją rodzinę, załatwił żonie kenkartę na fałszywe nazwisko, tak by mogła uchodzić za opiekunkę jego rzekomo osieroconych dzieci, a je same ochrzcił w Kościele ewangelickim. Dużo wskazuje na to, że w podobnym czasie, za wiedzą służb sowieckich, podjął również współpracę agenturalną z gestapo i stał się klasycznym podwójnym agentem.
Artur Ritter działał równocześnie na kilku polach. Siatka szpiegowska, którą zorganizował, dostarczała dane na temat okupacyjnej administracji, gestapo, Wehrmachtu, a być może sięgała nawet otoczenia generalnego gubernatora Hansa Franka. Ze względu na brak źródłowych dokumentów trudno to jednak zweryfikować. Jak wspominał po latach, zgodnie z odebranymi wytycznymi nawiązał liczne kontakty w środowisku "białych" rosyjskich emigrantów. Przepustką do tego środowiska stała się znajomość z carskim oficerem Mikołajem Tumanowem. Obok załatwiania z nim spraw handlowych stał się jego kompanem podczas rozlicznych spotkań towarzyskich.
Pod koniec 1942 r. zwerbował Rosjanina do współpracy na rzecz ZSRS. Zdobywane przez niego informacje umożliwiły NKWD znakomite rozpoznanie środowiska, z którego się wywodził i skuteczne paraliżowanie jego aktywności, także wywiadowczej. Szczególnie ciekawym epizodem w działalności Rittera wydaje się jego udział w przygotowaniach do zamachu na gen. Andrieja Własowa, który w świetle zdobytych przez niego danych miał pojawić się w Warszawie. Nie doszło do niego, ponieważ generał przyjechał bez zapowiedzi i przebywał w mieście zaledwie przez dwie godziny.
Najbardziej znaną sprawą z udziałem Rittera było zinfiltrowanie podziemnej organizacji Miecz i Pług. To liczące kilka tysięcy osób i mające rozbudowaną strukturę ugrupowanie miało charakter polityczno-wojskowy. Było niezależne od ZWZ-AK, a jego działania były skierowane zarówno przeciwko Niemcom, jak i Sowietom. Najbardziej znanym osiągnięciem wywiadu Miecza i Pługa było zdobycie informacji o niemieckim ośrodku naukowo-badawczym broni rakietowej w Peenemünde. Niestety, po aresztowaniu części przywódców kierownictwo organizacji przejęli Anatol Słowikowski i Zbigniew Grad, którzy najprawdopodobniej czynnie współpracowali z okupantem.
Współpracownikiem Rittera, któremu udało się wejść w struktury Miecza i Pługa, był Bogusław Hrynkiewicz ps. Aleksander. Był jego kolegą z młodości i tak jak on należał w przeszłości do KPP. Do tego został zwerbowany przez wywiad NKWD w okupowanym przez Sowietów Białymstoku. Dzięki obrotności i splotowi okoliczności udało mu się zostać członkiem kierownictwa organizacji. Za pomocą intryg i podstępu zawiązał spisek przeciwko Słowikowskiemu i Gradowi, którzy jako kolaboranci zostali zastrzeleni przez podkomendnych z Miecza i Pługa we wrześniu 1943 r. Po ich śmierci organizacja znalazła się w izolacji i poważnie straciła na znaczeniu. Skomplikowana gra, którą przez dłuższy czas prowadzono za pośrednictwem Rittera i jego głównego współpracownika, skierowana była przeciwko strukturom Polskiego Państwa Podziemnego. Dzięki niej komuniści mogli walczyć z przeciwnikiem politycznym rękami okupanta. Najprawdopodobniej na przełomie lat 1943 i 1944 Hrynkiewicz został zwerbowany przez Niemców. Doszło do tego za wiedzą
szefa wywiadu GL-AL Mariana Spychalskiego. W lutym 1944 r. "Aleksander", działając pod szyldem Miecza i Pługa, uczestniczył w zdobyciu archiwum Wydziału Bezpieczeństwa Delegatury Rządu na Kraj. Przejęte podczas tego głośnego napadu materiały zostały podzielone. Te, które dotyczyły przedwojennych komunistów, zostały wywiezione do Moskwy przez Mariana Spychalskiego, dokumentacja dotycząca członków polskiego podziemia została zaś przekazana gestapo za pośrednictwem Rittera. W rezultacie w połowie kwietnia Niemcy aresztowali około 60 członków AK.
Niecałe dwa tygodnie przed wybuchem powstania warszawskiego Ritter i Hrynkiewicz znaleźli się w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Niemcy zlokalizowali radiostację, którą wykorzystywano do kontaktów z Moskwą. Aby uniknąć represji, zatrzymani przy radiostacji powołali się na współpracę z Ritterem. Podczas dramatycznej konfrontacji w jego mieszkaniu, mimo początkowego zaskoczenia, potwierdził wersję przyprowadzonej do niego łączniczki. Dzięki temu fortelowi i zastanawiającej naiwności Niemców puszczono ich wolno. Oznaczało to jednak, że musiał natychmiast uciekać. Po powiadomieniu o całej sprawie Hrynkiewicza i partii przedostał się do Świdra, gdzie przebywała jego rodzina. Pozostał tam do wkroczenia Armii Czerwonej.
Sowiecki agent
Po ujawnieniu się wobec sowieckiego oficera umieszczono go w Otwocku, gdzie wkrótce dołączył do niego Czesław Skoniecki. Stamtąd odebrał ich pułkownik sowieckiego wywiadu Tichon Szklarenko, czołowy specjalista NKWD-NKGB od spraw polskich. Zabrano ich do Lublina, a potem do Moskwy, gdzie opracowali szczegółowe raporty ze swojej okupacyjnej działalności. Jak można sądzić, Ritter, który zmienił nazwisko na Jastrzębski, wykorzystywany był również jako specjalista od okupacyjnej administracji i polskiego podziemia. Dopiero latem 1945 r. zezwolono mu na powrót do kraju. Początkowo był kierownikiem Wydziału Gospodarczego KC PPR. W listopadzie skierowano go do pracy w MBP.
Przyjęto go do służby w najważniejszej wówczas jednostce - Departamencie I, czyli kontrwywiadzie. Powierzono mu zorganizowanie Wydziału II, odpowiedzialnego za walkę z angielskim wywiadem. Jastrzębski był przeciążony obowiązkami, ponieważ równocześnie kierował także dwoma innymi wydziałami. Oprócz tego z polecenia Romana Romkowskiego przeprowadzał bardziej skomplikowane i szczególnie ważne werbunki. Już na początku lipca 1946 r. kierownictwo resortu powierzyło mu pełnienie obowiązków dyrektora tej jednostki, a w październiku został zastępcą dyrektora.
W tym czasie Artur Jastrzębski odniósł jeden z największych sukcesów w swojej resortowej karierze. Chodzi o rozpracowanie Stefana Rybickiego, nazywanego Białym Kapitanem. Ten były oficer Legii Cudzoziemskiej i tłumacz w kwaterze głównej Armii Amerykańskiej we Frankfurcie został w 1945 r. wysłany przez Amerykanów ze specjalną misją do Polski. Po przyjeździe do Krakowa utworzył siatkę, która zajmowała się organizowaniem przerzutów ludzi do amerykańskiej strefy okupacyjnej Niemiec. Kontrwywiadowi MBP udało się ją rozpracować i na początku października mjr Jastrzębski wydał rozkaz zatrzymania wszystkich podejrzanych osób.
Impulsem do podjęcia tej decyzji stała się sprawa hr. Andrzeja Potockiego i jego żony Marii, którzy z pomocą Rybickiego zamierzali uciec z kraju, zabierając ze sobą bezcenny skarb należący do ich rodziny. Oboje zostali aresztowani, a kolekcja obrazów i innych dzieł sztuki, którą usiłowali wywieźć, została im odebrana. Przewieziono ją do budynku MBP, gdzie oglądali ją Bolesław Bierut i Edward Osóbka-Morawski. Za zrealizowanie tej sprawy Artur Jastrzębski został odznaczony Złotym Krzyżem Zasługi.
W lutym 1947 r. mianowano go szefem WUBP w Gdańsku. Pracując na tym terenie, uczestniczył w brutalnym represjonowaniu członków PSL. Doprowadził do rozbicia wojewódzkich ogniw tej partii i osobiście uczestniczył w aresztowaniu ich szefa Stanisława Tabisza. W kwietniu 1948 r. powrócił do centrali na stanowisko szefa kontrwywiadu. Niespodziewanie już pod koniec czerwca zdjęto go karnie ze stanowiska. Odsunięto go od pracy operacyjnej i skierowano na urlop, po którym miał zostać przesunięty do pracy administracyjno-gospodarczej. Ujmując sprawę w największym skrócie, była to kara za romans z kobietą należącą do rozpracowywanego przez MBP środowiska oraz poinstruowanie jej znajomych, jak uniknąć inwigilacji. Próbując zmienić tę niekorzystną dla siebie decyzję, Jastrzębski napisał samokrytyczny list do Biura Politycznego PPR, który przesłał Bermanowi. Obiecywał w nim, że "tego rodzaju ześlizgnięcia się z pozycji komunisty powołanego do bezwzględnego tępienia wszelkich objawów reakcyjnej działalności w naszym kraju
nie powtórzą się".
Już we wrześniu Artur Jastrzębski dostał nową szansę, zostając szefem WUBP w Lublinie. Teren, na który go przysłano, uchodził za trudny. Zdaniem Artura Piekarza, badającego dzieje żołnierzy wyklętych na Lubelszczyźnie, jego największym sukcesem stało się rozpracowanie i doprowadzenie do ostatecznego rozbicia oddziału Zdzisława Brońskiego "Uskoka". Jastrzębski osobiście uczestniczył w akcji likwidacyjnej i w świetle relacji świadków próbował aresztować "Uskoka" podstępem. Podsunięto mu napój ze środkami nasennymi, jednak partyzant prawdopodobnie go nie wypił. Gdy uświadomił sobie, że jest w pułapce bez wyjścia, popełnił samobójstwo, rozrywając się granatem.
Artur Jastrzębski ponosi również odpowiedzialność za wydarzenia z lipca 1949 r., do których doszło w związku z tzw. cudem lubelskim. W dniu ingresu nowego biskupa w katedrze lubelskiej wierni zauważyli łzy na obrazie Matki Bożej. Chociaż władze kościelne nie uznały tego zdarzenia za nadprzyrodzone, świątynia stała się miejscem pielgrzymek i w kolejnych dniach ściągały do niej tłumy. W odpowiedzi na to zdarzenie komunistyczne władze zorganizowały antyklerykalny wiec, który spotkał się z protestem ze strony wiernych, którzy wyszli z kościoła po mszy świętej. W reakcji na antyrządowe hasła rozpędzono zebrany tłum siłą i rozpoczęto wyłapywanie rzekomych prowodyrów. W wyniku pacyfikacji demonstracji aresztowano kilkaset osób. Niektóre z nich trafiły do więzienia nawet na rok.
Boczny tor
W marcu 1950 r. decyzją władz partyjnych zwolniono go ze służby. Najprawdopodobniej z powodu zarzutów działalności prowokatorskiej w KPP oraz niektórych aspektów jego okupacyjnej biografii. Chociaż przez kilka lat był inwigilowany, nie aresztowano go. Znalazł się jednak na bocznym torze. Za znamienne można uznać "zesłanie" go do pracy w Centralnym Zarządzie PGR, a następnie Ministerstwie PGR. Była to praca poniżej jego ambicji. W podobny sposób traktował stanowisko generalnego sekretarza w Polskim Radiu oraz kierowanie Centralnym Zarządem Kin.
Okres niełaski trwał do 1956 r., gdy został zastępcą szefa wywiadu wojskowego. Podczas pracy w Zarządzie II Sztabu Generalnego ukończył Akademię Sztabu Generalnego. W 1959 r. został zastępcą dowódcy Warszawskiego Okręgu Wojskowego ds. Politycznych i rychło awansował do stopnia generała brygady. Według Mieczysława Rakowskiego uchodził wówczas za dogmatyka i był utożsamiany z partyjną koterią tzw. natolińczyków.
W 1964 r. jego kolega i były przełożony gen. Grzegorz Korczyński uczynił go attaché wojskowym przy Ambasadzie PRL w Rzymie i rezydentem Zarządu II we Włoszech. Po powrocie do kraju został inspektorem ds. organizacji paramilitarnych, a następnie zastępcą Głównego Inspektora Obrony Terytorialnej. W 1971 r. władze PRL odznaczyły go Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski. Rok później zwolniono go jednak z wojska po odmowie powrotu z wyjazdu do Danii przez jego syna.
Na emeryturze gen. Artur Jastrzębski, który był wieloletnim członkiem kierownictwa ZBoWiD, udzielał się już tylko w działalności społecznej. Zmarł 7 maja 1981 r. Został pochowany na cmentarzu wojskowym na Powązkach. Z pełnymi honorami.