''Psie miny'', czyli czworonożni kamikadze
"Nagle z odległego lasu wychynęło kilka drobnych czarnych punktów, po chwili było ich więcej i jeszcze więcej, poruszały się szybko, to znikały w zaroślach, to ukazywały się bliżej, pędziły wprost na niemieckie 'panzery'" - pisał Curzio Malaparte, włoski korespondent afiliowany przy armii niemieckiej w Rosji podczas II wojny światowej. ''Drobne czarne punkty'' okazały się być psami, które z impetem wpadły pod ryczące niemieckie czołgi. "Nagle dał się słyszeć głuchy huk eksplozji, po nim drugi, trzeci; dwa - trzy - pięć 'panzerów' wyleciało w powietrze, stalowe płyty zalśniły w wysokich fontannach ziemi". Tyle literatura. Prawda o wykorzystaniu tzw. ''psich min'' była mniej spektakularna.
Pierwszą jednostkę ''przeciwpancernych'' psów utworzono w 1941 r. W jej skład - oprócz, rzecz jasna, opiekunów - wchodziły psy, którym zakładano w specjalnych plecaczkach ładunki wybuchowe. Ich zadaniem - jak w opisie Malapertego - było dostanie się pod wrogi czołg od tyłu. Wtedy łamała się antenka, która uruchamiała zapalnik i powodowała eksplozję. Biedne i nieświadome zwierzę oddawało swoje życie na ołtarzu ''Wielkiej Wojny Ojczyźnianej".
Oczywiście, trzeba było wpierw skłonić psa do wbiegnięcia pod pojazd. W tym celu podczas szkolenia głodzono go wiele dni, a posiłki dawano tylko pod pojazdami gąsienicowymi z włączonymi silnikami. Behawiorystyczne założenie zakładało takie uwarunkowanie psa, by maszyny kojarzył sobie z jedzeniem.
Teoria była przemyślana, gorzej z praktyką. Niemcy szybko zorientowali się w fortelu i zabijali psy, zanim te dobiegły do maszyn. Ułatwiały to same czworonogi, które nie zawsze od razu wchodziły pod czołg, ale węszyły wokół niego. Jednak największą porażką całego pomysłu okazało się być to, że czworonogi często od niemieckich czołgów wolały... radzieckie. W ten sposób, w 1942 r. psy unieruchomiły całą sowiecką brygadę pancerną. Maszyny Wehrmachtu pachniały im obco. Poza tym, często zwyczajnie bały się zbliżać do wrogich maszyn. Ostatecznie ''psich kamikadze'' wycofano z pola walki.
Robert Jurszo, Wirtualna Polska