Zuzanna Ziemska: Strajk taksówkarzy dotyczy nas wszystkich
Postęp nie powinien mieć miejsca przy samozadowoleniu państwa pozwalającego na nierówności. Nawet jeśli taksówkarze srodze nas dziś wkurzyli, przyznajmy im nieco racji. Bo za moment to samo może dotyczyć każdego innego zawodu. Chociażby kwiaciarzy.
Wyobraź sobie, że chcesz sprzedawać kwiaty. Legalnie. Nagle okazuje się, że zanim choćby jedna osoba kupi choćby jedną wiązankę, czekają cię liczne badania, opłaty, licencje, podatki. To męczące, ale dajesz radę. Oczywiście, po tym wszystkim nie możesz już sprzedawać kwiatów za bezcen. Zainwestowałeś przecież koszty i czas. Ale wierzysz, że będzie dobrze. Do czasu, bo nagle klienci omijają cię szerokim łukiem, a przy okazji orientujesz się, że pół miasta sprzedaje kwiaty. Taniej niż ty, bo pozostali sprzedawcy nie muszą mieć właściwie niczego prócz kwiatów – żadnych licencji, testów, ubezpieczeń. Po prostu stają na rogu i sprzedają. A państwo, które na ciebie nałożyło wszystkie te obowiązki, uśmiecha się pobłażliwie i macha ręką.
Celowo użyłam przykładu sprzedawcy kwiatów. Kwiaty są miłe. Kwiaciarze są mili. Wszystko jest OK. Łatwiej jest współczuć oszukanemu kwiaciarzowi (piekarzowi, kominiarzowi, ślusarzowi – wstawcie tu cokolwiek) niż taksówkarzowi. Tej znienawidzonej złotówie, co to zapali papierosa wioząc klientów, oszuka na kilometrach i rzuci świńskim dowcipem. Taksówkarz to buc, kwiaciarz jest OK.
Poudawajmy więc przez chwilę, że 5 czerwca miasta sparaliżowali kwiaciarze. I może wtedy zauważymy, że protestujący mieli swoje racje. I to mieli ich całkiem sporo. Faktycznie płacą wyższe OC, muszą podejść do egzaminu i zdobyć licencję, do tego dochodzą badania lekarskie, opłata na rzecz korporacji, odprowadzanie ZUS-u i kasa fiskalna. To przedsiębiorcy i tyle. A każdy, kto prowadził własną działalność, wie, że w Polsce oznacza to często przerost formy nad treścią. Biurokratycznej formy nad zarobkową treścią.
Zwłaszcza, jeśli pamiętamy, że rodzimy przedsiębiorca to najczęściej nie multimilioner, a drobny ciułacz. I tacy drobni ciułacze wyjechali dziś na ulice przy okazji paraliżując ruch. Bo uznali, że to samo państwo, które im nakazuje tak wiele, powinno wymagać tego samego od wszystkich świadczących identyczne usługi – czy nazwać to taksówkami czy Uberem. W końcu trzymając się metafory kwiaciarskiej, róża pod innym imieniem również by pachniała. I pachnie: płatnymi przewozami.
Zobacz wideo: Co o proteście taksówkarzy sądzą mieszkańcy Warszawy?
Dlaczego więc taksówkarze zamiast słów wsparcia otrzymali wyrazy krytyki? I to najczęściej mało cenzuralne wyrazy?
#
To zarzut wobec wielu protestujących. Działają tak, żeby uprzykrzyć życie innym Kowalskim. Im bardziej uprzykrzają, tym więcej obelg na nich spada. Nawet ludzie gołębiego serca, z pełnym przekonaniem popierający prawo do protestów, wygrażali dziś rano taksówkarzom. A właściwi adresaci przekazu? Czas pokaże, gdzie mieli poranne korki.
#
Jeśli chcesz mieć ludzi po swojej stronie, budujesz zaufanie latami. Nie mówię tu o polityce, która rządzi się bardziej skomplikowanymi prawami, ale właśnie o tego typu przypadkach. Gdyby protestowali strażacy, spora część mieszkańców stojącej dziś rano Warszawy tylko by im kibicowała. Tymczasem w mediach społecznościowych zaroiło się od anegdot – znani i nieznani wspominali, w jaki sposób zostali potraktowani przez taksówkarza. A to kogoś wieziono przez całe miasto, choć do celu było kilka kilometrów; a to skasowano za czas, w którym pan taksówkarz wykłócał się z innym kierowcą; a to nigdy nie było z czego wydać reszty. Pisali o pyskówkach, smrodzie, starych gratach, nieprzyjemnych sytuacjach, naciąganiu. Wierzyłam, choć sama mam wyłącznie dobre wspomnienia z przejazdów taksówką. Tyle, że jest tych wspomnień po prostu mało, bo na takie usługi zwyczajnie mnie nie stać. Nie stać też wielu innych ludzi, stąd właśnie w dzisiejszym sporze naturalnie stanęli po stronie "swojego" usługodawcy, czyli Ubera.
#
No właśnie. Bardzo wiele osób zrozumiało jedynie, że taksówkarze walczą z Uberem (co zresztą czynią na co dzień bardzo namiętnie). Sama miałam poczucie, że to trochę sytuacja, w której właściciele wypożyczalni kaset wideo protestują przeciw Netflixowi. I faktycznie, jak zauważało wiele osób, w trakcie dzisiejszej debaty, część (spora!) taksówkarzy mentalnie tkwi w latach 90. Uber to wiek XXI, kultura dzielenia się (chociaż po przemieleniu przez kapitalizm z autentycznego dzielenia zostaje najczęściej tylko piękne hasło, reszta jest biznesem), aplikacja mobilna, przejrzyste zasady i uproszczone płatności. Taksówkarze najczęściej za tym nie nadążają (choć oczywiście są korporacje, które starają się być na czasie). Dlatego dopóki ich protesty są wymierzone konkretnie w Ubera, to zawsze będzie walka przestarzałego z nowoczesnym. Co innego jeśli wprost i konsekwentnie będą walczyć z twórcami przepisów. Być może nawet powinni zjednoczyć się z kierowcami Ubera w walce o transparentne prawo. Człowiek przeciw systemowi? O tak, to porywa tłumy.
A przecież taka właśnie jest sytuacja taksówkarzy. Postęp nie powinien mieć miejsca przy samozadowoleniu państwa pozwalającego na nierówności. Nawet jeśli taksówkarze srodze nas dziś wkurzyli, przyznajmy im nieco racji. Bo za moment może dotyczyć to każdego innego zawodu. Chociażby kwiaciarzy.