Wybory prezydenckie 2020. Kacprzak: "Małgorzata Kidawa-Błońska zmarnowała swoją szansę" [OPINIA]
Platforma żegna się z marzeniami o "prawdziwej prezydent". Z takim marzeniem nie bardzo chce się jeszcze ciągle pożegnać sama kandydatka na "prawdziwą prezydent", ale wydaje się, że nie ma już wyjścia. Decyzja zapadła.
Politycy Platformy, nie wiedząc jak się wycofać z popierania Małgorzaty Kidawy-Błońskiej w wyborach prezydenckich 2020, zrobili to w najgorszy z możliwych sposobów.
Zamiast oficjalnego podziękowania za dotychczasowy trud, docenienia tego, co dla partii przez kilka miesięcy robiła i w końcu bez wytłumaczenia powodów zakończenia tej misji jej zwolennikom, politycy PO szeptali za jej plecami. Robili to na tyle często i w obecności odpowiednich ludzi, aż informacja w końcu wyciekła i zastała zarówno samą kandydatkę, partię, jak i jej sympatyków, w sytuacji kompletnego chaosu i niezwykłej nerwowości.
Nie mając planu i pomysłu na to, co dalej, Platforma od dawna wysyłała sprzeczne komunikaty. Raz słyszeliśmy, że to Kidawa-Błońska zatrzymała PiS przed zorganizowaniem majowych wyborów - innym razem nikt nie chciał dać jednoznacznej deklaracji, że ta niezłomność będzie doceniona dalszym kandydowaniem na urząd prezydenta. Z jednej strony pokazywano ją jako silną kobietę, która jedyna miała odwagę powiedzieć to, czego nie mówiło dziewięciu męskich kandydatów - z drugiej strony potem w wewnętrznym męskim gronie decydowano o jej losie bez niej.
Zobacz też: Wybory 2020. Tłit - Małgorzata Kidawa-Błońska (program z 11.05.2020)
Wybory prezydenckie 2020. Wszystkie zmarnowane szanse Małgorzaty K.-B.
Sama Małgorzata Kidawa-Błońska też nie pomagała uspokoić rozedrganej sytuacji. Lojalność wobec partii wzięła górę. Bez decyzji innych, nie zdecydowała się na odwagę, by głośno i wyraźnie mówić w tym tygodniu, czego ona sama chce. Na większość pytań odpowiadała wymijająco w stylu "Trzeba pomyśleć", "Trzeba się zastanowić". Tak jakby zapominając, że wyborcy od kandydatki oczekują jasnych deklaracji, własnego zdania, konkretów.
Małgorzata Kidawa-Błońska zmarnowała nie tylko swoją szansę bycia prezydentem. Przez wiele miesięcy nie zawalczyła o to, by wypracować sobie silną pozycję w partii. Zmarnowała szansę, by stać się politykiem, z którego zdaniem wszyscy inni muszą się liczyć.
Być może zaważył na tym grzech pierworodny tej kandydatury. Gdy to jeszcze Grzegorz Schetyna stwierdził, że nie ma pojęcia, dlaczego wcześniej przez tyle lat nie zauważył, że to ona powinna reprezentować partię. Wtedy zorientować pomogły badania. Później pani marszałek niewiele sama zrobiła, by pokazać, dlaczego to ona ma być liderem. Najpierw partii, potem całego narodu.
I nie chodzi tu o jej słabe wystąpienia wiecowe, brak swobody w spotkaniach z tłumem, czy brak szybkich i sprawnych ripost na niespodziewane pytania w mediach. Chodzi o to, że przez cały ten czas raczej nie wyszła z roli marszałka Sejmu i nie pokazała wyraźnie, dlaczego warto ją popierać. Oprócz tego oczywiście, by odsunąć od władzy Andrzeja Dudę.
Wybory prezydenckie 2020. Tych wyborów nie trzeba było wygrać
Jej rodzima partia na pewno jej nie pomogła. Najwyraźniej od samego początku obawy, że Kidawa-Błońska nie będzie w stanie wygrać, wzięły u wielu górę i nie potrafili uwierzyć w jej sukces. Przy braku wywalczenia sobie roli przywódczej, słuchała podpowiedzi i doradców, którzy kierowali ją jednocześnie w zbyt różne strony.
Niespójny program może by się obronił. Wszak wydawało się, że wyborów nie trzeba wygrać. Wystarczyło pozwolić je obecnemu prezydentowi przegrać. Na to potrzeba jednak mądrości, by pozwalać popełniać błędy przeciwnikowi, a nie je robić samemu.
Nierozważnie rzucone zdanie o bojkocie wyborów uruchomiło całą falę późniejszych potknięć i przypominało upadanie kolejnych kostek domina. W efekcie po kilku latach mówienia, że Polska ma najsłabszego prezydenta w historii, najwięksi jego krytycy wystawili taką kontrkandydatkę, która nie miała żadnych szans na jego pokonanie.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl