Wojna papieża Benedykta z Franciszkiem. Oto fakty
Benedykt XVI nie jest dyżurnym komentatorem obecnego pontyfikatu, nie jest ukrytym prezesem Kościoła, który w klasztornym zaciszu pociąga za sznureczki i snuje intrygi z zasmuconymi i rozczarowanymi Franciszkiem kurialistami. Trochę szacunku dla klasy i intelektu Benedykta!
Niezdrowe rozemocjonowanie środowisk niechętnych papieżowi Franciszkowi wpisuje się w ten sam plemienny ideologizm, który towarzyszył zaciekłym wrogom Benedykta XVI, gdy ten pełnił urząd Biskupa Rzymu. Tak zwana afera listowa rozdmuchana przez środowiska neokonserwatywne i integrystyczne ma tylko jeden cel – nie chodzi ani o walkę z fake newsami ani tym bardziej o prawdę. Cel jest jeden: przywalić Franciszkowi, a że cel "szlachetny" to za kij baseballowy może posłużyć nawet papież emeryt. Bo jak inaczej zinterpretować dmuchanie balona, gdy z dość żenującej nadgorliwości czyni się skandal stulecia, wysuwa się tezę o kryzysie, jakiego Rzym i świat nie widział.
Powtórka z historii
Tym, którzy dziś uderzają w papieża Franciszka, zarzucając mu brak kontroli nad kurią, przypominam medialne tarcia i wojenki za pontyfikatu Jana Pawła II i Benedykta XVI właśnie – błędy kurialistów i nieszczęsny splot wydarzeń doprowadziły do odrażających ataków na Benedykta w kontekście zdjęcia ekskomuniki z biskupów Bractwa Kapłańskiego św. Piusa X. Posądzany o wspieranie negacjonistów i antysemityzmu Benedykt musiał się bronić w bardzo trudnych warunkach. Hektolitry złośliwości, uproszczeń i półprawd, jakie kolportowano w wielu mediach, utwierdzały tradycjonalistów w przekonaniu, że oto sam Szatan występuje przeciwko "Następcy św. Piotra", a Benedykt znajduje się pod ostrzałem wewnętrznych wrogów Kościoła, którzy tylko czekają, aby zadać śmiertelny cios prawdzie. Potok obrończych traktatów, w tym książek i łańcuchów modlitewnych w obronie Benedykta, nie ustawał. Ale to był Benedykt, który padł ofiarą niekompetencji wrogów kurii. Narracja zupełnie się zmieniła, kiedy Bawarczyka zastąpił Franciszek i od tego momentu wszystkie chwyty stały się dozwolone, a kuria odzyskała dawny splendor i powiew świętości, stała się nagle koalicjantem tych, którzy na widok Franciszka marszczą brwi, pochylają się z troską, mówią zaniepokojonym głosem lub ubolewają wniebogłosy nad Bożym dopustem.
Benedykt XVI był także atakowany podczas pontyfikatu - za rzekome wspieranie antysemityzmu
Potknięcia Franciszka lub wypowiedzi, które nie pasują do tradycjonalistycznego gorsetu, ukazywane są w najlepszym wypadku jako nieporadność Franciszka, a na tradi-salonikach ukazywane są jako ostateczny dowód na zdradę Soboru Watykańskiego II, wyprzedaż za bezcen wszystkiego, co cenne, święte i nienaruszalne.
W tym całym cyrku każdy może stać się pacynką do bicia – także papież Benedykt, którym posłużono się jako młotem na Franciszka. Łączenie niewątpliwej wpadki watykańskiego kurialisty, który, co zrozumiałe, już stracił pracę, z jakimś gigantycznym kryzysem to nic innego jak generowanie kryzysu tudzież jego pogłębianie, problematyzowanie przy jednoczesnym podnoszeniu spraw drugo-, a nawet trzeciorzędnych do rangi ruchów tektonicznych i apokaliptycznego lamentu.
Polecam poczytać
Najpóźniej od czasu pontyfikatu Benedykta XVI nic się nie zmieniło – jeśli ktoś chce wiedzieć, co myśli papież, powinien sięgnąć po teksty, a tych nie brakuje także w języku polskim. Tak samo w przypadku Franciszka. Są wypowiedzi Benedykta o Franciszku i wypowiedzi Franciszka o Benedykcie – przy wszystkich różnicach charakterologicznych, innym rozkładaniu akcentów w kwestiach liturgicznych, pastoralnych czy nawet teologicznych, trzeba wykazać się naprawdę imponującym rezerwuarem złej woli lub ideologicznego zacietrzewienia, aby dopatrzeć się jakiegoś fundamentalnego rozbratu między obecnym, a byłym biskupem Rzymu. Fakt, że Benedykt XVI nie chciał lub nie mógł zapoznać się z publikacjami nt. teologii Franciszka oznacza tylko tyle, że albo się źle czuł albo po prostu nie miał ochoty, choćby dlatego, że jeden z autorów zasłynął dość niewybrednymi wypowiedziami nt. papiestwa. Miał pełne prawo!
Benedykt XVI nie jest dyżurnym komentatorem obecnego pontyfikatu, nie jest ukrytym prezesem Kościoła, który w klasztornym zaciszu pociąga za sznureczki i snuje intrygi z zasmuconymi i rozczarowanymi Franciszkiem kurialistami. Trochę szacunku dla klasy i intelektu Benedykta! Pamiętajmy, że sam przecież nie mógł sobie z nimi poradzić, a skandale, które wybuchały były pretekstem do antyratzingerowskich wynurzeń. Nie trzeba uwiarygadniać Franciszka Benedyktem, ani na odwrót. Konstruowanie niezdrowego napięcia między jednym a drugim to przedziwna zabawa zapałkami, taplanie się w spekulacjach, które są wodą na młyn wyznawców zasady: im gorzej wokół, tym lepiej dla nas. Będzie o czym pisać!
Zaprawdę, Benedykt XVI nie zasłużył na to, aby rażące błędy kurialisty, stały się przyczynkiem do wykorzystywania papieża emeryta do walki z Franciszkiem. Jeśli ktoś chce dostrzec zerwanie między Benedyktem a Franciszkiem (dziś obydwaj biskupi się spotkali) to oczywiście je dostrzeże. Jeśli ktoś chce serwować smutne morały pod tezę o zagubionym i coraz mniej popularnym Franciszku, to bez problemu taką tezę sformułuje i udowodni ku ekstazie przekonanych wyznawców. Pozostaje tylko pytanie, jaka jest z tego wartość dodana, jakie są owoce, co dobrego przyniesie nie tylko katolikom, ale obliczu chrześcijaństwa.