Włosi wybrali parlament bez zwycięzcy. Teraz zostaje czekać na nowy rząd i kolejny kryzys
Włochy będą trwale niestabilne. Największa partia polityczna kraju ma być "biodegradowalna". Rząd tworzyć będą ludzie związani z notorycznie kontrowersyjnym politykiem, który paradoksalnie zapewnia choć odrobinę przewidywalności. To dobra wiadomość dla Europy i Polski.
Z sondażowych wyników włoskich wyborów parlamentarnych wynika, że największą partią polityczną jest Ruch Pięciu Gwiazd, którego działacze szczerze nienawidzą partii politycznych i polityków. Na tyle, że Beppe Grillo, dawny komik i założyciel Ruchu, który zdystansował się od antyestablishmentowego ugrupowania i poparł jego młodego lidera Luigi Di Maio twierdzi, że różne partie "zatruwają" scenę polityczną, a jego zadaniem jest zapewnienie, aby M5S pozostał "biodegradowalny".
Najwyraźniej wielu Włochów zrozumiało to przesłanie, gdyż na antysystemową, ekologiczną i eurosceptyczną partię zagłosowało ok. 30 proc. wyborców. To więcej, niż się spodziewano. Im bliżej głosowania, tym M5S radykalizował się i z nieokreślonej narracji protestu przeciwko wszystkiemu i wszystkim coraz wyraźniej zaczął wyłaniać się prawicowy głos antyimigracyjny. Najwyraźniej coraz więcej Włochów ma też dość rosnącego ubóstwa, winą za które obarcza rządzących.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
Rządzić będą ludzie od Berlusconiego
Jednak zapewne to nie największe ugrupowanie w parlamencie utworzy rządu. Ta rola przypadnie centro – prawicowej koalicji zmontowanej przez byłego premiera Silvio Berlusconiego, którą poparło 30 - 40 proc. wyborców. Na czele gabinetu stanąć może Antonio Tajani, przewodniczący Parlamentu Europejskiego. Sam Berlusconi nie może już władzy sprawować i nie tyle chodzi o wiek, ma już 81 lat, ile o wyrok sądu zabraniający mu piastowania urzędu z powodu nadużyć finansowych.
Po kilkudniowym, wspólnym wyjeździe zagranicznym, w którym towarzyszyłem Tajaniemu kilka lat temu, powiedzieć mogę, że w bezpośrednim kontakcie ten były dziennikarz telewizyjny robi doskonałe wrażenie. Jest politykiem łagodzącym napięcia, mistrzem kompromisu i komunikacji. Te umiejętności będą mu bardzo potrzebne.
Tajani stanie na czele rządu mniejszościowego, co oznacza, że będzie zakładnikiem humorów członków swojej partii Fortza Italia, Ligii Północnej i mniejszych, prawicowych ugrupowań. Jego zadaniem będzie ustabilizowanie sytuacji gospodarczej, rozwiązanie problemu migracyjnego przy równoczesnym powściągnięciu zapędów partnerów prawicowych.
Świetnie radził sobie z tym Berlusconi, który pomimo skandali obyczajowych, nadużyć finansowych niepohamowanego ego, był najdłużej sprawującym władze premierem Włoch od drugiej wojny światowej i czasów Mussoliniego. Teraz będzie musiał pomóc Tajaniego w temperowaniu Ligii Północnej.
O ile lider prawicowej partii Matteo Salvini nie upiera się już przy referendum Italexitowym, czyli ewentualnym wyprowadzeniu Włoch z Unii Europejskiej, czy porzuceniu euro na rzecz dawnej liry, to nadal chce deportować pół miliona migrantów. Problem uchodźców, ale zwłaszcza imigrantów zarobkowych z Afryki stał się jednym z głównych elementów kampanii wyborczej.
Na fali anty-imigracyjnych nastrojów na scenie politycznej wypłynęła także faszystowska partia CasaPound, która jednak pozostanie na marginesie życia politycznego. Wpływy traci natomiast centro-lewica na czele z Partią Demokratyczną dotychczasowego premiera Mateo Renziego, którą poparło nieco ponad 20 proc. wyborców.
Zobacz także: Seksizm i chamstwo w Sejmie. Sprzeczne opinie posłanek
We Włoszech chaos, czyli bez zmian
Próby wyciągnięcia jasnych wniosków ideologicznych z wyborów włoskich są skazane na porażkę. Prawdą jest przesunięcie się sympatii wyborców na prawo, ale jedna, zasadnicza i najważniejsza cecha włoskiej polityki pozostaje niezmieniona – nadal jest to kraj chronicznie niestabilny. Gabinet Tajaniego będzie 66 rządem w powojennej historii kraju. Przez Rzym przewinęło się 30 premierów w czasie, gdy w Niemczech było ich tylko 9.
Pomimo niestabilnej polityki, korupcji, mafii, imigracji i dość swobodnego stosunku do życia Włosi zbudowali czwartą gospodarkę Europy i ósmą na świecie. Dla porównania, 60-milionowe Włochy mają czterokrotnie większy dochód narodowy niż Polska. Ubóstwo doskwiera zwłaszcza na południu, gdzie wyborcy poparci Ruch Pięciu Gwiazd. Bogatsza północ woli mniej anarchiczną prawicę.
Wewnętrzne podziały, swady, konieczność wiecznego negocjowania interesów i ambicji jest gwarancją stabilności kraju i chroni Włochy przed ekstremami. Zarówno jak Rzym nie stał się stolica komunistyczną, tak teraz nie będzie bastionem faszyzmu. Czasy Mussoliniego nie powrócą.
Oznacza to, że Włosi również nie będą nadawać tonu zmianom w Europie. Nie mają zresztą takich ambicji, choć oczywiście bez nich żadnej istotnej reformy przeprowadzić się nie uda. Zwycięstwo wyborcze centro – prawicy i utworzenie rządu przez Antonio Tajaniego może przynajmniej na chwilę ustabilizować Włochy.
To dobry sygnał dla Unii Europejskiej. W Niemczech powstaje wreszcie rząd, dzięki czemu Berlin z Paryżem będą mogły reformować Wspólnotę. Chwiejna równowaga we Włoszech zapewnić może kilkanaście miesięcy spokoju, a to już coś. W tym czasie prowadzić będzie można tak ważne dla Polski negocjacje budżetowe.
Jarosław Kociszewski dla Opinii WP