Władimir Putin wygrał wybory w Rosji. To szansa dla polskiej dyplomacji
Władimir Putin będzie rządził Rosją do 2024 r. Nikt nie miał wątpliwości, że wygra dzisiejsze wybory. Pytanie bardziej dotyczyło stylu i zrobił to nieźle. Nie jest to zła wiadomość dla Polski. Czy będziemy to umieli wykorzystać, to już inna sprawa.
Zgodnie z oczekiwaniami Władimir Putin już w pierwszej turze głosowania zapewnił sobie kolejną, 6-letnią kadencję na Kremlu. Według wstępnych wyników poparło go ok. 74 proc. Niewiadomą jest frekwencja, która szacowana jest na 60 proc. To oznacza, że nie udało mu się uzyskać mandatu od połowy wyborców. Zabrakło kilku punktów do wymarzonych 50 proc.
Żaden z 7 pozostałych kandydatów nie miał najmniejszych szans i nie o zwycięstwo walczyli tylko o własną promocję. Nie dziwi także drugie miejsce Pawła Grudinina reprezentującego komunistów, czy trzeci wyniki populisty weterana Władimira Żyrinowskiego.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
W wyborach nie uczestniczył Aleksiej Nawalny, jedyny realny opozycjonista, który mógł nie tyle wygrać, co pomieszać szyki i zepsuć obraz niepokonanego przywódcy. Polityk, któremu na przeszkodzie stanął naciągany proces, wzywał do bojkotu wyborów. Niska frekwencja byłaby jego sukcesem, ale tutaj trudno mówić o zwycięstwie.
To były zmanipulowane, a nie sfałszowane wybory
Putin nie musiał przy tym wyborów fałszować. Tu i ówdzie dorzucono trochę głosów, ale manipulacja odbyła się na innym poziomie. Jednym z elementów było wykluczenie Nawalnego, kolejnym był spójny i korzystny dla prezydenta przekaz medialny i ukrywanie niedociągnięć. Kluczem była frekwencja, stąd różne, nawet tak dziwne kampanie, jak zdjęcia w internecie młodych półnagich Rosjanek z hasłami poparcia na piersiach czy darmowy poczęstunek dla głosujących.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
Walcząc o frekwencje Putin budował też wizerunek twardego gracza na arenie międzynarodowej, dzięki któremu nikt nie będzie Rosji w kaszę dmuchał. Temu służyła demonstracja nowych rodzajów broni i tak został zrozumiany zamach na życie byłego oficera GRU Siergieja Skripala w Wielkiej Brytanii. Rosja dementuje, ale Rosjanie jasno zrozumieli, że ich kraj zdrajcom nie wybacza. W ten sposób Putin zyskał kilka punktów, ale teraz czas posprzątać bałagan.
Teraz jest szansa na okres względnej odwilży w relacjach z Rosją. Putina czas już nie goni. Nieco osłabia go ubożejące społeczeństwo poza wielkimi miastami, czego rezultatem mogła być frekwencja nieco poniżej oczekiwań. Tego problemu Rosja, która przed aneksją Krymu w 2014 r. importowała ogromne ilości żywności, sama nie rozwiąże. Potrzebny jest świat zewnętrzny.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
Stosunki z Wielką Brytanią były napięte od dawna, afera Skrpiala je pogorszyła, ale Londyn wychodzący z Unii Europejskiej nie jest największym wyzwaniem. Londyn ma nadzieję, że Europejczycy pozostaną solidarni, ale Brexit spowodował, że siła perswazji Wielkiej Brytanii znacznie zmalała. Na pewno Kreml będzie próbował ocieplić relacje z Berlinem i Brukselą, choć nie kosztem oddania Krymu. Nie mniej możliwe są przynajmniej pozorowane, pokojowe ruchy w stosunku do Ukrainy, żeby załagodzić krytykę na Zachodzie, a może nawet doprowadzić do zniesienia sankcji.
Szansą jest nowy rząd Angeli Merkel i możliwość wspólnej budowy gazociągu Nord Stream 2. Putin może nawet próbować porozumieć się z Amerykanami, choć tutaj o tyle będzie trudno, że Donald Trump musi prowadzić ostrą politykę, żeby oddalać zarzuty o niezgodną z prawem współpracę.
Z punktu widzenia Rosji najważniejsze są jednak Chiny, a tutaj nagle czas przestaje mieć tak wielkie znaczenie dla obu przywódców. Tej większy i bogatszy, czyli prezydent Xi Jinping nie jest już ograniczony kadencyjnością stanowisk. Człowiek przez złośliwych nazywany „prezydentem wszystkiego” ma czas budować Nowy Jedwabny Szlak, ale także zwiększać swoje wpływy na Syberii.
Putin, który zyskał kolejne 6 lat na Kremlu, może dalej prowadzić dalekowschodnią rozgrywkę, choć rola tego słabszego na pewno mu nie odpowiada. Nie mniej Moskwa musi zadbać o to, aby jak najwięcej zyskać na biznesie z wielkim sąsiadem nie tracąc przy tym faktycznej kontroli nad bezcennymi złożami surowców na Syberii.
Polska może "ugrać" coś dla siebie
W tym wszystkim jest też miejsce dla Polski. W pojedynkę nie jesteśmy szczególnie ważnym, ani groźnym rywalem dla Rosji, z którym będzie się liczyć nawet w okresie względnego ocieplenia relacji z Zachodem. W naszym interesie jest utrzymanie demokratycznej i niepodległej Ukrainy, co stawia nas na kursie kolizyjnym z Moskwą. Nic z tym jednak nie zrobimy wiecznie kłócąc się z Kijowem, a równocześnie dystansując się od Brukseli, która potencjalnie wzmacnia nasze stanowisko. Nie możemy tutaj też szczególnie liczyć na kraje regionu, które, tak jak Słowacy czy Węgrzy, potrafią porozumieć się z Rosją bez uszczerbku dla relacji z UE, nie mówiąc o tym, że Budapeszt prowadzi też własną, agresywną kampanię przeciwko Kijowowi.
Zobacz także: Burza po słowach Andrzeja Dudy o UE. "Powinien uważać"
W tej sytuacji zwycięstwo Putina jest dla Polski zupełnie przyzwoitym rezultatem. W Rosji nie zapanuje chaos, a jest szansa na okres spokoju i prób układania się z Zachodem, którego częścią jesteśmy. To stwarza możliwość oddziaływania na Moskwę za pośrednictwem Brukseli, Waszyngtonu i wspólnie z Berlinem. Tak jak udało się zapobiec przekazaniu Rosji przez Francję okrętów, tak może nawet uda się zablokować lub zmodyfikować niekorzystny projekt Nord Stream 2, choć nasza pozycja w Europie nie jest już tak silna, jak jeszcze parę lat temu.
Musimy jednak przestać się kłócić z każdym, kto się nawinie, i prowadzić aktywną politykę zagraniczną, a nie tylko historyczną, na wschodzie i zachodzie. Jeżeli tego nie zrobimy i nie wygasimy wszystkich frontów otwartych w polityce międzynarodowej, to ludzie Putina z przyjemnością podgrzeją atmosferę, pogłębią podziały i jeszcze bardziej Polskę osłabią, co zresztą cały czas robią.
Władimir Putin jest mistrzem takich rozgrywek. Jest jednak dobrze znany i przewidywalny. Ma też problemy wewnętrzne, z którymi łatwiej będzie mu się uporać łagodząc i kończąc spory zewnętrzne. To wszystko jest szansą na polskiego rządu i wyłącznie od Warszawy zależy, co z nią zrobi.
Jarosław Kociszewski dla Opinii WP