Witwicki: Socrealistyczna opowieść o polskiej transformacji (Opinia)
Do setnych urodzin zabrakło niewiele. Do samego upadku włocławska „Celuloza” robiła wrażenie nieśmiertelnej. To było miasto w mieście. Z własnym przedszkolem, Domem Kultury, a z rozsianymi po okolicy ośrodkami wypoczynkowymi. Część pracowników nie pamiętała życia bez niej. Wstawali rano i szli na zakład. Robili tak nawet wtedy, gdy zakład już dawno nie istniał.
Nowa, potransformacyjna rzeczywistość wyznaczyła im zupełnie inne role. Pracownicy byli teraz bezrobotnymi złomiarzami, a ogromny zakład rozległą ruiną. Zarówno na nich, jak i na fabrykę nikt nie miał lepszego pomysłu. Tak powstało drugie już miasto w mieście. Zaklęty trójkąt: skup złomu, sklep z tanimi winami i same ruiny.
W czasie spontanicznej rozbiórki "Celulozy" zginęło kilka osób. Do największej tragedii doszło, gdy w czasie demontowania filarów na złomiarzy spadł dach, pod którym kiedyś pracowali.
Nie wszystkie zakłady upadały z takim epickim rozmachem, jak Celuloza. W samym Włocławku pracę straciło około 20 tysięcy osób. To zdefiniowało losy miasta, które później zostało jeszcze podcięte reformą administracyjną. Transformacja z punktu widzenia ośrodka średniej wielkości wyglądała tak, że masowa produkcja towarów została zastąpiona przez masową produkcję bezrobotnych. W skali kraju upadło około 700 fabryk i zakładów, a pracę w nich straciło 850 tysięcy osób.
Lektura lokalnych gazet z lat 90 jest ciekawym doświadczeniem. Uderza to, jak niechętnie pisano o tym o czym rozmawiali sami mieszkańcy. W tamtym okresie tematem numer jeden było szalejące bezrobocie. Jednak upadki wielkich fabryk były odnotowywane bardziej z kronikarskiego obowiązku niż z faktycznej potrzeby opisywania rzeczywistości. O ludziach, którzy tracili pracę, w ogóle się nie pisało.
Może dlatego, że wszystkie te smutne historie opuszczonych pracowników miały się nijak do nowych czasów, które obiecywały kapitalistyczny raj. Zmienił się system, ale nawyki intelektualne pozostały. Przekonanie o tym, że nie powinno się podważać słuszności reform, miało się dobrze. Przewodnią myślą był już jednak neoliberalizm. Opowiadanie o opuszczonych pracownikach mogło wprowadzać zamęt w tę opowieść sukcesu. Jednak zmarginalizowanie tych historii nie unieważniło ich.
Historii przemian po 1989 roku nie powinno się oczywiście sprowadzać tylko do upadających zakładów. Na reformy Balcerowicza można spojrzeć, jak na wiatr historii i konieczność dziejową. Warto przy tym pamiętać, że alternatywne scenariusze były formułowane nieśmiało i nie miały zagranicznego wsparcia. Nasze przemiany to również opowieść o zaradności i niespotykanym wyzwoleniu energii.
Polska transformacja jest sukcesem, ale okupionym nie tylko wielkimi wyrzeczeniami, ale tragediami tych, którzy nie potrafili sobie poradzić w nowym systemie. W opowiadaniu o niej zapomniano o tej drugiej części. Stworzono piękną historię polskich przedsiębiorców zapominając o pracownikach i rolnikach. O tych ostatnich upomniał się Lepper, ale on tych pierwszych niespecjalnie miał kto mówić. W końcu reformy przeprowadzał rząd.… związkowców.
Zobacz też: Rzecznik rządu oburzony słowami Romana Giertycha ws. projektu PiS o sędziach
To tylko nakręcało frustrację tych, którzy czuli się odrzuceni. Trudno też nie pamiętać o tym, że ta terapia nie była wcale szokowa dla wszystkich. Uwłaszczanie się nomenklatury jest dziś dobrze udokumentowanym zjawiskiem. Na początku lat 90. książki na ten temat nie miały prawa pojawić się w głównym obiegu. To wytworzyło sytuację, w której o realnym wymiarze reform w zasadzie się nie dyskutowało.
Plan Balcerowicza skończył 30 lat. Językiem neoliberalnej propagandy mówią dziś już o nim nieliczni. Na Twitterze profil Forum Młodych Nowoczesnych podziękował byłemu ministrowi finansów za "wyzwolenie od biedy i socjalizmu". Dziś takie wyznanie budzi trochę zdziwienia. Nie tylko dlatego, że socjalizm zbankrutował, a bieda jeszcze całkiem niedawno była w Polsce zjawiskiem masowym.
Na szczęście historia polskich przemian jest coraz lepiej opowiedziana. Dziś można poczytać, o niemal każdym ich elemencie. Tabu upadło. Wiemy, że grono przegranych o których zapomniało państwo, było całkiem spore. Socrealistyczną w formie opowieść o przemianach można oczywiście snuć dalej. Nawet jeśli jest to absolutnie najgorszy pomysł na opowiadanie o tych trudnych reformach.