Wiesław Dębski: pisowski obóz w kilka godzin rozprawił się z obrazem Polski jako "zielonej wyspy"
Niezły numer wycięła agencja Moody's naszym ministrom od resortów gospodarczych, podtrzymując bieżący rating Polski. Co innego perspektywa, ale o tym za chwilę. A przecież panowie ministrowie kilka dni temu włożyli wiele wysiłku, by przekonać świat o tym, że kraj nasz znalazł się - w wyniku nieudolnych rządów Platformy Obywatelskiej oczywiście - na skraju bankructwa. Właściwie już jest w ruinie, praktycznie nie ma czego zbierać - pisze Wiesław Dębski dla Wirtualnej Polski.
Szczególne zasługi w rysowaniu tego czarnego obrazu położyli wicepremier Mateusz Morawiecki (rozwój) oraz minister Paweł Szałamacha (finanse). To oni w czasie pamiętnej imprezy sejmowej, gdy prezentowano jakoby audyt poprzedniego rządu, który okazał się w końcu zwykłą hucpą, przekonywali jak to w Polsce dzieje się źle. Wiedzieli przy tym, że słuchają ich nie tylko wyborcy PiS i prezes Kaczyński, nie tylko wyborcy innych partii, ale także - ze szczególną uwagą - przedstawiciele agencji ratingowych.
"Wzrost ostatnich ośmiu lat nie był za nasze zasługi, a za nasze długi. Rozwijaliśmy się w ogromnym stopniu w oparciu o wzrost długu publicznego" - donosił Morawiecki. Dodając, że "zdestabilizowana przez osiem lat gospodarka, nie może dojść do stanu równowagi" (sic!). Polska, chwalona przez lata za dobre wykorzystywanie środków unijnych, okazała się państwem "współfinansującym ze środków unijnych zamki na piasku".
Równie szczerze i szczodrze komplementował naszą gospodarkę Szałamacha, przekonując, że poziom dochodów państwa jest niższy niż 8 lat temu.
A rzecznik rządu, Rafał Bochenek, twierdził w telewizji, że Polska przez ostatnich osiem lat znajdowała się w głębokiej recesji!
W ten sposób pisowski obóz w kilka godzin rozprawił się z obrazem Polski jako "zielonej wyspy". Mamy więc przyjąć, że nie mieliśmy w czasach najgłębszego kryzysu jednego z najwyższych wzrostów PKB w Unii Europejskiej? Nieprawdą było, że z trudem, bo z trudem, ale utrzymaliśmy się na wzburzonych falach gospodarczego oceanu? Hmm...
Po takiej kanonadzie cóż innego miała zrobić agencja Moody's, niż obniżyć rating naszego kraju. Skoro jest tak źle, to nie może przecież przekonywać inwestorów, że warto w takiej ruinie inwestować swoje ciężko zarobione euro i dolary. Prawda? A jednak agencja nie poszła tą drogą. Nie posłuchała Szydło, Szałamachy, Morawieckiego.
Trochę sobie tutaj dworuję z naszych ministrów, ale tylko trochę. Trudno sobie bowiem wyobrazić poważnych polityków, którzy dla przypodobania się wodzowi, gotowi są położyć na szali wiarygodność swojego kraju. Ale i swoją własną. Przecież Mateusz Morawiecki jeszcze niedawno był prezesem dużego banku, jego wejście do rządu wiele środowisk witało z nadzieją, że będzie jednym z nielicznych głosów rozsądku w gabinecie Beaty Szydło. Pamiętano jego poglądy z czasów, gdy był członkiem Rady Gospodarczej przy premierze Donaldzie Tusku. Pamiętano też jego wypowiedź ze stycznia 2016 r. (gdy rating dla Polski obniżyła agencja S&P): "Stabilna gospodarka, bardzo niski deficyt rachunku bieżącego, który mamy - w tym roku być może w ogóle go nie będzie albo będzie na minimalnym poziomie, bardzo mocny polski eksport, wzrastające inwestycje, czekające za rogiem dziesiątki miliardów euro do wydania, z perspektywy unijnej i naszych inwestycyjnych różnych projektów to naprawdę jest dobra perspektywa na najbliższe parę lat".
W jakim więc stanie jest polska gospodarka? Czyżby naprawdę rządy PO zajmowały się głównie horoskopami dla psów, wirtualnymi cmentarzami, dziewięcioma kilometrami słupków w szczerym polu, pudełkami do butów - jak sugerował wicepremier?
Doprawdy zadziwiająca to wolta szanowanego ekonomisty. Z czego wynika? Z tego, że Mateusz Morawiecki został dość szybko członkiem PiS, a dzisiaj mówi się, że Kaczyński wkrótce zrobi go pierwszym wiceprezesem partii? Doprawdy, szkoda tak świetnie zapowiadającej się kariery.
Wróćmy jeszcze do Agencji Moody's. W nocy z piątku na sobotę utrzymała ona wprawdzie rating wiarygodności kredytowej Polski na poziomie A2. Ale jednocześnie obniżyła perspektywę ratingu ze stabilnej na negatywną. Czyli powiedziała inwestorom: jeśli macie w Polsce ulokowane jakieś pieniądze, to jeszcze ich nie wycofujcie, śledźcie jednak uważnie wszystko, co się tam dzieje. Jeśli zaś chcecie dopiero ulokować w Polsce swoją kasę, to raczej się wstrzymajcie, bo prognozujemy, że może tam się wszystko zawalić w wyniku beztroskiej, nierozsądnej polityki finansowej i niestabilnej sytuacji politycznej.
Obserwowane od kilku dni zamieszanie wokół naszej gospodarki, pokazuje, że jej stan nie zależy tylko od twardych wskaźników, równie ważna jest stabilna sytuacja polityczna, rozwaga polityków (nawet tych od sprawiedliwości czy obrony narodowej), odpowiedzialna debata. Nawet głupi list ministra finansów do prezesa Trybunału Konstytucyjnego może mieć swoje poważne konsekwencje. A wtedy, drodzy Państwo, trzymajmy się mocno za nasze kieszenie, bo wyciągną z nich wszystko, do ostatniego grosza.
I na koniec, oto co usłyszałem "na mieście": nie pytajcie, co rząd może zrobić dla was, spytajcie, czy mógłby tego nie robić.
Wiesław Dębski dla Wirtualnej Polski