"Wiem, dlaczego doszło do ataku. Nie piszmy o nim 'był', piszmy 'jest'"
Modlimy się nie o zdrowie, a o ocalenie pana prezydenta – mówi WP bliski współpracownik Pawła Adamowicza. Prezydent Gdańska został zaatakowany przez nożownika podczas finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy.
- Do oczu cisną się łzy, ale staramy się robić wszystko tak, jakby Paweł Adamowicz był z nami, jakby to był normalny dzień pracy – mówi podwładny prezydenta.
Gdy pytam "jakim był szefem", natychmiast słyszę: - Nie pisz, o nim w czasie przeszłym. Nie "był", a "jest". Wszyscy wierzymy, że wróci.
Mój rozmówca, który doskonale zna Pawła Adamowicza, podkreśla, że "to nie jest lider malowany”, dlatego tym większy jest szok po ataku: - On wie, co chce osiągnąć i jak to zrobić. Równocześnie nie mogę zapomnieć tego, jak często powtarzał mi w ostatnich miesiącach: słuchaj, oni grillowali mnie wczoraj, grillują dzisiaj, będą grillować jutro. Choćby te ostatnie wybory prezydenckie to był jedne wielki hejt na Adamowicza. On się na to nie uodpornił, ale nauczył się jakoś z tym żyć.
Atak, to efekt szczucia
- Wiem dlaczego doszło do ataku. Jeśli ktoś wyobrażał sobie, że zmieni kraj w jedną wielką szczujnię, a po ludziach będzie to spływać jak woda po kaczce, to był w błędzie. Ten atak to na pewno w jakimś sensie efekt wojny polsko-polskiej. Już to, że napastnik krzyczał o Platformie Obywatelskiej [prawdopodobnie: "Siedziałem niewinny w więzieniu, Platforma Obywatelska mnie tam dokoptowała"], wiele mówi o podłożu ataku – ocenia. – A przecież z PO od długiego czasu miał niewiele wspólnego. Nawet w ostatnich wyborach partia miała swojego kandydata [Jarosława Wałęsę – red.].
To, jak wiele osób zebrało się przed szpitalem klinicznym Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego, w którym był operowany, i w którym leży ranny, pokazuje jak wiele prezydent znaczy dla miasta.
- Nie zapomnę nigdy tej nocy. Piotr, brat Pawła, nie potrafił wydusić z siebie ani słowa. Wychodził na papierosa. Jeden, drugi, trzeci. Rozglądał się dookoła, ale było widać, że jest w szoku. Nie potrafił wydobyć z siebie żadnego słowa. Wygadał jakby był obecny jedynie ciałem, a kompletnie nieobecny duchem – opisuje współpracownik Adamowicza.
Radny Piotr Dzik, gdy wyszedł ze szpitala i usłyszał pytania: "mów, co się dzieje", próbował coś powiedzieć, ale się popłakał. Nie tylko on reagował w ten sposób. Tak reagowali niemal wszyscy.
Nie możemy powstrzymać łez
W szpitalu, obok rodziny, byli m.in.: Aleksandra Dulkiewicz (wiceprezydent przejmie obowiązki rannego prezydenta na czas jego nieobecności), prezydent Sopotu Jacek Karnowski (wieloletni przyjaciel Pawła Adamowicza), Bogdan Borusewicz (Wicemarszałek Senatu), Mieczysław Struk (marszałek pomorski) i Piotr Borawski (drugi wiceprezydent Gdańska).
- Gdy usłyszelismy, że operacja się skończyła, że Paweł żyje, rozległy się oklaski. Tak ze wszystkich zeszło to pierwsze napięcie, choć przecież walka o życie prezydenta dalej trwa. Modlimy się teraz nie tyle o zdrowie, co o ocalenie – mówi mężczyzna. – Gdy wydaje mi się, że już się trochę uspokoiłem, nagle przypomina mi się coś związanego z Pawłem i nie mogę powstrzymać łez. Staram się je ukryć, ale niepotrzebnie. Widzę, że koleżanki i koledzy obok mnie, też mają czerwone oczy.