Marcin Makowski: Gdy człowiek walczy o życie, każda polityka staje się błaha
Prezydent Gdańska Paweł Adamowicz, dźgnięty nożem na scenie podczas finału WOŚP, walczy o życie. To jedno ze zdań, które nigdy nie powinno być napisane w żadnej depeszy prasowej. Bo takie tragedie nie powinny się w Polsce dziać. W podobnych chwilach okazuje się jednak, co jest dla nas prawdę ważne. I nie jest to polityka.
Sytuacje graniczne, zamachy, brutalna erupcja przemocy i nienawiści – to co najgorsze w naturze człowieka, prędzej czy później wystawia głowę na światło dzienne. I choć w takich chwilach wydaje się, że jesteśmy wobec zła bezradni, to pierwsze instynkty: empatia, modlitwa, wsparcie, troska o życie drugiego człowieka - pozwalają ocenić, ile jeszcze w nas z istot ludzkich pozostało.
Na szczęście w przypadku reakcji na wiadomość o ataku podczas gdańskiego finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, przytłaczająca większość komentatorów, dziennikarzy, polityków i po prostu – Polaków - zdała ten najważniejszy z testów. Być może moje słowa brzmią banalnie, nie znajduję w takich chwilach prawdziwszych i bardziej adekwatnych. Gdy ktoś leży na stole operacyjnym i jest jedną nogą na tamtym świecie, my wszyscy, którzy nie możemy zastąpić rąk chirurgów, musimy wykorzystać swoje usta, serca i dłonie do tego, aby rodzinie i prezydentowi okazać wsparcie.
Winnego trzeba schwytać i przykładnie ukarać, wyciągnąć wnioski z sytuacji opieszałości ochrony, która prezydenta przed szaleńcem nie obroniła, a resztę podziałów, które trawią nasz kraj jak choroba nowotworowa, na chwilę przynajmniej zakopać. Kto nie umie tego zrozumieć, a w przestrzeni publicznej znalazło się już kilka osób (z każdej strony sceny naszego polskiego dramatu) wykorzystujących popularność do podgrzewania nastrojów, należy po prostu izolować. Tak samo jak średniowiecznych głupców, którzy z nudów wzbudzali panikę w miastach, krzycząc ”pożar”. Nie można im jednak po fakcie zapomnieć, że mając do wyboru milczenie, wybrali nienawiść.
To prawda, prezydent Adamowicz nie jest politykiem ani postacią przezroczystą. To oczywiste, że wzbudza kontrowersje, które swoją kulminację osiągnęły podczas zeszłorocznych wyborów samorządowych. Polityka, partyjne wojenki i małostkowość to jednak rzeczy, które w obliczu spraw ostatecznych muszą zejść na dalszy plan. Okazać się błahe i przemijalne. Bo jeśli nawet wtedy, nie umiemy wyjrzeć poza horyzont plemienności, czym tak naprawdę różnimy się od człowieka, który wychodzi z nożem na scenę? Tym, że zamiast niego siedzimy przed klawiaturami? To za mało, żeby z czystym sumieniem spojrzeć w lustro.
Marcin Makowski dla WP Opinie