Trwa ładowanie...

Trzecie spotkanie Trump-Kim. Historyczne, ale bez znaczenia

Spontaniczne spotkanie Donalda Trumpa i Kim Dzong Una było klasyką trumpowskiej dyplomacji. A jej filozofia jest prosta: stworzenie dobrego, przyciągającego uwagę show, dokonanie czegoś historycznego. Rezultatów brak, ale to akurat drugorzędna sprawa.

Trzecie spotkanie Trump-Kim. Historyczne, ale bez znaczeniaŹródło: PAP/EPA, fot: Yonhap
d19c9kn
d19c9kn

- Świat patrzy! - zadeklarował Donald Trump spotykając się z przywódcami obu Korei w strefie zdemilitaryzowanej w koreańskim Panmundżomie. I o to właśnie chodziło: żeby świat oglądał. Dlatego kiedy Trump jako pierwszy prezydent USA w historii postawił stopę na terytorium Korei Północnej, prezydent nie mógł powstrzymać się przed uwagą w stronę dziennikarzy.

- Oni nie mają żadnego uznania dla tego co się dzieje, zero - powiedział.

Historia bez treści

Czy powinni mieć? To wcale nie jest takie jasne. Tak jak prawie półtora roku temu w Singapurze, amerykański prezydent tworzy historię, ale nie tworzy rezultatów. Rozmowy między są w tym samym miejscu, co wówczas. Kim nadal udaje, że zamierza się rozbroić, czyni symboliczne gesty, a w międzyczasie rozwija swoje programy rakietowe i nuklearne (które Trump lekceważy). Dość powiedzieć, że w Panmundżomie usłyszeliśmy deklaracje obu stron, że wkrótce zaczną rozmowy na niższych szczeblach. Dokładnie to samo ustalono w Singapurze.

d19c9kn

Ktoś mógłby powiedzieć, że dyplomacja, nawet pozbawiona rezultatów, jest lepsza niż wymienianie się groźbami nuklearnej zagłady, co było na porządku dziennym przed spotkaniami z Kimem. I z pewnością miałby rację. Ale fetowanie Kima przez Trumpa nie obywa się bez kosztów. Po pierwsze, umacnia reżim morderczego despoty i pogrąża reputację Stanów Zjednoczonych jako "przywódcę wolnego świata". Do tego w czasach Trumpa zdążyliśmy się już niestety pryzwyczaić.

W końcu tylko w ciągu czterodniowej wizyty w Azji, Trump zdołał pożartować z Putinem na temat ingerencji w wybory i pozbywania się dziennikarzy i serdecznie bratać się z saudyjskim księciem, który zlecił publicystę "Washington Post".

Czy Iran to widzi?

Dlatego ważniejsza jest inna kwestia: tego, jakie wnioski ze szczytów Trump-Kim wyciągną inne państwa z nuklearnymi ambicjami, przede wszystkim Iran. Cytując klasyka, lekcja ta wydaje się być arcyboleśnie prosta: jeśli chcesz być traktowany z szacunkiem jako równorzędny partner do rozmów, rozwijaj swój arsenał i nie oglądaj się na nic.

To też pokazuje, że strategia prezydenta USA - jeśli możemy mówić w przypadku Trumpa o strategii - nie ma szans na powodzenie. Ani lawina komplementów, ani obietnice biznesowego eldorado na Półwyspie Koreańskim nie sprawią, że Kim porzuci najcenniejszą rzecz, którą posiada i która umożliwiła mu dotarcie do miejsca, w którym jest już teraz.

d19c9kn

Kiedy światem rządzi dziecko

Niespodziewany szczyt w Panmundżomie potwierdza też inną prawdę o Donaldzie Trumpie. Nie jest to polityk ani wytrawny, ani nawet poważny. Nawet jeśli spotkanie nie było czysto spontanicznym pomysłem prezydenta wyrażonym na Twitterze 24 godziny wcześniej ("jeśli prezes Kim to widzi, spotkałbym się z nim na granicy/strefie zdemilitaryzowanej, choćby żeby uścisnąć mu rękę i powiedzieć cześć") widać było, że spotkanie nie było zbyt dobrze przygotowane.

W jednym momencie doszło nawet do przepychanek między rzeczniczką prasową Białego Domu i koreańskimi oficjelami. Być może spotykanie się ze zbrodniczym despotą bez szczególnego celu i bez większych przygotowań nie jest najlepszym pomysłem?

d19c9kn

Politolog i publicysta "Wahsington Post" Dan Drezner od początku prezydentury Trumpa kolekcjonuje fragmenty tekstów z prasy, w których jego współpracownicy wypowiadają się o swoim prezydencie jakby mówili o kilkuletnim dziecku: uważają, żeby go nie zezłościć jakąś złą wiadomością, na biurko dają mu tylko maksymalnie uproszczone dokumenty z minimum szczegółów, uważnie monitorują jego nastrój. Zebrał dotąd 804 takie przypadki.

Niedzielne spotkanie z Kimem też miało coś z tego. Tyle że tym razem Trump bardziej przypominał nastolatka, który będąc w okolicy osiedla, na którym mieszka jego kumpel, zaprasza go sms-em, żeby wyszedł na dwór. Było fajnie i miło, ale tak jak i ze spotkań kumpli na osiedlu, niewiele z tego wynikło.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

d19c9kn
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d19c9kn

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje siętutaj