Trump dał się niemiłosiernie ograć. Teraz prosi o więcej. O co tu chodzi?
Bezpośrednio po zakończeniu spotkania Trump-Putin pisałem, że największym jego sukcesem jest to, że w Helsinkach nie doszło do "drugiej Jałty". Teraz nie jest to już takie jasne. Tym bardziej, że Trump już nie może doczekać się kolejnego spotkania z Rosjaninem.
Aby zrozumieć, w jakim miejscu są dziś Stany Zjednoczone, wystarczy obejrzeć nagranie z czwartkowej konferencji w Aspen Institute, gdzie dziennikarka Andrea Mitchell odpytywała Dyrektora Wywiadu Narodowego Dana Coatsa, człowieka stojącego na czele wszystkich 17 amerykańskich agencji wywiadowczych.
Mitchell: Biały Dom właśnie poinformował na Twitterze, że Władimir Putin odwiedzi Biały Dom jesienią.
Coats: Możesz to powtórzyć?
Mitchell: Władimir Putin odwiedzi...
Coats (śmiejąc się): Czy dobrze cię słyszę
Mitchell: Tak, tak...
Coats: Oooookeeej.... To będzie wyjątkowe
Trwa ładowanie wpisu: twitter
Jak słyszymy, cała sala wybuchła śmiechem. Ale był to raczej śmiech zrezygnowania, śmiech przez łzy. Bo biorąc pod uwagę sytuacja jest nie tyle śmieszna, co straszna. Ledwie trzy dni po szczycie w Helsinkach, który zakończył się całkowitym blamażem amerykańskiego prezydenta, Trump zaprasza Putina do Białego Domu, w dodatku tuż przed wyborami do Kongresu (nawiasem mówiąc, Putin może tam zawitać wcześniej niż zabiegający o to od wielu, wielu miesięcy prezydent Duda). A koordynator amerykańskiego wywiadu - człowiek, którego głównym zadaniem jest być poinformowanym - dowiaduje się o tym od dziennikarki, która sama dowiedziała się o tym z Twittera.
Co się stało w Helsinkach
Może nie byłoby to aż tak zdumiewające, gdyby nie fakt, że wciąż nie wiemy, o czym w ogóle rozmawiali Trump z Putinem za zamkniętymi w Helsinkach. Nie wie tego - co sam przyznał - nawet Coats. O ile Putin, który w przeciwieństwie do Trumpa robił notatki podczas spotkania, poinformował swoich dyplomatów o treści jego rozmów, Trump nie uznał tego za konieczne. Trudno znaleźć niewinne uzasadnienie tego faktu. W ten sposób Trump nie tylko ściąga na siebie oczywiste podejrzenia, ale też daje Putinowi ogromną przewagę, pozwalając mu na kontrolę przekazu i sytuacji po szczycie.
Przeczytaj również: Trump wyda Rosji amerykańskich urzędników? Kolejny owoc szczytu w Helsinkach
I Putin już skrzętnie z tego korzysta. W dzień po szczycie rosyjski MON poinformował o tym, że jest gotowy do realizacji postanowień zawartych w Helsinkach. Potem rosyjski ambasador w USA mówił rosyjskim mediom o kilku "ustnych porozumieniach" obu prezydentów. W końcu, jak donosi Bloomberg, Putin opowiedział dyplomatom, że zaproponował Trumpowi rozwiązanie wojny na Ukrainie za pomocą referendum w Donbasie. Według Bloomberga i jego rosyjskich źródeł, Trump miał poprosić o czas na rozważenie propozycji, wyrażając nadzieję, że Putin nie będzie mówił o tym publicznie.
Co tak naprawdę stało się w Helsinkach? Co z powyższych rewelacji jest prawdą? To w tej chwili niemożliwe do ustalenia. Ale też nie ma wielkiego znaczenia, bo Trump całkowicie oddał Putinowi inicjatywę. Dlatego Putin może dowolnie rozgrywać Trumpa i USA, wzrzucając w przestrzeń kolejne pomysły, powołując się przy tym na ustalenia ze szczytu. W najlepszym wypadku wrzutki takie jak ta z donbaskim referendum to tylko zagrywki obliczone na zasianie chaosu wewnątrz USA. W najgorszym, Putin mówi prawdę i sprawdziły się najczarniejsze, "jałtańskie" scenariusze, i rzeczywiście zawarł z Trumpem serię tajnych porozumień ponad naszymi głowami.
O co w tym wszystkim chodzi
Trudno wskazać jakiś racjonalny powód tych wszystkich działań ze strony amerykańskiego prezydenta. Wydaje się, że nawet ktoś o tak niskiej inteligencji i słabej osobowości jak Donald Trump powinien zorientować się, że okazując tak daleko posuniętą uległość wobec Rosji nic nie zyskuje. Nawet znajdująca coraz większe uznanie spiskowa teoria o tym, że Trump jest rosyjskim agentem wydaje się nie pasować. W końcu na zdrowy rozsądek taki agent starałby się odżegnywać od siebie podejrzenia o tajemnicze związki z obcym mocarstwem. Tymczasem Trump czyni wobec Putina otwarte umizgi, ufa mu bardziej niż swoim służbom, daje mu się ogrywać, a teraz jeszcze prosi o więcej. Wydawałoby się, że dla polityka, wobec którego coraz częściej - i to ze strony poważnych ludzi - wysuwa się zarzuty o zdradę - to recepta na polityczne samobójstwo. Coś tu zdecydowanie jest nie tak.
Ale być może Trump uważa, że to po prostu nic nie jest mu w stanie zaszkodzić. Podczas kampanii wyborczej stwierdził, że mógłby zastrzelić kogoś stojąc na środku nowojorskiej piątej alei, a i tak nie straciłby wyborców. Wiele wskazuje na to, że mógł mieć rację. Według najnowszego sondażu opublikowanego przez portal Axios, aż 79 procent republikańskich wyborców uważa, że Trump dobrze zaprezentował się w Helsinkach. I w długiej perspektywie, to może być najbardziej niepokojący fakt ostatnich dni.
Przeczytaj również: Były dyrektor CIA oskarża Trumpa o zdradę
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl