- Kobiety samą swoją obecnością w oddziałach Wyklętych potrafiły pohamować agresję innych żołnierzy. Podam przykład z życia ''Inki''. Podczas jednej z akcji został ranny jej dowódca, ppor. Zdzisław Badocha ''Żelazny''. Partyzanci z chęci odwetu pewnie gotowi byli rozstrzelać wszystkich wziętych do niewoli komunistycznych jeńców. Dwóch należących do UB nawet zabili. Ale najprawdopodobniej to właśnie obecność Siedzikówny sprawiła, że nie rozstrzelali wszystkich. A na odchodnym ''Inka'' rannym wrogom zostawiła jeszcze opatrunki. To był taki bardzo opiekuńczy, kobiecy odruch – mówi w rozmowie z WP historyk Szymon Nowak. - Z moich badań wynika też, że w stalinowskich więzieniach Kobiety Wyklęte często miały nawet ciężej niż mężczyźni - dodaje autor dwóch tomów ''Dziewczyn Wyklętych'', które opowiadają o losach kobiet z powojennego podziemia antykomunistycznego.