Nie wiem co to było. Jeżeli debata prezydencka w dużym państwie w sercu Europy, to chyba - jak określił to w pewnym momencie Władysław Kosiniak-Kamysz - przyleciała na Woronicza z Matplanety. Równoległego wymiaru, w którym pytania można układać w kontrze do jednego z uczestników, a ich treść usypia nawet muchę latającą w studiu.