Tadeusz Pietrzykowski ps. Teddy - bokser, który bił Niemców, jak chciał
• Tadeusz Pietrzykowski ps. Teddy walczył w Auschwitz w pojedynkach bokserskich
• Na żądanie SS bił z wielokrotnie cięższymi i silniejszymi przeciwnikami
• Przeprowadził ok. 20 walk i żadnej nie przegrał
• Przeżył obóz koncentracyjny - po wojnie został trenerem i nauczycielem
• Tadeusz Pietrzykowski ps.Teddy walczył w Auschwitz w pojedynkach bokserskich
• Na żądanie SS bił się z wielokrotnie cięższymi i silniejszymi przeciwnikami
• Przeprowadził ok. 20 walk i żadnej nie przegrał
• Przeżył obóz koncentracyjny - po wojnie został trenerem i nauczycielem
''Pamiętasz co Ci wszyscy mówili - Sylwina co będzie z niego? On sobie w życiu rady nie da, boks to chamstwo. No widzisz, mieli rację, co? Dam sobie i w piekle radę przy Bozi pomocy'' - tak pisał Tadeusz Pietrzykowski w jednym z grypsów z Auschwitz wysłanych do swojej matki. W ''piekle na ziemi'' dał sobie radę. Boksował za przysłowiową ''kromkę chleba'' i pięściami wywalczył sobie życie. Szczupły, powiedzielibyśmy ''chucherko'', ale o świetnej technice i fenomenalnej szybkości, w obozie nazywany ''białą mgłą'', wielokrotnie nokautował dużo większych rywali. Dzięki swoim obozowym wyczynom przeszedł do legendy: ''Jeszcze dziś tkwi w nas pamięć o Numerze 77, który bił Niemców jak chciał'' [wszędzie zachowano oryginalną pisownię; źródło cytatów na końcu artykułu - red.] - napisał jeden z więźniów obozu koncentracyjnego Auschwitz, Tadeusz Borowski.
''Bij Niemca!''
''Niebieskie łagodne oczy i niezmącony wyraz pogody mogą zmylić wielu niewtajemniczonych. Pomyśli sobie taki jeden z drugim: ot chuchro. A tymczasem ''chuchro'' może wrzepić takie cięgi, o jakich się wielu nie śniło! I dlatego radzę życzliwie: przyjrzyjcie się państwo fotografii. Jeśli tego młodzieńca o nieskalanej twarz spotkacie przypadkiem na swej drodze, ustąpcie mu przezornie miejsce. Leży to doprawdy w waszym interesie'' - pisał w 1939 r. dziennikarz ''Przeglądu Sportowego''.
O tej dobrej radzie nie mógł wiedzieć niemiecki kryminalista - kapo obozu w Auschwitz - Walter Duning. W marcu 1941 r. trafił jako ''nowy'' do obozu i od razu zaczął się wyżywać na polskich więźniach. Ci zaproponowali jednemu ze swoich kolegów, który zasłynął już dużą odpornością na ciosy obozowych kapo, ''Teddy’emu'', żeby stanął z sadystą w szranki na ringu i spuścił mu solidny łomot. Temat podgrzali niemieccy kapo - polski śmiałek miał dostać za walkę pół bochenka chleba i kostkę margaryny. Polskie ''chucherko'' - ważył wtedy zaledwie 40 kg, natomiast jego rywal 70 kg - przyjął wyzwanie.
Więźniowie utworzyli czworobok. W środku stanęli Polak i Niemiec. Teddy musiał się zaniepokoić widząc doskonale zbudowanego przeciwnika. Nie miał jednak wyjścia. Musiał się czymś wykazać, żeby przeżyć w obozie, gdyż nie miał żadnego wyuczonego zawodu i dla Niemców był bezużyteczny. Potrafił tylko nieźle boksować. Po pierwszej rundzie, dotychczas pewni siebie Niemcy, stracili swój animusz, obserwując doskonałą technikę Polaka: ''W czasie przerwy zauważyłem zdziwienie panujące wśród Niemców, którzy jakby 'cieplej' zaczęli na mnie spoglądać. Natomiast koledzy Polacy zaczęli mnie zagrzewać do walki wołając 'bij Niemca'''. W drugiej rundzie walka przeniosła się z ringu na publikę, złożoną z więźniów i kapo: ''stanąłem, zobaczywszy krew i nie uderzyłem. Walter spojrzał, stanął w postawie, lecz ja nie atakowałem, czekając co zrobi. W pewnym momencie gdy Polacy zaczęli krzyczeć 'Bij go, bij Niemca', wówczas Walter, Brodniewicz i inni kapowie rzucili się w tłum robiąc użytek z pięści i nóg''.
Niemiec przerwał walkę, oddał szacunek Teedy’emu za godną postawę i wręczył mu cały bochenek chleba. Teddy mógł również wybrać sobie przydział do pracy w obozie. ''Kiedy wypadłem z bloku nr 24 więźniowie patrzyli na mnie z podziwem, niektórzy z radością. Pobiegłem do bloku nr 2, w którym wówczas spałem, wpadłem na salę wołając: chłopcy jest chleb. Bolek Kupiec wziął scyzoryk i zaczął dzielić chleb na tyle części ilu liczyła nasza paczka. Tak się skończył dzień, który zadecydował o moim życiu, o mojej wygranej'' - wspominał ''Teddy'' dzień pierwszego, obozowego triumfu na ringu. Został wtedy mistrzem wszechwag obozu KL Auschwitz. Była to pierwsza walka więźnia w historii obozu Auschwitz.
Najpierw nauka, potem boks
''Chodziłem od szkoły do szkoły, nigdzie mnie nie chcieli. Dopiero w gimnazjum imienia Batorego zmieniłem taktykę. Dyrektorowi powiedziałem, że to mój brat boksuje, nie ja. Dzięki temu mogłem spokojnie ukończyć szkołę, a jednocześnie - pod pseudonimem Teddy - kontynuować bokserskie zajęcie'' - wspominał po latach swoje przygody z edukacją Tadeusz. Jego życiorys nie pasuje do stereotypu dzisiejszego sportowca, dla którego sport jest ważniejszy od nauki i zdobywania kolejnych atutów do CV. Młody Pietrzykowski dobrze się uczył, a jego rodzice początkowo nie mieli z nim większych problemów wychowawczych. Przejawiał talenty plastyczne. Jego nauczyciel ''wróżył mu nawet karierę podobną do rodu Kossaków''.
Sielankowe dzieciństwo skończyło się wraz ze śmiercią ojca w 1927 r. Dziesięcioletni chłopiec musiał szybko wkroczyć w dorosłe życie. Rodzina miała problemy finansowe, a Tadeusz kilkukrotnie zmieniał miejsce edukacji. W jednym z nich zaczął grać w piłkę nożną, a później porzucił ją na rzecz boksu. Wstąpił do sekcji bokserskiej Legii Warszawa. Trafił pod skrzydła twórcy tzw. polskiej szkoły boksu - Feliksa Stamma. Ten nauczył go nie tylko, jak dobrze boksować, ale wpoił mu również przekonanie, że ''nie ma rzeczy straconych''.
W 1935 r. wygrał walkę z mistrzem Polski Antonim Czortkiem ''Kajtkiem'' w wadze koguciej. Szybko wpadł w oko dziennikarzom, którzy pisali o nim w samych superlatywach: ''Jest typem lotnego, inteligentnego boksera. Szybki, zwinny, długoręki, o średniej sile ciosu, jest 'Teddy' zawodnikiem posiadającym rzadką właściwość dobierania metody walki w zależności od indywidualności przeciwnika''. Tadeusz robił bardzo duże postępy, wyprzedzając swoich kolegów. W 1937 r. został mistrzem Warszawy w wadze koguciej, a rok później uznano go za najlepszego pięściarza Warszawy. Prasa nazywała go ''Żelazną Pięścią''.
Fascynacja sportem sprawiła, że nauka zeszła na boczny tor. Nie obeszło się bez reakcji zaniepokojonej matki. Wymogła na działaczach klubu, że Tadeusz najpierw musi ukończyć szkołę i zdać maturę, dopiero wtedy zgodzi się na jego treningi. Pierwsze sukcesy na ringu dodały mu wiatru w żagle, co jednocześnie przełożyło się na jeszcze większe zaniedbania w nauce. W roku największych jego sukcesów wyrzucono go ze szkoły. Zła sytuacja finansowa zmuszała go do podjęcia dorywczej pracy. Talent plastyczny się przydał. Wykonywał odpłatnie rysunki dla kolegów studiujących na ASP i architekturę. ''Tyś mi kiedyś malował, a ja teraz jestem profesorem'' - wspominał jeden z jego ''klientów''. Kilkukrotnie przerywał boksowanie, żeby się uczyć do matury, co jednocześnie przełożyło się na jego formę. W 1938 r. odszedł z Legii do klubu Syrena, po czym wkrótce ''wypadł'' z bokserskiego obiegu. Po wielu trudnościach Tadeusz uzyskał dyplom dojrzałości jako ekstern w 1939 r.
''Nie bij synu, nie bij!''
W 1939 r. walczył w obronie Warszawy. Wstąpił do konspiracji. Chciał bić się w polskim wojsku we Francji. Przedarł się na Węgry, ale tam został schwytany. Odstawiono go do okupowanej Polski, przekazując w ręce oprawców z gestapo. 14 czerwca 1940 r. trafił z pierwszym transportem więźniów do obozu koncentracyjnego Auschwitz. Pracował w komandzie kosiarzy, na stolarni i na budowie poza obozem.
Po walce z niemieckim kapo rozpoczął ''karierę'' obozowego boksera - walczył o talerz zupy i kawałek chleba. Walki, w których brał udział, miały charakter sadystyczny. Największą radość przynosiły patologicznej załodze obozu. Nasz bohater musiał walczyć z wielokrotnie cięższymi i silniejszymi od siebie przeciwnikami. Jak pisał jeden ze świadków tych walk, były one niezwykle brutalne: ''Nie widziałem, aby na ringu zawodnik w ten sposób masakrował przeciwnika jak to miało miejsce w tej walce. Krew z rozbitego nosa, warg i rozciętych brwi zalewała tułów i matę ringu, a walka wciąż trwała. To mogło się zdarzyć tylko w Oświęcimiu''. Jak sam później przyznawał Tadeusz, współczucie chwytało go za gardło jedynie na widok zmaltretowanych dzieci. Pomimo tego, nie raz pomagał słabszym.
Pewnego dnia był świadkiem znęcania się nad więźniem. ''Mając zgodę SS-manów podszedłem do Vorarbeitera pytając go za co bije więźnia'' - wspominał ''Teddy''. ''Vorarbeiter odburknął obraźliwie: zamknij pysk ty durny Polaczku! […] Uderzyłem go wówczas raz, za drugim ciosem upadł na ziemię. SS-mani zaczęli bić brawa, a zdumieni więźniowie z dalsza, oniemieli, oglądali nie zrozumiałą dla nich scenę. Po chwili Vorarbeiter wstał, znów doskoczył do mnie, więc po kolejnym moim ciosie upadł. Zapytałem wówczas: chcesz żeby ciebie zawieziono do krematorium? Nie wiem jakby na tym spotkaniu wyszedł Vorarbeiter (zabierałem się do sprawienia mu solidnego lania), gdyby nie interwencja ofiary Vorarbeitera. Nagle złapał mnie ktoś za rękę mówiąc: nie bij synu, bracie, nie bij synu! Proszący miał na nosie okulary w drucianej oprawie z których jedno ramię zastępował kawałek sznurka […] Jego twarz była jakaś nienormalna: łagodna, dziwnie spokojna'' - opowiadał. Był to Maksymilian Kolbe. Później ''Teddy'' wielokrotnie spotykał
się z franciszkaninem. Jego spokój i opanowanie imponowało bokserowi, dlatego lubił przebywać w towarzystwie przyszłego męczennika, ale ten stawiał jeden warunek: ''Jeśli chcesz przychodzić do mnie musisz opanować swój wybuchowy charakter''. ''Teddy'' uczestniczył później w apelu, w trakcie którego Kolbe postanowił oddać swoje życia za innego więźnia. ''Nie byłem w stanie zrozumieć tego aktu'' - dodawał po latach. Dla człowieka, który do ostatka chciał walczyć o swoje życie, decyzja franciszkanina była całkowicie niezrozumiała.
''Nie wiem co we mnie wstąpiło''
Wkrótce zwycięstwa nad ''nadludźmi'' przestały się podobać Niemcom. Polskim bokserem zainteresowało się obozowe gestapo w Auschwitz. Życie uratował mu kierownik obozu koncentracyjnego w Neuengamme - Hans Lütkemayer. Esesman organizował transport więźniów z Auschwitz. ''Teddy'' poznał go przed wojną na jednym z turniejów bokserskich, gdzie Lütkemayer był sędzią. Esesman zaproponował mu wyjazd do obozu Neuengamme.
Odjazd nastąpił w marcu 1943 r. ''Teddy'' w obozie głównym i jego filiach przebywał niemal do zakończenia wojny. Dalej walczył na ringu. Przeprowadził ok. 20 walk i żadnej nie przegrał. Jego zwycięstwa nad Niemcami nastręczyły mu kolejnych kłopotów, ale dzięki zdobytym kontaktom w obozie udało mu się uniknąć śmierci. Pobyt w obozach koncentracyjnych zakończył w obozie Bergen-Belsen, który wyzwolili Brytyjczycy. Po wyjściu na wolność polował na hitlerowskich zbrodniarzy ukrywających się w okolicy. Po latach żałował, że strzelał do Niemców: ''Po pięciu latach znalazłem się na wolności, a więźniami byli tym razem Niemcy. Strzelałem do nich. Nie wiem co we mnie wstąpiło''.
Służył w I Dywizji Pancernej. Został jej mistrzem w wadze lekkiej. Bardzo tęsknił za ojczyzną. Wkrótce wrócił do Warszawy. Sporo chorował - marzył o powrocie do sportu. Stoczył jeszcze jedną, ostatnią walkę ze swoim największym przedwojennym rywalem - Antonim Czortkiem, ale ją przegrał. W 1950 r. skończył AWF. Pracował z młodzieżą jako trener i nauczyciel. Założył rodzinę. Zmarł w 1991 r. Obawy jego matki nie spełniły się - dał sobie radę w życiu.
Mateusz Staroń dla Wirtualnej Polski
Wszystkie cytaty pochodzą z książki "Bokser z Auschwitz. Losy Tadeusza Pietrzykowskiego" Marty Bogackiej (Wydawnictwo DEMART, Warszawa 2012) - zachowano oryginalną pisownię.