Sikora: To dopiero początek końca Ryszarda Petru. Lubnauer nie pozwoli mu działać w partii
Ryszard Petru przegrał wybory na szefa Nowoczesnej. To oznacza koniec jego kariery politycznej, na pewno koniec kariery w partii, którą założył. Katarzyna Lubnauer zepchnie go w cień, tak jak Angela Merkel zrobiła z Helmutem Kohlem, czy - by nie szukać daleko - Donald Tusk zrobił z Andrzejem Olechowskim i Maciejem Płażyńskim.
Po usunięciu Ryszarda Petru z nazwy Nowoczesnej, delegaci na konwencji partii usunęli go też z fotela przewodniczącego. Sprawa nie była przesądzona do ostatniej chwili,o czym świadczą wyniki głosowania: 149 do 140. Petru błyskawicznie zapowiedział, że nie odchodzi z partii.
Obejrzyj: Wpadki i lapsusy Ryszarda Petru
Wkrótce mają się zacząć rozmowy o przyszłości dotychczasowego przewodniczącego w partii. Nie ma jednak wątpliwości, że Petru może liczyć co najwyżej na jakąś mało znaczącą, chociaż może poważnie brzmiącą funkcję. W innym wypadku istniałaby dość duża groźba, że pokonany przewodniczący zacznie zwalczać Lubnauer, spróbuje odzyskać partię. Albo będzie czekał na czas politycznej zemsty, tak jak ograbiony z niemal wszystkich funkcji Grzegorz Schetyna, który ostatecznie doczekał się i dzisiaj kieruje Platformą.
Na margines
Dlatego Ryszard Petru będzie sukcesywnie marginalizowany, aż zdecyduje się odpuścić sobie politykę i, na przykład pozostając honorowym przewodniczącym, wrócić do biznesu, albo zostanie zmuszony od realizowania swoich ambicji politycznych poza partią, którą zakładał. Oba te warianty przećwiczono w Platformie Obywatelskiej.
Donald Tusk systematycznie marginalizował dwóch z trzech tenorów. Andrzej Olechowski odpuścił politykę (wrócił tylko na chwilę, w 2010 roku, gdy wystartował na prezydenta, co skończyło się klęską). Maciej Płażyński po dwóch latach od powstania PO odszedł z partii. W 2005 roku dostał się do Senatu jako kandydat niezależny, a w 2007 roku wystartował do Sejmu z listy PiS (tuż po wyborach odszedł z klubu).
Rozłam
Teraz przed Lubnauer trudne zadanie ograniczenia rozmiarów rozłamu w partii, bo jego uniknięcie chyba wydaje się niemożliwe. Za Petru zagłosowała niemal połowa delegatów. Mogą zdecydować się na odejście z partii, kiedy marginalizowany Petru da taki sygnał. Niewątpliwie kibicować temu będzie też Grzegorz Schetyna i PO - każda szabla jest na wagę złota, a kilka transferów z Nowoczesnej do PO już w tej kadencji było.
Szef największej partii opozycyjnej zapewne będzie chciał też odgrywać się na Lubnauer, która będzie dla niego znacznie trudniejszym partnerem niż Petru. Dała o tym znać ostro krytykując decyzję o rezygnacji ze startu Pawła Rabieja i uczynienia z niego kandydata na wiceprezydenta u Rafała Trzaskowskiego. Pytana o ważność tej umowy tuż po wyborze Lubnauer mówiła, że trzeba będzie o tym z PO rozmawiać. To oznacza, że będzie chciała unieważnić umowę, albo przynajmniej uzyskać od PO lepszą cenę za rezygnację z własnego kandydata.
Partyjna polityka jest bezwzględna. Kilkoro liderów w jednej partii - to nie może się udać. Zawsze ten jeden musi mieć pewność, że pozostali - choć silni - uznają jego decydującą rolę. A kiedy już się na to zgodzą, przywódca dba, by tak pozostało. Jeśli nagle ktoś zaczyna zagrażać jego pozycji, jest systematycznie i bezwzględnie spychany. Ryszard Petru jest zbyt dużym zagrożeniem, by mógł zostać jako koncesjonowana opozycja wewnętrzna. Teraz czeka go proces marginalizowania, tylko od siły jego oporu będzie zależało, czy będzie długi i bolesny, czy przebiegnie szybko.