Reparacje wojenne od Niemiec. Kalendarium polityczno-medialnej burzy
Zwykle sezon ogórkowy wypełniały zdjęcia z ustawek posłów i spekulacje o rekonstrukcji rządu (każdego po kolei). W tym roku ten temat zastąpiła kwestia o kompletnie innym ciężarze gatunkowym: reparacje wojenne od Niemiec. I o ile od gadania o wyrzuceniu któregoś ministra, w najgorszym wypadku zrobi mu się przykro, to podnoszenie kwestii reparacji ma poważne konsekwencje.
Ten spektakl trwa już zadziwiająco długo, bo ponad miesiąc. A jeśli dobrze policzyć, to dwa. Pierwszy sygnał dał Jarosław Kaczyński podczas kongresu PiS w Przysusze, który odbył się 1 lipca. - Polska się nigdy nie zrzekła tych odszkodowań. Ci, którzy tak sądzą, są w błędzie - powiedział. Uważni słuchacze wychwycili temat, który pojawił się na marginesie długiej i wielowątkowej przemowy.
Dzieje się w Polsce: reparacje wojenne
Jako pierwszy zrobił to poseł Adam Ołdakowski, który już 4 dni później wystosował w tej sprawie zapytanie poselskie (które jeszcze w tym tekście wróci). Ale jeszcze wtedy właściwie nikt się tym nie zainteresował, poseł nie ma takiej siły przebicia. Udało się to dopiero Arkadiuszowi Mularczykowi, który 2 sierpnia ogłosił, że złożył do Biura Analiz Sejmowych wniosek o ekspertyzę prawną dotyczącą tej kwestii. Informację podała PAP, a za nią wszystkie media. Zaczął się medialny spektakl.
Czcze gadanie
Mularczyk mówił, że analiza ma być gotowa do 11 sierpnia. Kiedy ten dzień nadszedł, na Twitterze uspokajał zniecierpliwionych wyborców. "Sejmowi eksperci BAS ciężko pracują, proszę dać im czas. Analizują materiały arichiwalne i umowy międzynarodowe. Nie będziecie zawiedzeni" - pisał polityk PiS. Temat przewijał się przez prawicowe media, łącznie z TVP, ale zdawał się być tylko czczym, publicystycznym gadaniem.
Co więcej, wydawało się, że i ono wkrótce ucichnie, bo zgodnie z prawem sprawa jest zamknięta. "Gazeta Wyborcza" przytoczyła odpowiedź na zapytanie poselskie wspomnianego już posła Ołdakowskiego. W piśmie, pod którym podpisał się wiceminister spraw zagranicznych Marek Magierowski można przeczytać, że polskie władze w 1953 roku, a później jeszcze w roku 2004, zrzekły się roszczeń wobec Niemiec i od tego czasu nie nastąpiła żadna zmiana stanowiska rządu.
Rocznica
Do tłumaczenia i prostowania słów byłego prezydenckiego rzecznika szybko wziął się Witold Waszczykowski. Minister przekonywał, że przekaz pisma został zmanipulowany i ministerstwo wcale nie zamyka drogi do starania się o miliardy. To dało nowego paliwa do pokrzykiwań i spekulacji tym najbardziej antyniemieckim zwolennikom PiS, którzy najgłośniej kibicowali pójściu na starcie z Niemcami. Dopytywali Mularczyka co z jego zapowiedzią, poseł odpowiadał, że już, że wkrótce, że w połowie września.
Gdy nadszedł 1 września, temat reparacji wyszedł na pierwszy plan. Kolejni ministrowie zabierali stanowisko, a Mariusz Błaszczak pokusił się nawet o podanie zawrotnej kwoty biliona dolarów. W poniedziałek Witold Waszczykowski postanowił go przelicytować i stwierdził w RMF FM, że kwota może być większa. Nieco ostudził jednak emocje mówiąc, że nie ma jeszcze stanowiska rządu.
Bo na razie cała akcja z reparacjami to czcza gadanina, kolejny sposób PiS na odwrócenie uwagi od rzeczy istotnych, a przede wszystkim rzeczy, które dzieją się teraz. Problem w tym, że rozpętywanie takiej burzy nie pozostanie bez konsekwencji. Zarówno w Europie, gdzie tylko umocnimy wizerunek awanturników, jak i w kraju, gdzie zasiane zostanie ziarno chorobliwego antygermanizmu, który zastępuje coraz silniej pamięć o tragedii II wojny światowej.