Putin znowu zasiadł w fotelu prezydenta. Rosjanie go kochają, a świat ma się bać
Kozacy biją ludzi na ulicach Moskwy, a żołnierz z flagą Rosji przyjmuje kapitulację rebeliantów gdzieś w Syrii. Nad wszystkim panuje prezydent. Władimir Putin rozpoczyna właśnie czwartą kadencję, której symbolem nie będzie gołąbek pokoju.
Podczas protestów opozycji w Moskwie umundurowani Kozacy z nahajkami atakowali demonstrantów przekonujących, że Putin nie jest carem. W całej Rosji podczas weekendowych protestów aresztowano ok. 1 600 ludzi. To nie oznacza, że władzy Władimira Putina coś zagraża. Prezydent rozpoczyna właśnie czwartą kadencję i to on jest groźny.
Opozycja nie jest powodem do zmartwień dla szefa państwa składającego przysięgę w złotej komnacie na Kremlu. W marcu Władimir Putin jednoznacznie wygrał wybory, które nie były w pełni demokratyczne, ale nie ze względu na procedurę głosowania, tylko z uwagi na sposób prowadzenia kampanii, dostęp do mediów i wykorzystywanie aparatu państwowego na korzyść przywódcy i na szkodę opozycji.
Dzięki temu podejściu, bardziej subtelnemu niż ordynarne fałszerstwa, poparło go 77 proc. głosujących. Obywatele po prostu ufają swojemu prezydentowi. Rozprawienie się z demonstrantami jest natomiast klasycznym zagraniem autorytarnego przywódcy, który już na wstępie pokazuje, że nie będzie tolerował sprzeciwu ani zbyt nachalnej krytyki. Nie ma znaczenia, że podzielona opozycja w żaden sposób mu nie zagraża.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
Problemem jest poziom życia
Słabość krytyków i zgoda społeczeństwa na autorytarną władzę pozwolą prezydentowi spokojnie rządzić przez kolejne lata bez konieczności odwoływania się do dyktatorskiego zamordyzmu. Prawdziwym problemem jest gospodarka, której Rosja nie zmodernizowała przez ostatnie lata, a kolejne fale sankcji są bolesne. Jedyne, co może zatrząść Kremlem jest pogarszający się poziom życia Rosjan.
Przez niemal dwie dekady rządów Putin pokazał, że w takich sytuacjach rozwiązania znajduje poza granicami Rosji. Sankcje, z punktu widzenia Moskwy, są złem, które należy zwalczać, ale nie ustępując wobec żądań Zachodu tylko dzieląc i osłabiając przeciwników. Rosja nie odda przecież Krymu, co byłoby polityczną katastrofą dla prezydenta. Nie zawaha się jednak użyć armii internetowych trolli do podsycenia niepokojów w Paryżu czy Berlinie. Będzie też nasilac niesnaski pomiędzy Waszyngtonem, Brukselą, Warszawą i każdą inną stolicą, która tylko stworzy taką możliwość.
Rosjanie świetnie nauczyli się wykorzystywać niezdecydowanie oponentów, czego koronnym przykładem jest Bliski Wschód. Dla Kremla to gra zero-jedynkowa, czyli słabość i niezdecydowanie Zachodu to zysk i szansa dla Rosji. Zdobywanie wpływów w ten sposób niesie ze sobą kilka korzyści. Po pierwsze, pozwala chwalić się mocarstwowymi sukcesami i budować dumę, a więc poparcie obywateli. Po drugie, umożliwia zdobywanie kontraktów cywilnych i sprzedawać sprzęt wojskowy, co jest źródłem bardzo potrzebnej waluty. Po trzecie, umożliwia skupienie niezbyt wielkich zasobów tam, gdzie ma to największe znaczenie, czyli maksymalizuje zyski przy stosunkowo niewielkich nakładach. Moskwa, która wydaje na zbrojenia 10-krotnie mniej niż USA, nie może prowadzić tak rozległej polityki międzynarodowej jak Waszyngton.
Mocarstwowa polityka Rosji, a w szczególności towarzyszący jej szum medialny, powoduje, że często zapominamy, iż jest to zaledwie 12 gospodarka na świecie. Pod względem dochodu narodowego, przy całym swoim potencjale i niespożytych zasobach naturalnych, Rosja jest 12 razy mniejsza niż USA i zaledwie 3 razy większa od Polski.
To, że przez 18 lat rządów w roli prezydenta i premiera Putinowi nie udało się wyrwać kraju z pułapki gospodarki surowcowej jest jego największą klęską. Złe relacje z Zachodem powodują, że nie uda mu się tego zmienić w ciągu kolejnych lat sprawowania władzy. Projekty takie jak Nord Stream 2 osłabiają Zachód, mogą stanowić źródło gotówki, ale nie nadrobią braków technologicznych. Jedyną alternatywą dla Zachodu są Chiny, ale w relacjach z obrastającym w mocarstwowe piórka Pekinem, Moskwa spada do roli petenta. Putin będzie starał się tego unikać, choć może nie mieć wielkiego wyboru.
Zobacz także: Paweł Lisicki: krzyż jest znakiem tożsamości europejskiej
Polska musi uważać na Putina
Gospodarczo Polska dobrze poradziła sobie z ochłodzeniem relacji z Rosją, a przedsiębiorcy znaleźli rynki zbytu w miejsce utraconych kontrahentów na wschodzie. Prawdopodobieństwo otwartego konfliktu z Rosją również jest niewielkie. Kłopot z utrzymaniem niepodległości może mieć Białoruś, a Donbas będzie wiecznie krwawiącą raną dla Ukrainy, natomiast dla Warszawy zagrożenie wygląda inaczej.
Polska jest i na pewno nadal będzie celem działań hybrydowych podsycających wszelkie spory pomiędzy Warszawą a Brukselą czy Waszyngtonem i osłabiających solidarność w Europie Wschodniej. Dlatego polski rząd musi działać bardzo rozważnie, a PiS musi trzy razy zastanowić się nad każdym posunięciem znajdującym oddźwięk w świecie.
Przez kolejne lata na Kremlu zasiadać będzie człowiek, dla którego, każda umowna "ustawa o IPN" będzie pretekstem do podważenia pozycji Polski. Możemy być pewni, że nie zawaha się go użyć. To kolejny powód, dla którego takich wpadek po prostu trzeba unikać. Relacje z Rosją w końcu znowu zaczną się poprawiać, ale mało prawdopodobne, aby nastąpiło to za rządów Władimira Putina. To znaczy, że w relacjach z Moskwą mamy przed sobą jeszcze kilka lat chłodu lub wręcz zimnej wojny, które trzeba przeczekać ograniczając straty i dając jak najmniej możliwości do działania dobrze już znanemu gospodarzowi Kremla.
Jarosław Kociszewski dla Opinii WP
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl